Rozdział 1

5.9K 229 107
                                    

[POPRAWIONY]

Znacie to urządzenie piekieł skonstruowane przez najnikczemniejszą istotę na świecie? Zrobione w celu torturowania ludzi tak niewinnych, jak ja oraz dobrych i uczciwych obywateli. Rzecz ta jest potocznie zwana jako budzik. Właśnie on śmiał przeprowadzić zamach na mój związek z łóżkiem.
Niestety ma on też niesamowitą umiejętność przeciągania innych na swoją stronę. Nie wiem, jak mu się to udało, ale przekabacił (albo opętał — w to jestem bardziej skłonna uwierzyć) moją mamę:

- Carmen wstawaj! - krzyknęła, zdzierając ze mnie cieplutką kołdrę.

- Już pędzę mamo - mruknęłam, mocniej wtulając się w poduszkę.

- Spóźnisz się do szkoły. - ostrzegła mnie.

- O nie! I co to będzie! - W myślach przewróciłam oczami.

- Carmen. To już ostatni tydzień.

W sumie fakt.

- Jeszcze minutka. - Westchnęłam zrezygnowana.

- Śniadanie czeka na dole. - Usłyszałam, jak wychodzi z pokoju, jednak nagle się zatrzymała. - I jeszcze jedno! Chyba kot narobił ci na dywan.

Nie no znowu?!

Mama wyszła z pokoju, tym razem już na pewno, a ja, rozmyślając nad tym, co zrobić z obsikanym dywanem i jak ukatrupić kolejne wcielenie szatana, które śmiało to zrobić, podeszłam do szafy, aby zobaczyć, w co się mogę ubrać. Na szczęście było ciepło i nasza szkoła nie miała mundurków (nie licząc kolorowych krawatów, które trzeba było ubierać tylko na te zdecydowanie najważniejsze okazje), więc miałam pełne pole do popisu. Nie znoszę zimna ani śniegu, ani niczego co jest związane z niską temperaturą. No, chyba że chodzi o lody albo lemoniadę. To co innego.

Postanowiłam ubrać się w zawsze niezawodne conversy, dzisiaj w kolorze kremowym i beżowy, krótki kombinezon w kwiaty, a włosy upięłam w koka.

Na szczęście, jako że była końcówka roku, nauczyciele już nie robili nam lekcji, więc wzięłam niedużą skórzaną torebkę, do której musiał zmieścić mi się szkicowniki.
Pod koniec roku przychodziłam do szkoły głównie ze względu na moich znajomych. I treningi tańca, ponieważ ćwiczyliśmy układ na zakończenie roku.
Po jako takim ogarnięciu się, spojrzałam na zegarek.
Miałam tylko 20 minut do rozpoczęcia zajęć! Zbiegając ze schodów i, o mało się na nich nie zabijając, chwyciłam gofra i kluczyki od mojego samochodu i czym prędzej pojechałam do kawiarni.

Jak tylko do niej wpadłam, to już na wejściu dostałam do ręki duży kubek, wypełniony pachnącą herbatką i zostałam wypchnięta za drzwi przez cudowną właścicielkę (i moją nieoficjalną nauczycielkę języka francuskiego) o imieniu Liz. Kątem oka zdążyłam uchwycić tylko dwójkę nastolatków, siedzących zaraz przy drzwiach: blondynkę z szarymi oczami i bruneta z oczami koloru morza, którzy z zaciekawieniem mi się przeglądali.

☆Percy's POV☆

Wczoraj był dzień jak co dzień. Wyjątkowo mieliśmy w tym roku zakończenie roku szkolnego w zeszłym tygodniu, więc już od tygodnia jestem w obozie. Wreszcie nie było problemów z tym, że jakiemuś pomniejszemu bogowi nie podobają się rządy Olimpijczyków, a potwory wymykają się spod kontroli.

Razem z Annabeth byłem na plaży, kiedy zabrzmiała koncha na obiad. Niechętnie wstaliśmy z piasku i w przyjemniej ciszy poszliśmy do kantyny. Tam rozdzieliliśmy się i każdy udał się do swojego stolika. Na obiad zażyczyłem sobie niebieskie tacos (za dużo czasu z Valdezem), razem z niebieską (ale to chyba oczywiste) coca-colą. Kiedy byłem w trakcie jedzenia, do mojego stolika podszedł Chejron w swojej końskiej postaci.

Colorful Life | Nico Di AngeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz