Motyle (RoyMetti)

114 19 20
                                    

18.07.2017r. dla xShorthair, bo nie pamiętam, czy już zrealizowałam to zamówienie. Tak czy siak... Właśnie zabrakło zamówień 😗

Był pasjonatem przyrody i zbierał w ciągu swojego życia już właściwie wszystko, co tylko zbierać taki pasjonat mógł.

Kamienie;

Rośliny (suszone, sztuczne i te w wazonach, które szybko umierały);

Obrazki z roślinami i innymi cudami natury ;

Przyrodnicze atlasy;

Przyrodnicze magazyny (oraz te o biologii, nowych odkryciach i łowieniu ryb);

Przewodniki po odległych częściach świata;

Nasiona roślin...

Było tego wiele więcej, dużo, jak nie dziesiątki to przynajmniej setki innych rzeczy... Ale najbardziej wśród całego tego sznura kolekcji i małych manii, uwagę przykuwały motyle.

Motyle były jego miłością ponad wszystko inne, nie dziwota więc, że mając dwadzieścia dziewięć lat zakochał się w jednym z nich. I dla niego właśnie oczyścił dom z wszystkich swoich dawnych fascynacji, wyrzucając na makulaturę nie przydatne nikomu tony papierów, kamieniami, nasionami i roślinkami ozdabiając mały ogródek, figurki że zwierzętami chowając na razie w ładnym kuferku na strychu, a zbiory motyli i owadów powierzając muzeum naturalnemu.

Jaki motyl, biorąc pod uwagę czas ich życia, zawrócił mu w głowie tak mocno?

Nazywał  się Christophe Giacometti, był młody - dopiero skończył dwadzieścia cztery lata, ale to nie miało znaczenia  - i pełen marzeń. Był malarzem. A gdy malował, wciąż się poruszał przy płótnie w taki sposób, że jego luźne ubrania falowały jak skrzydła lecących motyli. Całych dziesiątek na raz.

Christophe w istocie był motylem tylko z woli jego wyobraźni, ale to wystarczyło, aby popchnąć do przodu jego rodzące się dopiero uczucie do urodziwego blondyna.

I nie żałował. Naprawdę.

Nie żałował żadnej z kolekcji, żadnego ich kawałka... Giacometti był ważniejszy - był jego motylem. Jednym, a jednak w każdym ruchu przywołującym na myśl chmarę tych pięknych owadów. Dziką i barwną.

- Jean, nie ruszaj się, próbuje namalować twoje usta - skarcił go partner, lekko zarumieniony, wyglądając nieśmiało zza kryjówki.

- Przepraszam, już nie będę - skruszony uśmiechnął się odrobinę i zajął nieznacznie wygodniejszą pozycję, aby jego jedyna pasja mogła spokojnie popracować.

Łyżwiarski światekWhere stories live. Discover now