Po kłótni (Leechit)

242 37 33
                                    

08.05.2017r. ...ale od biedy może być też Philee. W obu wypadkach brzmi mi to jak leki na przeziębienie.

Dla Ola277 (mam nadzieję, że się nie zawiedziesz)

Wszystkim czytelnikom dziękuję za wytknięci mi wpadki - napisanie, że Seung był z Chin. Nie wiem, jak to się mogło stać! Już wszystko poprawiłam. Przepraszam, że ten błąd się w ogóle pojawił! (Chowa się zakłopotana pod kocykiem).



W małym mieszkanku, w którym zazwyczaj nie dało się o żadnej porze dnia i nocy nie słyszeć przychodzenia na telefon powiadomień z mediów społecznościowych, muzyki zaczynającej się nagle, gdy komuś od komórki odpadną słuchawki i szczekania psów na chomiki... obecnie, pięknej, jesiennej niedzieli... panowała prawie idealna cisza.

Telefony nie brzęczały.

Chomiki nie drapały się po szafach, do których diabli jedni mogą wiedzieć, jak się dostały.

Psy nie szczekały.

Muzyki zresztą też nie było.

Na trochę za wąskim - jak na dwuosobowe - łóżku, działy się właśnie prawdziwe, kompletnie niespodziewane i z pewnością podlegające wyrokom i sądom w niebie (piekle też, bo czemu diabły miałyby być gorsze?) rzeczy.

Ubrany tylko w neonowozielone (zsunięte niemal do kolan) bokserki Tajlandczyk leżał na brzuchu, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie i zaciśniętymi na niebieskiej pościeli w kwiatki, podczas gdy jego koreański kochanek obsypywał całe drobne plecy w apetycznym odcieniu polerowanego drzewa cedrowego, dziesiątkami wilgotnych pocałunków. Robił to już dłuższą chwilę. Zaczynał kilkadziesiąt sekund wcześniej, pieszcząc kark i łopatki, a teraz sięgał już okolic mięśni grzbietu. Z ust ofiary cudownych tortur wymykały się ciche westchnienia, a czasem, jeśli poza ustami jego rozpalonego ciała dotknęły także chłodne ręce - pomruki i jęknięcia.

Koreańczyk nie wyglądał na osobę zdolną zatroszczyć się o potrzeby kochanka z wprawą i zaangażowaniem godnymi rodowitego Włocha... a jednak dokładnie taki był. Zwinny, namiętny, zaborczy i z wyobraźnią. Dużą wyobraźnią.

-S-seung... proszę - wydyszał w końcu Tajlandczyk, gdy mężczyzna przejechał językiem po jego skórze, mniej więcej od okolic odcinka lędźwiowego, w dół, do samego końca kości ogonowej. Ruchliwy, gorący narząd smaku, bez chwili zawahania ani choćby cienia zakłopotania swego właściciela, wsunął się w głąb pulsującej, pomarszczonej dziurki, do której dostęp zapewniło zaciśnięcie się jasnych palców na jędrnych pośladkach i rozsunięcie ich. - S-seun-ahhh! N-nie tammm... nnieee..

Zadowolony z siebie Koreańczyk nie uległ słodkim, pełnym rozochocenia i słabego uporu życzeniom. Zaczął poruszać językiem w przód i w tył.

-S-seunnng! Ja naprawdę... błahhh-gammm...

Gdy głos Tajlandczyka zaczął się łamać, zdradzając nadchodzące łzy, młodszy w końcu zaprzestał swych zabiegów i uniósł się, pospiesznie zsuwając z bioder bieliznę. Jego twardy penis stał już od dłuższego czasu, przejechał po nim palcami, rozprowadzając resztki uronionego wcześniej preejakulatu i kilka nowych kropelek, po całym trzonie. Nakierował się na słodką, różową dziurkę między wypiętymi w jego stronę pośladkami (które lubił czasem pomiętosić dla zabawy tylko po to, aby Phichit, kompletnie zakłopotany i wytrącony z równowagi próbował zdzielić go kuchenną ścierą albo tym, co akurat miał w ręce, po głowie). Wsunął się w podnieconego partnera gładko, jednym płynnym ruchem. To, jak bardzo gorące wnętrze go sobą otulało i jak doskonale jego penis się w tym miejscu czuł, sprawiało, że miał ochotę dojść natychmiast, ale opanował się. Jakkolwiek miłość by nie ogłupiała, nie miał zamiaru kończyć seksu jeszcze zanim dobrze go zacznie. Pierwsze kilka ruchów było dosyć delikatnych, nie chciał skrzywdzić partnera, w końcu tak naprawdę nie użyli żadnego nawilżacza ani niczego takiego. Gdy Phichit rozluźnił się bardziej, wciskając twarz w poduszkę i prosząc nieśmiało - dla odmiany - o więcej, przyspieszył, biorąc go mocniej niż wcześniej.

-M-mocniej... g-głębiej... Aahhh!

Ich ciała poruszały się w miarę w jednym rytmie, a przynajmniej na tyle, aby starszy mógł swobodnie jęczeć i prosić, a on cicho pomrukiwać. Trochę jak zadowolony kot. Tylko trochę. Kiedy czuł, że zaczyna ogarniać go szaleństwo, zaprzestał kontrolowania swoich ruchów; zaczął brać partnera mocno, chaotycznie i szybko, tak, że Phichit był w stanie już tylko głośno jęczeć, a także krzyczeć wtedy, gdy intensywne pchnięcia trafiały w jego punkt G.

Świat zdawał się nie istnieć.

Tylko on i słodki, rozochocony, wydający z siebie okrzyki rozkoszy kochanek, powtarzający jego imię swoim kuszącym głosem na pograniczu rozkoszy i płaczu.

-P-Phichit - wydusił z siebie w końcu, z głuchym jękiem dochodząc dokładnie wtedy, gdy opuścił ciało mężczyzny i w konsekwencji ochlapując spermą jego plecy. Białe plamy wyglądały intrygująco, trochę ekstrawagancko na jego plecach w bartwie polerowanego cedru.

Tajlandczyk dyszał, wygięty nieznacznie w pościeli, z odchyloną do tyłu głową i dłońmi zaciśniętymi na poduszce. Doszedł niemal w tej samej chwili co jego koreański kochanek. Całe jego ciało drżało, pierś falowała przez nabierane niespokojnie, bardziej wydychane niż wdychane powietrze.

-Seung - mruknął, gdy młodszy popchnął go ponownie do pozycji leżącej, a później znów przylgnął ustami do pleców. Tym razem nie w pocałunkach, a krótkich, delikatnych liźnięciach. - N-nie musisz - jęknął.

Koreańczyk w odpowiedzi wyciągnął dłoń i pogłaskał palcami delikatnie jedno z jego wrażliwszych miejsc, którym, o zgrozo i rozpaczy, był przegub.

-Już się na mnie nie gniewaj - poprosił w dialekcie pozostającym gdzieś na pograniczu angielskiego i koreańskiego. - Następnym razem na pewno podłączę ci na noc ten telefon - dodał.

-J-już się nie gniewam - westchnął, powoli, z pewnym trudem, odwracając się na plecy, aby wyciągnąć do partnera ręce. - Przytul mnie - poprosił.

Seung uśmiechnął się nieznacznie, płynnym ruchem ręki otarł ostatnie krople spermy z jego pleców, bezczelnie każąc mu patrzeć, jak zlizuje je ze swoich palców. A później jak gdyby nigdy nic położył się obok, splatając lewą dłoń z jego prawą i przykładając ją sobie na moment do policzka. Mruknął cicho.

-Już więcej nie milcz tak długo - szepnął, tym razem niemal całkiem po angielsku.

-Nie martw się aż tak wszystkim, o co się trochę na siebie pogniewamy - Chulanont uśmiechnął się z czułością. - Planuję z tobą spędzić resztę życia. Uwierz mi w końcu.

Koreańczyk zaczerwienił się, a potem pocałował go miękko, tylko nieznacznie muskając jego wargi swoim językiem.

Na co dzień był tak silny, uparty i poważny, a do tego diabelnie milczący... a jednak w zaciszu domu okazywał się po prostu jeszcze bardziej bezradny uczuciowo i zagubiony w wielkim świecie niż Katsuki.

Phichit uważał, że to naprawdę słodkie i był szczęśliwy, mogąc dzień po dniu uczyć go, jak radzić sobie z ludźmi i jak to jest być z kimś w prawdziwym związku na dobre i złe. Nawet wtedy, gdy kochanek zapomni podłączyć twój telefon, gdy go o to poprosisz albo niechcący schrzani ci selfie, włażąc w kadr w samych bokserkach z diabełkiem z przodu.

Łyżwiarski światekWhere stories live. Discover now