4. ZAWSZE JEST JAKIŚ HACZYK...

447 31 2
                                    

Cierpliwie czekałam, aż Dean przyjedzie po mnie do Vacancy. Byłam bardzo podekscytowana, miałam motylki w brzuchu. Tęskniłam za nim i mam ochotę go teraz przytulić i już nigdy nie puścić. Ale... Zawsze musi się coś spieprzyć...

Pod stację benzynową zajechała czarna Impala z '67. Wiedziałam, że to Dean. Zerwałam się z ławki, na której siedziałam i czekałam, aż mężczyzna wysiądzie z auta. Nie Myliłam się.
Ruszyłam w stronę Deana, najpierw powoli, lecz potem po prostu biegiem. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam szlochać. Mężczyzna również nie chował swoich łez.
- gdzie jest Sam? Zwykle jeździ z tobą... - spytałam ocierając policzki z łez.
- tym razem przyjechałem sam. Stwierdził, że musimy pobyć razem przez jakiś czas, a droga do domu Bobby'ego jest długa, więc... - mówił Dean, a ja słuchałam jego słów jak muzyki. Dosłownie. Kochałam jego czuły ton, który zawsze kierował w moją stronę.
- wiesz, jest coś, o czym musisz wiedzieć... - powiedział mężczyzna spoglądając mi prosto w oczy. To nie zwiastowało niczego dobrego.
- co się stało? - spytałam zdenerwowana.
- złapaliśmy Meredith, ale nie chce z nami współpracować. Mówi, że będzie rozmawiać tylko z tobą... - powiedział lekko zmieszany, plącząc słowa.
- no to na co jeszcze czekamy? Ruszajmy, bo chcę jej osobiście skopać dupsko. - powiedziałam charakterystycznie klaszcząc w dłonie i wsiadając na miejsce pasażera obok Deana. Ruszyliśmy bez słowa do Bobby'ego.

Dojechaliśmy na miejsce po godzinie. Miałam wrażenie, że chyba nigdy tam nie dojedziemy. Dean w stylu gentlemana otworzył mi pierwszy drzwi i pomógł wysiąść. Och, jak ja to w nim kocham. Ale wolę, jak jest sobą.
Podziękowałam teatralnie za ten miły gest i ruszyłam do domu. Gdy Weszłam do środka wszyscy się na mnie rzucili. Łącznie z Crowleyem, który sam mnie stamtąd wyciągnął, i Castielem, który w ogóle nic o mnie nie wiedział. Aż łezka się w oku zakręciła, gdy wszyscy się ze mną przywitali. Było wspaniale. Czułam się taka doceniona, potrzebna. Czułam się jak w... Rodzinie. Po raz pierwszy mogę użyć tego słowa. "Rodzina". Jak to pięknie brzmi...
- dobra, dosyć tych czułości. - powiedział Crowley i zaczął strzepywać z siebie Moje "ślady". - trzeba zająć się Meredith.
- wiecie coś na jej temat? - spytałam podążać za Bobbym, który prowadził mnie do bunkra. Za mną szedł Dean, Sam i Crowley.
- tylko tyle, że została opętana przez demona jakieś... dwa i pół roku temu. Nie martw się, w środku wciąż jest ta sama dziewczyna, którą znałaś. Tylko trzeba wypędzić z niej tego demona. - powiedział Sam pokrzepująco klepiąc mnie po ramieniu.
Wzięłam głęboki oddech i pewnym krokiem Weszłam do bunkra. W środku, przywiązana do krzesła siedziała Meredith. Ciężko oddychała.
- co jej zrobiliście? - spytałam zakładając ręce na klatce piersiowej.
- polewaliśmy ją wodą święconą, licząc, że coś powie. Ale milczy jak grób. - powiedział Dean przecierając dłonie. Podeszłam powolnym krokiem do dziewczyny i przykucnęłam przy niej.
- Meredith, słyszysz mnie? To ja, Chloë. - szepnęłam, delikatnie dotykając jej rozpalonego policzka. Wiedziałam, Że moja młodsza siostra, którą kochałam, wciąż tam jest. I mimo tego, że wrzuciła mnie do Piekła, nie mam jej tego za złe. Nie była sobą.
Dziewczyna ociężale podniosła głowę do góry i Spojrzała na mnie z żalem swoimi ciemnymi oczami.
- Chlo... Ja... Ja przepraszam... - wyszeptała, a z jej oczu popłynęły pojedyncze łzy. Zrobiło mi się jej żal.
- zostawcie mnie i ją sam na sam. Chcę z nią porozmawiać. - powiedziałam nie odwracając się do mężczyzn.
- a-ale jesteś tego pewna? Pamiętaj, że w środku niej jest. - przerwałam Deanowi.
- tak, wiem, że w środku niej nadal jest demon, ale ona jest moją siostrą. - powiedziałam i wypchnęłam Deana za drzwi.
- jesteśmy same. Możesz mi wszystko powiedzieć. - powiedziałam znów klęcząc przy dziewczynie.
- to było straszne... - zaczęła lekko się jąkając. - pamiętam to jak dziś. Jak zła część mnie wpędziła cię do Piekła. Ja naprawdę nie chciałam. Nie panowałam nad sobą. Proszę. Wybacz mi... - szepnęła i zaczęła płakać. Ja również zaczęłam lekko szlochać i przyłożyłam ręce do sznurów krępujących jej dłonie jak i stopy.
Zaraz, czekaj, Chloë. Co ty robisz!?
- przepraszam, Mer, ale nie jesteś sobą i nie mogę cię rozwiązać. - powiedziałam i skierowałam się ku wyjściu.
- rozumiem. Proszę, pozbąćcie się tego demona ze mnie. Błagam... - powiedziała, a po chwili jej oczy zapełniły się czarną mgłą. Szybko wybiegłam z bunkra i już tam nie wróciłam. Usłyszałam tylko głośny i psychopatyczny śmiech, należący do mojej siostry.



Hej hej hej!
to znowu ja! XD
Chciałam was tylko poinformować, że dodałam w końcu swoją brzydką mordkę na profilowe na WP i jeżeli chcecie mnie obczaić, to zapraszam na mój profil (ostrzegam - możliwy zawał xD)

Who I Really Am? || [ZAKOŃCZONE ✔️] Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ