7. "NAWIEDZONY SZPITAL"

1K 48 7
                                    

Po ostatnim zajściu niewiele pamiętam. Tylko ból, który przeszywał całe moje ciało, gdy Dean wziął mnie na ręce. Prosiłam go, aby mnie zostawił, ale on zaprzeczał.
Obudziłam się przez pikanie respiratora, który informował lekarzy, czy jeszcze żyję, czy mój organizm nadal walczy. Tak, walczy, ale ja nie. Poddałam się już dawno. To moje ciało trzyma mnie przy życiu.
W głowie wciąż słyszałam to głupie pikanie. "Pip"... "Pip"... Chciałam się zdrzemnąć, bo przynajmniej teraz było mi to dane. Ostatnim razem, gdy spałam, zostałam zaatakowana przez złego "brata bliźniaka" Deana, który nieźle mnie pokiereszował.
Otwarłam powoli ciężkie powieki i wzięłam głęboki wdech, jakbym nie oddychała od kilku dni. Ociężałym ruchem podniosłam się niechętnie do pozycji siedzącej. Chwyciłam się za głowę, której ból mi doskwierał.
- wszystko w porządku? - usłyszałam znajomy, często opanowany i stanowczy, lecz teraz bardziej przejmujący głos z kąta.
- Dean? - spytałam zachrypniętym głosem. Wydawał się być nieużywany od kilku dni.
- jak się czujesz? - spytał podchodząc do mnie ze szklanką wody.
- nie będę cię okłamywać... - powiedziałam, po czym do mojej ręki zostało wręczone szklane naczynie. Byłam tak słaba, że nie potrafiłam utrzymać szklanki w dłoni, przez co spadła i potłukła się na milion drobnych kawałeczków.
- mój Boże... Nie chciałam... - szepnęłam zakładając ręce na usta. Dean spojrzał na mnie lekko wystraszonym wzrokiem, po czym się uśmiechnął.
- nic się nie stało. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Czekałam cierpliwie, aż wróci.
Wrócił po kilku minutach, ale nie sam. Dołączył się jego brat i sprzątaczka, która zabrała szczątki szkła i wyszła.
- hej, Chloë. - powiedział młodszy Winchester.
- cześć, Sam. - odpowiedziałam już trochę bardziej wyraźnym tonem, lecz nadal osłabionym.
- za kilka dni cię stąd wypuszczą. - powiedział Dean.
- za kilka dni? Czyli za ile? - spytałam wlepiając swój marny wzrok w sufit.
- jakieś... Cztery, pięć dni. - dodał drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. Opadłam bezsilna na poduszkę.
- ja tu nie wytrzymam. Zero telewizji, za niedługo wy sobie pojedziecie, to również zero kontaktu i, kurna, zero Led Zeppelin! No, szlag by to jasny trafił! - mówiłam. Poraz pierwszy wkurzyłam się do tego stopnia, ale brak Led Zeppelin'u - to już przesada. Bracia prychnęli tylko śmiechem, na co ja również odpowiedziałam w ten sposób.
- widzisz, Sam? Nie tylko ja słucham tych "staroci". - powiedział ironicznie Dean. Sam pokręcił głową.
- idę po coś do jedzenia i picia. Na pewno zgłodniałaś przez te tygodnie. - powiedział, po czym opuścił pokój. Teraz zostałam tylko ja i Dean.
- mam nadzieję, że tamten idiota cię do mnie nie zraził. - powiedział szukając każdego przedmiotu, byle nie spojrzeć mi prosto w oczy.
- nie, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Po drugie wiedziałam, że to nie ty. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Teraz przypomniałam sobie słowa Sama.
- co miał Sam na myśli, kiedy powiedział, że przez te tygodnie pewnie zgłodniałam? - spytałam już trochę poważniej. Dean'owi również mina zbrzydła.
- wpadłaś w śpiączkę. Na trzy tygodnie... - powiedział niechętnie. - cholera, to moja wina! Mogłem ci pozwolić jechać z nami, może... Może wtedy nic by ci się nie stało. - mówił Dean gorączkowo chodząc po pokoju. Śledziłam każdy jego ruch wzrokiem.
- to nie twoja wina. - powiedziałam powoli wstając z łóżka i próbując zbliżyć się do Deana. Niestety, moje nogi były tak wątłe. Myślałam, że zalicze bliskie spotkanie z lodowatą podłogą, na której, wystarczyło, że tylko stałam, a Ciary miałam po całym ciele. W ostatniej chwili przechwycił mnie Dean. Patrzyliśmy sobie w oczy. On natomiast głupkowato się uśmiechnął.
- chyba mnie teraz nie pocałujesz... - szepnęłam, a na mojej twarzy wykwitł delikatny rumieniec.
- chcesz się przekonać..? - odpowiedział Dean i nachylił się niebezpiecznie nade mną. Nie spodziewałam się takiego zachowania po starszym Winchesterze. Dopiero po chwili się opanowaliśmy i Wróciliśmy do porządku. Oczywiście wtedy, kiedy do pokoju wszedł Sam.
- przeszkadzam? - spytał uśmiechając się pod nosem i spoglądając zadziornie na Deana. Ten posłał mu spojrzenie typu "odezwij się, a cię zabije", przez co chłopakowi z ust uśmiech natychmiast zszedł. Po krótkiej pogawędce z braćmi do pokoju weszła pielęgniarka.
- o, widzę, że już się obudziłaś! Świetnie, podam ci teraz leki i trochę odpoczniesz. - powiedziała i zrobiła mi zastrzyk.
- przyjedziemy do ciebie jutro z samego rana, a teraz odpoczywaj. - powiedział Dean i wraz z Samem opuścili pomieszczenie. Teraz zostałam tylko ja i niosące się echem pikanie respiratora.

Who I Really Am? || [ZAKOŃCZONE ✔️] Where stories live. Discover now