1. "CZARNA IMPALA..."

1.8K 76 2
                                    

Dziś skończyłam pracę dość późno. Pracuję jako kelnerka w pobliskiej knajpie. Od kilku miesięcy teraz tylko tam odwalam brudną robotę. Poszłam na wczesną"emeryturę" po tym, jak moi rodzice zostali zamordowani przez demona, który skakał jak dziki po ścianach. Wydarzyło się to dokładnie dwa miesiące temu, a ja mimo to pogodziłam się z ich śmiercią. Nie mam pojęcia dlaczego, wiadomość o ich śmierci nie dotknęła mnie tak, jak wieść o tym, że Mary, żona najlepszego łowcy - Johna Winchestera nie żyje. Mam dwadzieścia jeden lat, a znam się z Johnem jak z własnym ojcem. I kiedyś również tak go traktowałam, zanim postanowił szukać tego skurczybyka, który zabił Mary. Miał dwóch synów, których nigdy nie widziałam. W normalnym życiu, będąc małym dzieckiem, bawiłabym się z nimi na placu zabaw, a nasi rodzice rozmawiali o pogodzie i niebieskich migdałach. Ale moje życie potoczyło się zupełnie inaczej. Moi rodzice byli łowcami. Odziedziczyłam to właśnie po nich. John znalazł mnie, gdy miałam zaledwie pięć lat. Błąkałam się bez celu, a moi rodziciele w tym czasie polowali na jakieś nadnaturalne stwory. Od tamtej pory wszystko się zaczęło.
Ale teraz... Teraz wrócimy do teraźniejszości.
Wracałam właśnie z pracy. Byłam już prawie pod moim mieszkaniem, gdy z daleka ujrzałam czarnego, błyszczącego w świetle latarni miejskich Chevroleta Impalę z '67. Wydawałoby się, że kiedyś już gdzieś taką widziałam. Ba, nawet miałam okazję takim cackiem jeździć. Ale pojazd nie był pusty. W środku siedziało jakiś dwóch mężczyzn. Patrzyli się centralnie na moje okno. Nie wiem, kim byli, ale na pewno ich poczynania podchodziły pod pedofilię. Chciałam coś zrobić, więc szybko się zastanowiłam. Już wiem! Ładnie ich poproszę, żeby przestali się patrzeć na moje piękne okienko i sobie pojechali jak najdalej. Ha! To nie w moim stylu. Wolę raczej... Radykalne działania, niż takie spokojnie. To zupełnie nie mój styl. Ale, że był środek nocy, nie chciałam zwracać na siebie zbytnio uwagi, więc po prostu podeszłam do ich auta po cichu i czekałam, aż któryś z nich się odwróci. Pierwszy odwrócił się ten, który siedział na miejscu pasażera. Gdy mnie ujrzał podskoczył jak poparzony, po czym zaczął klepać swojego towarzysza, który najprawdopodobniej był właścicielem pojazdu. Ten natomiast odwrócił się dopiero po chwili. Gdy mnie ujrzał, również podskoczył, lecz on odważył się otworzyć okno. Nachyliłam się i ze sztucznie-serdecznym uśmiechem, zaczęłam z nimi rozmawiać.
- panowie do kogo? - spytałam spoglądając to na jednego, to na drugiego.
- my? Cóż, tak sobie zaparkowaliśmy... - mówił ten, który siedział za kierownicą. Ha! Myśleli, że jestem głupia i pusta. To, że mam białe włosy, raczej nie oznacza, że jestem głupia, prawda?
- ta? Ciekawe, bo zaparkowaliście centralnie pod moim oknem. I to jeszcze się tam gapicie! - powiedziałam już troszkę bardziej wkurzona. Widocznie tych dwóch mężczyzn, również rozzłościło moje zachowanie.
- albo stąd odjedziecie i nigdy nie wrócicie, ablo zadzwonię po gliny. - powiedziałam i ruszyłam w stronę kamienicy, w której mieszkałam. Zanim wyminęłam samochód tych dwóch mężczyzn, jeden z nich mnie zatrzymał.
- daj mi to wytłumaczyć. Bo widzisz, czekamy na kogoś. - powiedział. Jego oczy były koloru zielonego, a twarz tak przystojna, że nogi zaczęły uginać się pode mną. Ale opanowałam sytuację.
- to chyba trafiliście pod zły adres. Nie mam niczego, co byście potrzebowali. - powiedziałam i zaczęłam szperać w swojej torebce w poszukiwaniu kluczy od mieszkania. Nagle mężczyzna, z którym rozmawiałam kilka sekund temu, stanął przede mną i blokował mi drogę. Spojrzał na wcięcie szyjne, gdzie wisiał wisiorek w kształcie pentagramu. Szybkim ruchem Schowałam go za koszulkę.
- wynocha. - wysyczałam przez zęby i szybkim krokiem znów ruszyłam w stronę kamienicy. Ale i tak zostałam zatrzymana.
- po co ci pentagram? - pytał, a jego wzrok ze sztucznej uprzejmości zmienił się w dociekliwy.
- bo lubię nosić takie rzeczy. Zresztą, co cię to w ogóle obchodzi, co? Kim wy w ogóle jesteście!? - pytałam coraz głośniej mówiąc. Drugi mężczyzna również wysiadł z samochodu. Chyba zauważył, że jego wspólnik sobie nie radzi. Mogłabym przysiąc, że ten drugi miał co najmniej dwa metry wzrostu. Spojrzałam na niego wystraszonym wzrokiem. Już chciałam im powiedzieć, kim tak naprawdę jestem, ale nie ufałam im. Skąd mogłam wiedzieć kim są, po drugie mogliby mnie wyśmiać, a tego wolałam uniknąć. Nagle ten wyższy wyrwał mi torbę, w której miałam wszystkie swoje notatki na temat istot nadnaturalnych, zaklęć itd., itp.
Zaczął się im uważnie przyglądać, a z każdą kolejną stroną, zaczął się coraz to bardziej uśmiechać. Chciałam wyrwać mu mój notatnik z rąk, ale i tak wiem, że nie dałabym rady. No cóż, mój wzrost nie należał do tych najlepszych. Ledwo mogłam sięgnąć do górnej półki w kuchni.
- po co ci to wszystko? Te wszystkie notatki, zaklęcia, znaki? Skąd to wszystko wiesz? - pytał chłopak, po czym odłożył mój notatnik z powrotem do torby.
- co cię to interesuje? - spytałam zdenerwowana.
Po chwili, gdy Chłopacy byli dość rozkojarzeni, wykorzystałam chwilę ich nieuwagi i zaczęłam uciekać, lecz na próżno. Złapał mnie ten niższy, co odkryło mój tatuaż na lewym obojczyku. Ukazywał on gwiazdę, zamkniętą w słońcu. Miał mnie uchronić przed wszystkimi demonicznymi rzeczami.
- czekaj... Jesteś łowcą? - spytał chłopak, a jego źrenice się rozszerzyły, gdy ujrzał tatuaż. Czyli wiedzieli. Wiedzieli czego i gdzie mnie szukać.
- t-tak, jestem łowcą. Ale co wam po mnie? - pytałam cała się trzesąc. Nie wiem, czy to było z zimna, aktualnie tam panującego, czy to po prostu był strach. Strach przed nieznanym.
- potrzebujemy twojej pomocy. - wtrącił drugi, wyższy mężczyzna.
- myślałem, że to będzie facet, nie kobieta. - powiedział niższy.
- hej, jeżeli wam coś nie pasuje, to nie wiem czego szukacie. - powiedziałam wyrywając się z uścisku chłopaka.
- nie, nie. Wszystko jest w porządku, po prostu mój brat potrafi być czasem trochę niekorzesany... - mówił wyższy, a ten drugi szturchnął go w ramię. Dwóch braci, łowcy. Czy to...
- Dean i Sam? - spytałam spoglądając to raz na tego, raz na tego.
- znasz nas? - spytali w tym samym momencie, jakby zsynchronizowani.
- wiedziałam. - powiedziałam i lekko zaśmiałam się pod nosem. - wasz ojciec, to niezły as. Żeby wysyłać własnych synów na poszukiwania mnie? - spytałam, lecz tym razem samą siebie. Mężczyźni spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem, który po chwili skierowali na mnie.
- znasz naszego ojca? - spytali.
- John Winchester. Nieustraszony łowca, który nieraz wyciągnął mnie z tarapatów. Oczywiście, że go znam, ale o was nigdy nie usłyszałam ani słowa. Jedyne imiona, które pamiętam do teraz. - powiedziałam przyglądając im się coraz uważniej. - jeden starszy od drugiego. Tylko nie wiem, który... - mówiłam dalej. Po chwili przerwał mi niższy chłopak.
- to ja jestem ten starszy. - powiedział wywyższając się. Młodszy Winchester spojrzał na niego z politowaniem.
- dobra, jeżeli chcemy rozmawiać na "takie" tematy, to lepiej wejdźmy do środka. - powiedziałam szeptem i ruszyłam w stronę drzwi kamienicy. Otworzyłam je i ruszyłam po klatce schodowej do swojego mieszkania, a tuż za mną obydwaj mężczyźni. Wciąż coś spiskowali, ale nie wnikałam w ich rozmowy. Coś czuje, że w końcu odkryje, co się działo przez te lata z Johnem.

Who I Really Am? || [ZAKOŃCZONE ✔️] Where stories live. Discover now