Rozdział piąty - Dan

704 65 18
                                    


Zaczęło się od koloru blond wypełniającego wszystko, kręcącego się gdzie tylko nie spojrzeć - wystarczająco, aby wywołać zazdrość nawet u Roszpunki.

Popołudnie było ponure, podczas gdy siedziałem z tyłu sali plastycznej i szkicowałem nieobecny duchem, a pogrzebowe niebo rozkoszowało się swoim okresem buntu - fazą "grunge". Dzień był bliski końca, a mój niepokój wzrastał, bo jeszcze nie widziałem Phila.

Od czasu kolacji z Philem i jego rodziną - plus Afrodytą - ten zawoził mnie do szkoły. Podwózki te sprawiały, że tak ciężko było zapamiętać złożone samemu sobie obietnice. Ponieważ przejażdżki z Philem zawsze były nieprzewidywalne, nawet kiedy próbowałem się do nich przygotować nocą przed.

Czasami było jakby wyssano z pomieszczenia całe powietrze - spięte plecy Phila z powodu jakiejś ukrytej złości, nagie ramiona, a nich tatuaże zawadiacko puszczające do mnie oczko, a w trakcie jazdy nie pisnęliśmy ani słowa ze strachu przed kosmiczną eksplozją.

Niekiedy były one jak wizyta w oceanie - dzikie oczy Phila były muszlami, które chciałem zebrać, a jego słowa odnośnie czegoś, co go pasjonowało niesione były przez słoną bryzę prześlizgującą się przez okna, aby świat mógł je usłyszeć.

Momentami byłe one jak siedzenie w kościele - setki kawałków jego historii zderzające się na siebie nawzajem, w kakofonii tłuczonego szkła przeistoczonego w kredę. Wielka mozaika przeszłości Phila próbująca wydostać się na zewnątrz, w czasie, kiedy ja próbowałem nadążyć za deszczem słów, które wypłakiwał.

Za każdym razem było inaczej. Oprócz-

Bez względu na nastrój - stłumiony gniew, czysta radość, głęboki smutek czy entuzjazm - Phil zawsze próbował wypełnić niezręczną ciszę, której ja nie mogłem. Próbował być głośny i łagodny zarazem - głośny jakby zagłuszał dźwięk lecącej wody, której nigdy nie przestałem słyszeć oraz delikatny, jakby głaskał wrażliwe strony mojego starego życia. Zaczynałem być desperacko przywiązany do Phila Lestera, wystarczająco abym nie spał całą noc myśląc o jego bladej twarzy, zupełnie inaczej niż jak byłem z Aaronem. Nigdy nie chciałem, żeby cokolwiek było takie jak gdy chodziłem z Aaronem.

Oprócz przywiązania przyszła także obsesja. A z obsesją obawy.

Siedziałem sobie w zabałaganionej sali plastycznej z gulą w gardle, kiedy uświadomiłem sobie, że Phil nie przyjdzie.

Jaki to był upokarzający moment.

Byłem tak zatopiony w myślach, że nie zauważyłem od razu złotej postaci - kilka uczniów z przodu nieumyślnie go zasłaniało, a ja byłem zbyt zaangażowany w szkicowanie. Było tak, dopóki nie usiadł dokładnie naprzeciwko mnie, burcząc jak silnik starego chevroleta i agresywnie mamrocząc pod nosem po łacińsku. Poderwałem głowę do góry, aby ujrzeć Phila w całej szokującej okazałości.

Na początku nie rozumiałem co się dzieje - było tyle koloru blond! Pokrywał on całe dotychczas czarne włosy Phila, a maślane kosmyki zakręcały gniewnie za jego uszami i opadały nad czołem.

Przyznam, że w jakiś sposób mu to pasowało - jednakże Phil Lester mógłby zrobić czy założyć cokolwiek, bo i tak prezentowałby się spektakularnie.

Jego mina była tak skwaszona, jakby posiadanie włosów o takim poniżającym kolorze aż bolało.

Ktoś znowu zadzierał z wybielaczem, co? zaznaczyłem, całkowicie zapominając o niepokoju dzisiejszego poranka.

W towarzystwie Phila przyzwyczaiłem się do bycia bardziej śmiałym, ale nigdy tak, jak kiedy mówił Phil. Był w stanie powiedzieć wszystko i cokolwiek, i był w stanie wykonać to tak, że wykradał wszystkie słowa w pokoju, pozostawiając jego oponenta oniemiałego.

arms // phan [tłumaczenie pl]Where stories live. Discover now