Dzień siódmy...

1.6K 127 17
                                    

****
Gadriel

Zaniepokojony słowami mojej watahy o zbliżającej się armii Gadewana, zwołałem rade. Mają się na niej stawić wszyscy nasi sprzymierzeńcy.
Wątpię, że znajdę dzisiaj chwilę dla Aillen.
Szykuje się bitwa, jestem pewien naszego zwycięstwa, jednak to nie oznacza, że wszyscy wyjdą z tego cało.

- Gadriel, wszyscy już są. - Beta przyniósł mi wiadomość a ja rozkazałem zebrać się wszystkim w głównej sali obrad.

- Jak wiecie Gedewan zbliża się ku nam. Nie mamy wiele czasu, nie będę prosił was o pomoc. Jestem pewien waszej lojalności.
Bądźcie gotowi, za równo trzy dni rozpoczniemy walkę. - Mój głos był donośny, jak jeszcze nigdy.
Jestem pod wrażeniem ile watah jest mi posłusznych.
Z głową podniesioną wysoko ku górze wydałem okrzyk wilka a wszyscy mi zawtórowali.

****
Aileen

Wiem, że zbliża się coś dużego i niebezpiecznego. Nie muszę nawet wychodzić z pokoju, żeby usłyszeć jak cały budynek huczy od warczenia.
Ubieram na siebie duży ciepły sweter i wychodzę zobaczyć dlaczego jest tutaj takie zbiorowisko.

- Gadriel ? - Mówię, kiedy tylko wiedzę Alfę w pobliżu. Podchodzi do mnie swoim pewnym krokiem i zabiera mnie znowu do sypialni.

- Lepiej będzie jeśli zostaniesz tutaj, jeszcze przez parę godzin. Jest tu wiele wilków i wielu z nich nie znam. - Kontynuuje a ja wybałuszam oczy. Jeśli im nie ufa to co oni tu robią.

- Czy coś się dzieje? - Pytam zniecierpliwiona.

- Wypowiedziane nam walkę, ale nie musisz się bać wszystko będzie dobrze. - Zapewnia mię i wychodzi zostawiając mnie znowu samą.

Trzy dni później

****
Gadriel

Zaczęło się!
Nadszedł dzień wielkiego pojedynku, mimo,iż mam większą armię watah, to wiem, że Dukam wcale nie jest słabszy. Ktoś kto wypowiada wojnę jednemu z większych stąd musi mieć wielu sprzymierzeńców.

- Aillen, nie martw się proszę. - Głaszcze zdenerwowana Mate po policzku. Próbuję dodać jej odrobinę otuchy. Wiem, że się o mnie martwi, ale nie potrzebnie.

- Uważaj na siebie, proszę...- Szepcze i delikatnie całuje mój policzek, który pod dotykiem jej ciepłych ust rozpływa się.

To właśnie tego było mi dzisiaj trzeba. Napędzany iskra czułości ruszam do lasu.
Od razu przemieniam się w wilka.
Nie ma czasu do stracenia. Moi ludzie zajęli wcześniej ustalone pozycję, zagonimy ich w ślepa uliczkę, otoczony i zabijemy!
Donośnym ryknięciem daje znać reszcie żeby ruszał do ataku.

Potyczka niestety jest wyrównana. Wróg jest silny, ale nie zapominam, że my również. Rozszarpuje każdego, który próbuje się do mnie zbliżyć.

W końcu dostrzegam Gadewana. Stoi uśmiechnięty przeobrażony w człowieka, wiem, że coś jest nie tak, jednak nim robię jakikolwiek krok wyciąga strzelbę zza pleców i strzela do mnie pięć razy.

Trzy srebrne naboje uderzają w moje ciało.

Ból i krew zasłaniają mi dalszy osąd. Upadłam, jednak przed tym zdążyłem przeobrazić się w człowieka.
Nie mam szans...
Myślę o mojej Aileen. Łza spływa po moim zakrwawionym policzku na wieść, że już jej nie zobaczę.
Gedwan staje nad moim postrzelonym ciałem głośno warcząc.
Później czuje tylko ból, większy i większy.
Ruda poczwara łapą wilka wbija pazury w moją pierś.
Wiem, co się stanie.
Walczę, ale jest zbyt silny, ostatni raz przypominam sobie twarz mojej Mate. Jej uśmiech i jej dzisiejszy pocałunek.
Umieram...
Dukam wyrywa mi serce...

****
Aileen

Czuje puste, niewyobrażalna, szalona i niezrozumiała puste.
Upadam i chwytam się za serce.
Coś jest nie tak...- Szepcze i wyglądam przez okno.

Wracają ! - Wolałam ucieszona.

Wybiegam jak najszybciej na zewnątrz, alby powitać Gadriela.
Czuje, że jest ranny, ta pustka w sercu oznacza, że coś mu się stało.
Szukam go po stadach, ale nigdzie nie dostrzegam jego sylwetki.
Zrozpaczona krzyczę jego imię, a wszyscy spoglądają na mnie smutni.
- Gadriel !!! - Krzyczę ponownie.
Zamieram, kiedy widzę jak Beta niesie zmasakrowane ciało Apfy.

To nie możliwe ! - Bije swoje myśli.

- Tak mi przykro Luno... - Wilcza armia kłania się spoczywającemu, na ziemi ciału Gadriela.

- Co wy robicie ! -Pomóżcie mu ! - Wrzeszczę, ale nikt mnie nie słucha.

Podbiegam do Mojego Alfy i padam na kolana.
Rozpacz obejmuje moje serce swoimi ohydnymi szponami.
On umarł, naprawdę umarł.

- Obiecałeś - Szepcze wtulając się w zimne zwłoki...


Cześć :)

I co teraz ?

Co wydarzy się dalej macie swoje spostrzeżenia ?

PS. Nie zabijajcie mnie :D

HunterWhere stories live. Discover now