Rozdział 19

14 0 0
                                    

Ethan Mars

Środa 19:42

58 mm deszczu

Podjeżdżam pod budynek, wysiadam z samochodu i podchodzę do ogromnej bramy. Jest lekko uchylona, więc łapię za brzeg i próbuję ją otworzyć, ale nie udaje się. Brama nawet nie drgnęła. Muszę znaleźć inne rozwiązanie. Figurka origami miała kształt motyla. Czyli szukam teraz jakiegoś motyla? Odchodzę kawałek dalej. Mur zamienia się w siatkę. Widzę plac z jakimiś konstrukcjami. Niepokoi mnie, że między nimi widać przepływający prąd. To stara elektrownia miejska. Wydawało mi się, że jest opuszczona. Czy Zabójca z Origami specjalnie ją uruchomił? Na ścianie budynku za placem widzę rysunek motyla. To chyba tam mam się dostać. Przechodzę przez dziurę w siatce. Nie jest pod napięciem, ale kaleczę się o nią zostawiając ślad krwi. Idę w stronę drzwi, które znajdują się w ścianie obok motyla. Muszę uważać, żeby nie kopnął mnie prąd. Jeśli dotknę tych konstrukcji będzie po mnie i nikt już nie uratuje Shauna. Powoli dostaję się do środka. Czuję, że od tej chwili rozpoczyna się prawdziwa walka o życie moje i Shauna. Za drzwiami jest malutki pokoik. Przy ścianach stoją jakieś mierniki. Na wprost mnie znajduje się właz. Podchodzę do niego. Nie ma tu innej drogi, a wycofać się nie mogę. Otwieram małe drzwiczki włazu. Moim oczom ukazuje się wąski, ciemny tunelik. Na brzegu znajduję pudełko zapałek, biorę je i wchodzę do środka tunelu. Przeczołguję się kilka kroków i zaczyna się największy koszmar mojego życia... zatrzaskuje się za mną włazik. Teraz jest tu kompletnie ciemno. W żaden sposób nie mogę się wycofać. Czołgam się przez kilka metrów. Nagle trafiam ręką na coś ostrego. Szybko cofam rękę i sięgam po zapałki. To... rozsypane kawałki szkła... ostre jak brzytwa. Muszę być bardzo ostrożny, żeby dotrzeć do końca. Powoli ruszam po szkle. Ranię sobie ramiona i kolana. Krew zaczyna lecieć mi strużkami. Docieram do rozgałęzienia drogi. W którą stronę? Przypominam sobie o zapałkach. Jest tu duszno, więc powietrze wlatuje tylko jednym tunelem. Zapalam jedną. Płomień zapałki pokazuje skąd płynie świeże powietrze. Wystarczy podążać w tamtym kierunku. Ogień wykrzywia się w prawo, więc tam się czołgam. W ten sposób pokonuję jeszcze kilka zakrętów. Przez to szkło nieźle się wykrwawiłem. Poza tym mam podartą kurtkę i spodnie. Przy ostatnim rozdrożu nie muszę używać zapałki. Na końcu tunelu widzę światło. Podążam w jego stronę. Wypadam z tunelu na jakąś podłogę. Oczywiście całą usypaną szkłem. Powoli wstaję. Rozglądam się. Znowu mały pokoik. Kilka rur i mała dziura w ścianie. Rozumem, że tam mam się dostać. Wchodzę do środka. Okazuje się, że to zjeżdżalnia. Kilka zakrętów, a za mną zostają ślady krwi. Wypadam na mały podeścik usypany szkłem. Kilka z kawałków wbija mi się w rękę. Wyciągam je. Moim oczom ukazuje się ogromna sala pełna przewodów, w których płynie prąd. Pomiędzy konstrukcjami przeskakują iskry. Po drugiej stronie widzę rysunek motyla. Zeskakuję z podeściku. Po lewej są drzwi. Mogę się jeszcze wycofać, ale to nie ma sensu. Muszę uratować Shauna. Podchodzę do rzędu kabli, gdzie nic nie iskrzy. Chyba w ten sposób mam się przedostać do wyjścia. Bardzo długo zajmuje mi przedostawanie się między kablami. Przy ostatnim przejściu jestem tak wycieńczony, że mylę sobie przejścia. Czuję paraliżujący ból, gdy dotykam kabla. Wyrzuca mnie w górę. Można powiedzieć, że mam szczęście. Po pierwsze żyję, a po drugie dotarłem w ten sposób do stolika. Jest na nim tylko bateria. Wkładam ją do telefonu. Widzę Shauna... synku... Od razu wyświetlają się nowe litery:

-52--------

R---E-ELT----

Wychodzę z elektrowni. Muszę wykonać kolejne zadania...

Heavy RainWhere stories live. Discover now