Scott Shelby
Wtorek 21:52
35 mm deszczu
Wchodzę do sklepu.
- Dobry wieczór - mówię do sprzedawcy.
- Dobry wieczór panu - odpowiada. Opieram się o ladę. - Mogę w czymś pomóc?
- Nazywam się Scott Shelby, jestem prywatnym detektywem. Badam sprawę Zabójcy z Origami. Chciałbym zadać panu kilka pytań.
- Mój syn nie żyje, panie Shelby. Nie mam nic do dodania - mówi. Znowu będzie ciężko cokolwiek z niego wyciągnąć.
- Ja też straciałem bliską osobę... Wiem, co pan czuje i...
- Więc rozumie pan też - przerywa mi - że nie chcę z nikim o tym mówić.
- Zabójca porwał kolejną ofiarę... Dziesięcioletni chłopiec... jak twój syn, Reza - widać, że zaczyna się poddawać, ale jeszcze go trochę pomęczę. - Mam cztery dni, zanim jego ciało zostanie znalezione na jakimś odludziu.
- Nie zrobiono nic, by ratować mego syna... Teraz... proszę wyjść, proszę stąd iść.
- Dobrze... A, ma pan inhalatory? Skończył mi się, a tak to przynajmniej nie wyjdę z pustymi rękami.
- Na samym końcu po prawej - wskazuje palcem. Idę po inhalator, w tym momencie do sklepu ktoś wchodzi.
- Dobry wieczór panu. Szuka pan może czegoś konkretnego? - pyta go sprzedawca. Nagle mężczyzna wyciąga broń i celuje w niego.
- Otwieraj, kurwa, kasę. Nie próbuj żadnych numerów... - rozgląda się - Otwieraj kasę, jebany capie! Cała forsa na ladę! - krzyczy. Na szczęście nie wie, że tu jestem. Muszę coś zrobić... Bardzo powoli ruszam w ich stronę. W jednym z rzędów były rozsypane chipsy... Idę dalej. Dział z napojami. Sięgam po butelkę. Może uda mi się go obezwładnić. Nie! Butelka spada. Złodziej odwraca się w moją stronę.
- Hej ty! Chodź tu! Nie ruszaj się! Ręce do góry! - wrzeszczy. Próbuję go uspokoić.
- Słuchaj, nie warto. Odłóż broń i odejdź sobie - mówię powoli.
- Ty mi radzisz? Dam ci, kurwa, dobrą radę!
- Spokojnie, tylko bez paniki. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy - mówię. Zajęty rozmową nie zauważa, że powoli się do niego zbliżam. - Jeśli nie damy się zwariować, wszystko będzie dobrze.
- Ta... spoko, koleś... wszystko w zajebistym porządku...
- Przecież nie chcesz nikogo zabić, prawda? Na pewno znajdziemy jakieś wyjście. Nazywam się Scott. A ty jak masz na imię? - pytam. Nie wierzę, że się przedstawi, ale facet mnie zadziwia.
- Andrew... Jestem Andrew...
- Masz kogoś, na kim ci zależy? Może dziewczynę, rodzinę?
- Tak... mam kogoś. Małą córeczkę. Nazywa się Jessica.
- Co by Jessica pomyślała, gdyby cię teraz zobaczyła? Pomyśl, co z nią, jak coś się stanie... Słuchaj, jeszcze nie jest za późno. Jeśli odłożysz broń, o wszystkim zapomnimy i na tym się skończy. Po prostu odejdź...
- Nic poważnego? Kurwa, koleś, co ty myślisz, że ja tu robię? Nieźle... prawie uwierzyłem w to PIERDOLENIE! - odwraca się do sprzedawcy, a w tym momencie łapię go za rękę z pistoletem. Szarpiemy się. Facet upada. Próbuje mnie uderzyć, ale unikam jego ciosów. Za to ja uderzam go pięścią. Traci przytomność... Wstaję z ziemi.
- Stokrotne dzięki. Nie wiem, co by się stało, gdyby pana tu nie było... - mówi sprzedawca.
- Cóż, przynajmniej nie przyszedłem na darmo... Dobranoc - mężczyzna nagle sięga pod ladę i wyjmuje pudełko po butach.
- Kiedy mój synek Reza zniknął, dostałem list, a w nim kwit z przechowalni. W skrytce znalazłem to pudełko. Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale to chyba jakaś wiadomość od człowieka, który odebrał mi syna.
- Mogę? - sprzedawca przytakuje, więc otwieram pudełko. W środku jest figurka origami... jaszczurka...
- Proszę wziąć to pudełko, może się panu przyda w śledztwie. Mnie nie pomogło uratować Rezy... - zamyka pudełko i podaje mi je - Ale może panu pomoże odszukać czyjegoś syna... - kiwam głową i biorę pudełko. - Panie Shelby? Wydawało mi się, że w tym miejscu nie można trafić na dobrych ludzi... ale teraz widzę, że się myliłem - uśmiecham się do niego i wychodzę ze sklepu.
ΔΙΑΒΑΖΕΙΣ
Heavy Rain
Μυστήριο / Τρόμου/ ΘρίλερIle jesteś w stanie poświęcić aby uratować ukochaną osobę? Po śmierci dziesięcioletniego syna, Ethan pogrąża się w żałobie. Gdy jego drugie dziecko znika, mężczyzna podejrzewa, że pada ono ofiarą seryjnego mordercy. Czy uda mu się go odnaleźć?