XIV

95 12 1
                                    

Dwa dni później zrobiło się tak zimno, że Anna wraz z ciotką zostały uwięzione w domu. Napadało tyle białego puchu, że nie mogły też otworzyć okien. Starsza kobieta chodziła nerwowo po domu zamyślona i nie odzywała się.
Zmieniło się to tylko na chwilę, kiedy powiedziała do swojej krewnej:
-Aniu, zrób mi herbatę miętową. Będę w swojej sypialni.-po czym wyszła z salonu, w którym siedziały.
Dziewczyna nastawiła wodę w czajniku elektrycznym, jednak woda w nim się nie zagotowała. W połowie tej czynności, urządzenie wyłączyło się, tak samo jak telewizor i radio. Prąd został odłączony. Anna zdenerwowana, nalała wody do czajnika, postawiła go na metalowej płycie i miała zamiar rozpalić ogień w piecu.
"Mogłabyś już być wrząca!"-pomyślała ze złością nastolatka, patrząc na niego.
Po chwili spuściła wzrok, by nałożyć drewna do pieca. Jednak coś zwróciło jej uwagę. Na początku nie przejęła się tym zbytnio, ale jej wzrok znów powrócił na naczynie. Z czajnika unosiła się para. Zaskoczona dziewczyna podeszła i dotknęła metalu. Szybko zabrała rękę, bo powierzchnia była gorąca. Spojrzała na palce, które ewidentnie były poparzone.
"Ja chyba śnię."-jednak postanowiła spróbować jeszcze raz. Drewno w piecu było przygotowane do rozpalenia. Skupiła na nim wzrok i pomyślała:
"Rozpal się!"-nic się nie stało. Nie poddała się. Skupiła się jeszcze bardziej.
"Rozpal się! Płoń!!!"-nagle gdzieś w głębi rozległ się syk, po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny zapach palącego się drewna.
Anna wybałuszyła oczy. Czuła się, jakby przebiegła bardzo szybko kilka kilometrów. Nowa umiejętność wymagała użycia dużych podkładów energii.
Przypomniała sobie o naparze dla cioci. Zalała suszone liście mięty wrzątkiem. Spojrzała na korytarz, czy ciotka czasami nie wstała. Szybko wyciągnęła z apteczki krople nasenne, które nieraz stosowała starsza kobieta i wlala do napoju pięć kropelek. Odstawiła lek na miejsce i zaniosła kobiecie.
-Dziękuję Aniu. Dziś źle się czuję, więc nie licz na moje towarzystwo. W którejś z szuflad znajdziesz świece. Możesz wziąść tyle, ile chcesz i iść do siebie lub biblioteki. Dobranoc.
-Dobranoc, cioci.-odpowiedziała i wyszła z sypialni.
"Ciotkę mam z głowy."-pomyślała, kierując się w stronę biblioteki, uprzednio zabierając z kuchni kilka świec i świecznik. Weszła do pomieszczenia pełnego książek i zamknęła za sobą drzwi. Gdy spojrzała w stronę głównego stolika, o mało nie krzyknęła na cały dom. Przy nim siedziała kobieta z jej pierwszej, powypadkowej wizji.
-Witaj, Anno. Miło mi Cię poznać. Jestem Stella Gordon, założycielka rodu Żywiołów.

WŁADCA ŻYWIOŁÓW Where stories live. Discover now