Rozdział 24

173 7 0
                                    

Dzisiaj po szkole idziemy z Jeromem do wesołego miasteczka, które otworzyli u nas na trzy dni. Została mi ostatnia lekcja, a już nie mogę się doczekać.

Gdy już wyczekałam końca lekcji, pojechałam autobusem w wyznaczone miejsce. Od razu zobaczyłam Jerome'a. Podbiegłam w jego stronę i naskoczyłam na niego jak jakaś małpa na drzewo. Oczywiście on mnie pocałował. Chwyciliśmy się za ręce i weszliśmy do środka. Zaczęliśmy od samochodzików, od dziecka je uwielbiam. Zawsze jezdźiłam nimi z tatą, a teraz mamy słaby kontakt. Po krótkiej kłótni z Jeromem kto prowadzi, przekonałam go (buzi buzi - dop. autorki), do tego żebym ja mogła usiąść przed kierownicą. Szybko tego pożałowaliśmy, ponieważ kierowca ze mnie jak z koziej dupy trąbka. Co chwilę w kogoś wjeżdżałam. Jestem przekonana, że prawdziwym samochodem jeździ się o wiele łatwiej. Z tym samochodzikiem napewno coś jest nie tak. Nie dało się zawracać, ciężko się skręcało. Co chwilę w kogoś wjeżdżałam. Jerome stwierdził, że jeszcze tu dziś wrócimy, ale tym razem on będzie prowadził. Następnie poszliśmy na rollercoster. Wiedziałam, że to bezpieczne, ale na zakrętach obawiałam się, że wypadniemy. Co chyba było widać, ponieważ Jerome cały czas się ze mnie śmiał. Odegram się za to, w końcu bardzo dobrze wiem, że od kręcenia się robi mu się niedobrze. Poszliśmy do domu strachu, jednakże trochę nas to rozczarowało. Wcale nie było tak strasznie jak miało być. Obok był dom krzywych luster, gdzie też się udaliśmy. Strasznie się uśmialiśmy. W jednym odbiciu jak zobaczyłam Jerome'a prawie się udusiłam ze śmiechu. Zrobiłam chyba z dziesięć zdjęć tego odbica. Poszliśmy z powrotem na samochodziki, tak jak już wspomniałam wcześniej - prowadził Jerome. O dziwo szło mu bardzo dobrze, to albo z moim samochodzikiem było coś nie tak, albo po prostu się do tego nie nadaje. Następnie byliśmy na jakieś maszynie która rzucała nami w dół i w górę, ale nie wiem jak z nazywa. Teraz zaciągnełam Jarome'a na Brake Dance. Tyle wirowania, ale bawiłam bawiłam na tym nieziemsko. Jerome chyba nie mógł powiedzieć tego samego. Po jego minie widziałam, że nie jest zadowolony. Jak już zeszliśmy z tej karuzeli, biedaczek zrzygał się do śmietnika. Teraz trochę żałuję, że był to mój pomysł i to specjalnie, gdyż wiedziałam jak na to zareaguje, po tym jak kiedyś na zwykłej karuzeli na placu zabaw zrobiło mu się niedobrze. No i już mamy po zabawie. Jerome tak źle się czuł, że poszliśmy do niego do domu. Byśmy pojechali autobusem, ale bał się ze całego zarzyga. Chciał jeszcze zostać, żebym ja coś jeszcze porobiła, ale tak było mi go szkoda, że nie chciałam. Jak już byliśmy u niego położyliśmy się. Jerome szybko usnął. Wieczorem cały czas spał, a ja nie chciałam go budzić, ponieważ czułam się winna tego co się stało (nic dziwnego dop. autorki), pocałwałam go w czoło i wyszeptałam mi w ucho "kocham Cię". Jak zeszłam na dół ojciec Jerome'a zaproponował, że mnie odwiezie. Piętnaście minut później byłam już w domu. Wykąpałam się, ubrałam piżamę i poszłam spać.

FriendzoneWhere stories live. Discover now