Opowiadanie.3

44 3 1
                                    

Znów wyobraźcie sobie wilczka.

Jako medyk miałem obowiązek pomagać innym. W dzisiejszych czasach pewnie wielu uzdrowicieli już o tym zapomniało, bo najpierw liczyły się pieniądze. Ja zrzekłem się życia w luksusach i poświęciłem życie dla wilków, które nie chciały umierać.

Jednak, gdy Neftyda przyniosła mi zawiniątko, a ja je ujrzałem, zapragnąłem porzucić swój fach. Wiedziałem, że nie mam prawa odmówić pomocy. Chwile słabości były okazją, aby utwierdzić się w przekonaniu, że wybór drogi życiowej był słuszny.

Wilczyca wyszła, chyba zadowolona z faktu, że pozbyła się problemu. Zaniosłem zawiniątko do gabinetu. Położyłem je na stole i obejrzałem w całej okazałości. A więc tak miał wyglądać potomek panienki Elektry? Tej, która miała zostać żoną Rasaera i zasiąść w przyszłości na tronie przy jego boku, a obecnie uważanej za zdeprawowaną przez Darknessa? Cóż, nie było to w moim interesie, choć umiałbym wykluczyć ojcostwo. Ja jednak miałem inne zadanie. Zająć się tym czymś.

Bo szczenię nie wyglądało normalnie. Bez sierści, obrzydliwie chude, z bardzo wyraźnie widocznymi kośćmi. Jego pysk był dziwacznie krótki i gruby, a w stosunku do reszty ciała, nieproporcjonalnie duży. Oczy były tak czarne, że zdawały się pożerać duszę. Nawet ja odczuwałem lęk przed tą szkaradą, która kwiliła od czasu do czasu.

Zamknąłem drzwi, zasłoniłem okna i zabrałem się do pracy. Pomiary z oczywistych względów wyszły koszmarne. Nigdy nie widziałem takich wyników u jakiegokolwiek szczenięcia. Waga anemiczna, rozmiary średniego szczura, długość kończyn nijak nie pasowała do standardów w moich księgach. Mój mistrz również nie spotkał się z takim przypadkiem, a wiedziałem to, bo opowiadał mi o wszystkich swoich pacjentach i ich chorobach.

Kiedy zapisałem wszystkie potrzebne informacje, uznałem, że to wciąż za mało. Zrobiłem odpowiedni rysunek i nie wiedziałem co począć dalej. Znałem treści mych ksiąg na pamięć. W żadnej nie spotkałem się z takim przypadkiem. 

Evan zaczął kwilić. Na pewno był głodny. Poszedłem do spiżarni, poszukać jakichś papek, które nadałyby się dla niego do jedzenia. Sam się takimi żywiłem. Nie chodziło o to, że nie jem mięsa. Jadam małe stworzenia zakupione na targu, lecz mieszanki z ziół i roślin są o wiele bogatsze w witaminy, a poza tym tańsze i mogę je robić sam. Nie muszę się wysilać na polowania.

Chciałem podać Evanowi papkę, jednak zaczął wyć jeszcze głośniej. Nie dziwiłem się, że nie chce tego jeść. Chciał mleka matki. Westchnąłem zrezygnowany i odstawiłem słoik na blat. Zabrałem szczenię w ścierce, w której do mnie przybyło i postanowiłem udać się tam, gdzie miałem nadzieję uzyskać jakąś pomoc.

Po drodze pacjent usnął, a ja ucieszyłem się, że przynajmniej nikt po drodze mnie nie zaczepi i nie zwróci uwagi na obrzydliwe stworzenie, które zapewne jest niedożywione. Nie mogłem nic na to poradzić. Wyszedłem z miasta.

Kiedy przekroczyłem próg świątyni, zaczął we mnie narastać strach. Nie przed Evanem, ale przed wilkiem, z którym chciałem się widzieć. Niby każdy kapłan powinien być taki sam, jednak przeżyłem wystarczająco dużo, by móc śmiało stwierdzić, że tak nie jest. A co jeszcze zabawniejsze, kapłani Weresa, boga wojny, zabawy, trunku i oręża, byli dużo spokojniejsi i wyrozumialsi, niźli kapłani Askleta, boga medycyny, słońca i wszelkiego dobra.

Wszedłem po spiralnych schodach, otworzyłem drzwi do komnaty jednego z kapłanów i wprosiłem się do środka. W pysku wciąż trzymałem szmatę, w której leżał Evan. Poczułem, jak zaczyna się szamotać.

—Witaj, synu. Co Cię tu sprowadza? — zapytał podstarzały, ciemnorudy samiec, zamykając księgę, którą przed chwilą studiował. Na jego szacie widniał symbol Askleta, co nieco mnie zniechęciło, lecz nie mogłem się poddawać.

Pechowe 13 Dni || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now