Opowiadanie.1

54 4 2
                                    

Dawno, dawno temu, gdy świat spowijały mroki średniowiecza, żył sobie pewien chłopiec. Nazywał się Dragorn i był synem jednego z rycerzy króla. Sam miał zostać wcielony do armii i z biegiem lat wprawiał się, aby pewnego dnia być pasowanym.

Lata mijały, a Wielki Bór otaczający trzy czwarte granicy królestwa, gęstniał i nie ustępował podpalaczom. Był schronieniem dla istot wszelakich, bowiem, gdy ktoś potrzebował schronienia w lesie, zawsze je odnajdywał.

Pewnego razu do skraju lasu podeszła blada, zakapturzona postać. Ślepia miała czerwone, a serce martwe. Wiedziona zapachem krwi i ludzi, zbliżyła się do najbliższego miasta. Tam, pod osłoną nocy, zabiła bezdomne dziecko i wypiła z niego szkarłatną posokę.

Wampir wędrował od miasta do wsi i wciąż dalej, przybliżając się do włości ojca Dragorna. Miał zasadę, że wszędzie zabija tylko jedną osobę. W przeciwnym wypadku ludzie zaczęliby coś podejrzewać, a tego nie chciał. Bo w tamtym królestwie lud nie ginął tak szybko, nie był dręczony chorobami, ni klęskami żywiołowymi, nie cierpiał głodu. Zatem jedna śmierć nikogo by nie zdziwiła.

Gdy wreszcie potwór stanął u bram miasta pod rządami Scaeluhrów, zobaczył młodzieńca przemierzającego ulice na koniu. W pięknej szacie, z mieczem do ćwiczeń w pochwie, ze złotymi ostrogami. Tedy wampir zaczął obserwować Dragorna. Nie spuszczał go z oka nawet nocą. Umyślił sobie, że kiedyś i tak sczeźnie z kołkiem wbitym w serce, więc warto zostawić na ziemi jakąś spuściznę. I tak wegetował przez kolejne cztery miesiące, bacznie przyglądając się poczynaniom chłopaka.

Dragorn, niczego nieświadom, spędzał czas na zabawach, ćwiczeniach i z kobietami, jak na bogatego panicza przystało. Nie szczędził srebrników na trunek w karczmie, wybywał do lasu, gdzie spędzał parę dni i wracał z oświadczeniem, że zabił strzygonia, smoka lub inną zmorę. Jego życie pozbawione smutków i niepowodzeń, było idealne.

W dzień przed pasowaniem na rycerza wampir zjawił się w komnacie Dragorna, gdy ten sprowadzał do niej dwie, śliczne kurtyzany. Panicz zląkł się w duchu, lecz nie okazał tego i zaczął rozmowę z nieproszonym gościem.

— Kimże jesteś i czego szukasz w mojej komnacie? — zapytał, wypinając pierś i łapiąc się instynktownie za nóż, który nosił przy pasie.

— Na nic zda ci się twe ostrze, młokosie. Odpraw te panie, bo chcę z tobą pomówić — oświadczył gość skrzekliwym głosem.

Zadziwiony Dragorn nie sprzeciwił się dziwnemu jegomościowi i kazał dziewczynom opuścić komnatę.

— Masz, czego chciałeś. Mów zatem — ponaglił go i podszedł bliżej rozmówcy.

— Prowadzisz wspaniałe życie, nieprawdaż Dragornie? Trunek, tańce, dziewoje. Zapewne wiesz, że gdy zostaniesz pasowany, wszystek to będziesz musiał zostawić za sobą. Przecież rycerzowi króla nie uchodzi takie zachowanie. 

— Nie odwiedziesz mnie od tego. Od kołyski marzę, by służyć królowi i rozsławić mój ród. Nie splamię swego honoru — Chłopak uderzył się w pierś, chcąc ukazać swoje męstwo.

— Ale kochasz dotychczasowe życie, beztroskie, usiane najwspanialszymi dobrodziejstwami tego kraju. A gdybym ci powiedział, że mogę sprawić, byś żył wiecznie i niezobowiązany wobec władzy, nadal mógł prowadzić tak cudowne życie? — Wampir zaczął obchodzić Dragorna dookoła, uśmiechając się przy tym tajemniczo.

Wtedy w młodym Scaeluhru odezwał się egoizm, chciwość i próżność. Wieczne życie, wieczna zabawa, żadnych obowiązków. Przystał na propozycję. Wampir ugryzł swój nadgarstek i kazał chłopakowi pić. Dragorn po upojeniu krwią bestii, omdlał.

— Słodkich snów, paniczu — zaśmiał się wampir i zniknął z komnaty.

Następnego dnia Dragorn obudził się z potwornym bólem głowy. Pamiętał wydarzenia ostatniej nocy, lecz nie mógł w to uwierzyć. Dopiero gdy rzucił się na pokojówkę i wypił z niej całą krew, uświadomił sobie, że to nie był sen, że teraz jest wampirem.

Mistrz i uczeń zbojkotowali pasowanie na rycerza, przyczynili się do śmierci króla i wielu ludzi w mieście, a wreszcie opuścili królestwo. Przez lata wędrowali razem. Dragorn używał życia, bawił się, jadł, pił, tańczył i spędzał noce z kobietami.

Nadszedł jednak taki dzień, a po nim noc, w których chłopak coś pojął. Udał się więc do swego mistrza na rozmowę. Wampir skrywał się w lesie jak zawsze, czekając, aż Dragorn powróci z miasta z jedną ofiarą.

— Mistrzu, czemuż od tak dawna nie odwiedzasz miast i wsi? Czemu nie korzystasz z życia, jak i ja korzystam?

Mentor uniósł wzrok na chłopaka i uśmiechnął się pobłażliwie.

— Czemuż miałbym odbierać ci zabawę? — zapytał takim tonem, jakby nic poważnego się właściwie nie działo. Jednak wychowanek nie ustępował.

— Chyba wiem dlaczego. Dziś doszło do mego czerepu, że nie odczuwam już przyjemności ni z jadła, ni trunków, ni pięknych kobiet. Nic mnie już nie cieszy, tak i ciebie przestało wieki temu. Tylko krew ma słodki smak. Oszukałeś mnie! — Dragorn wycelował w stronę swego mistrza miecz, który zdobył podczas ich podróży.

— Jak śmiesz tak mówić?! — Wampir podniósł się z miejsca i stanął naprzeciw ucznia. — Czyż nie mówiłem, że będziesz mógł się bawić? Używać życia, które ci dałem? Czyż nie to właśnie robisz? Wcale nie powiedziałem, że będziesz czerpał z tego przyjemność.

Jednak wściekły Scaeluhr już nie chciał słuchać mistrza. Rzucił się na niego z mieczem w dłoni, lecz później nawet ostrze było mu zbędne. O świcie głowa wampira potoczyła się po ziemi, a potem łącznie z ciałem zamieniła w proch. Dragorn złamał miecz i postanowił zostawić przeszłość za sobą.

Ruszył na poszukiwanie innych wampirów, a w jego głowie zaczął kiełkować pomysł na Radę Pięciu.

||16.02.2017||

Z pozdrowieniami dla Tojad i reszty Deireadhckiej(?) ekipy ♥

Pechowe 13 Dni || ZAKOŃCZONEKde žijí příběhy. Začni objevovat