Rozdział XIX: Ta Anielica odkrywa tajemne przejście

756 78 12
                                    

Grell włożyła metalowe pokrętło w dziurkę. Pasowało idealnie. Następnie zaczęła powoli kręcić zgodnie z ruchem zegara. Policjanci ze Scotland Yardu w tym samym czasie przypatrywali się wszystkiemu i zapewne pluli sobie w brodę, że pominęli tę przeklętą klapę.

Wrota do tajemniczego pomieszczenia zostały otwarte, jednak było na tyle ciemno, że poza początkiem drewnianej drabiny nie dało się nic tam dostrzec.

Scotland Yard jednak na coś się przydał. Mieli oni ze sobą na takie sytuacje lampy naftowe. Tym razem Enfer postanowiła więc pozwolić im działać jako pierwszym. Trzech mężczyzn zeszło po drabinie i dali znać, że dalej jest zejście schodami.

Blondynka w tym samym czasie z pomocą Grell zdjęła krynolinę, która zepewne by jej przeszkadzała, jak i fioletową suknię, której raczej nie chciała zniszczyć. Związała także ciasno włosy w warkocz, który następnie zawinęła na głowie. Oczywiście jako damie nie przystało jej się tak pokazać przy innych mężczyznach, niż przy jej mężu, ale ani tego męża nie miała, ani nie sądziła, że będzie mieć swój szczęśliwy koniec z narzeczonym. W związku z tym, postanowiła schować swój wstyd i wyszła jedynie w białym odzieniu zakładanym pod suknię.

Następnie podeszła do drabiny i z pomocą jednego policjanta, który ją asekurował, zeszła na dół. Drabina nie była duża. Była wielkości może dwóch przeciętnie zbudowanych mężczyzn. Dlatego też Enfer szybko dotarła na podłoże, jednak zgodnie ze słowami trzech policjantów, którzy zeszli tam przed nią, przed nimi były także marmurowe schody, prowadzące na sam dół, zapewne do jakiegoś większego pomieszczenia.

Jednak na co było to Lydii? Musiała zapewne wiedzieć o tym pomieszczeniu, skoro położyła szmatkę na jego wejściu, jak i miała pokrętło, które służyło za klamkę.

Grell zeszła zaraz za Enfer, nieco przerażona tym, co czekało na nich na dole. Może i była kosiarzem śmierci, ale nawet ona bała się nieco tego, co czaiło się w nieprzeniknionych ciemnościach.

Zeszła jeszcze dwójka policjantów, zaś reszta miała zostać na czatach. W związku z tym, piątka ze Scotland Yardu, Kot królowej i jej ochroniarz powoli zaczęli schodzić po schodach, trzymając się jak najbliżej ściany, gdyż nie było żadnych barierek asekuracyjnych.

W pewnym momencie dobiegł ich okropny smród, przez który nie dało się normalnie oddychać. Enfer przyłapała się nawet na tym, że była gotowa zwymiotować, ale powstrzymała się w ostatniej chwili, przełykając gorzką ślinę.

Ta sprawa może mieć drugie dno... - stwierdziła Enfer, zakrywając nos i usta ręką.

Pomieszczenie zdawało się być nieco większe niż sama gospoda i zdawało być się pewnego rodzaju piwnicą. Nie tylko tam śmierdziało i było ciemno, lecz także zimno na tyle, że Enfer zaczęła się trząść. Gdzieś w tle dało się także usłyszeć kapanie. Nie było więc to przyjemne miejsce do przebywania.

Na co jednak było takowe pomieszczenie potrzebne Lydii? Czyżby na alkohol? Owszem, było parę beczek przeznaczonych specjalnie dla tego trunku... Jednak skąd brał się ten smród, który odrzucał nawet rosłych mężczyzn ze Scotland Yardu?

Grupa rozdzieliła się, by przeszukać tajemne pomieszczenie wzdłuż i wszerz. Jednak w trakcie, gdy Enfer razem z Grell przypatrywały się beczkom, nagle jeden z policjantów upuścił swoją lampę, co spowodowało, że powstał niewielki pożar. Jednak nawet najmniejszy płomyk mógł spowodować katastrofę, zważając na alkohol, który ich otaczał.

Enfer więc natychmiast zlokalizowała miejsce, gdzie słyszała kapanie wody i oderwała dosyć spory kawałek materiału ze swojej koszuli, przez co widać było jej brzuch. Nie mogła się jednak tym teraz przejmować, skoro zależało od tego jej życie. Już raz je straciła i nie zamierzała go oddać tak łatwo po raz drugi.

Policjanci ze Scotland Yardu deptali po ogniu i próbowali go gasić marynarkami, jednak nie zawiele się to zdało. Dopiero jak przybiegła Enfer z nawilżoną tkaniną, a następnie odcięła dopływ tlenu do ognia, przykrywając miejsce, na które spadła lampa - ogień się uspokoił i zgasł.

Wszyscy głęboko odetchnęli z ulgą. Poza policjantem, który upuścił lampę. Ten był blady jak ściana, zaś jego nogi trzęsły się niczym galareta.
Jednak co go tak przestraszyło?

Szlachcianka postanowiła sprawdzić na własną rękę, jednak szybko pożałowała. To, co zobaczył policjant było zabitym dzieckiem, które mogło mieć może parę dni. Jednak nie to było najbardziej przerażające. W beczkach znajdujących się obok były zakonserwowane inne, małe ciałka.

- Lydia nie mogła urodzić tyle dzieci, w tak krótkim i niezauważalnym dla społeczeństwa czasie... - stwierdziła z przerażeniem blondynka. - Czy... Czy Lydia mogła być...

- Tak - odparł jeden z policjantów. - Nie mówi się o tym głośno, jednak widocznie Lydia miała jeszcze jedną pracę.

Wszystko wskazywało na to, że Lydia była "farmerką" i zajmowała się baby farmingiem, który polegał na "pomaganiu" samotnym matkom, które nie chciały bądź wstydziły się swojego dziecka i oddawały swoje pociechy "farmerkom", które miały się nimi zaopiekować. Jednak to "zaopiekowanie się" skutkowało śmiercią z rąk nowych opiekunek.

- Sprawczynią mogła być więc jedna z matek, która dowiedziała się, co się stało z jej dzieckiem i zamierzała się zemścić za wyrządzone mu krzywdy... - ustaliła Enfer, która na tym etapie była pewna swojego założenia.

- Pozwoli panienka, że od teraz Scotland Yard zajmie się dalej sprawą - odparł jeden z policjantów.

- Mimo wszystko, będę musiała napisać sprawozdanie do królowej. Chociaż... Czy potencjalna morderczyni naprawdę postąpiła źle...? Była pewna, że jej dziecko będzie miało zapewnioną opiekę, a zamiast tego...

Nikt nie śmiał zaprzeczyć, ani nawet wyrazić innej opinii. Wszyscy w milczeniu spojrzeli jedynie na małą istotkę, której prawo do życia zostało zastraszająco wcześnie odebrane.

***

Zapadła noc, gdy Enfer i Grell wyszły z gospody. Czerwonowłosa nie śmiała odezwać się nawet słowem, gdyż widziała jaki mętlik Enfer ma w głowie. W końcu, ta dziewczyna również odeszła z tego świata bardzo wcześnie, wbrew swojej woli.

- Wezwę karocę - odparła jednak po chwili Grell. - Proszę, poczekaj na mnie na zewnątrz i nie odchodź nigdzie.

Następnie weszła do niewielkiego sklepu, gdzie pracował starszy mężczyzna, który miał "dostarczyć" im karocę za odpowiednią cenę.

Enfer w tym samym czasie stała na zewnątrz, tym razem już w swojej sukni, jednak wciąż czuła zimno na swoim brzuchu. Jej myśli były zagmatwane. Czuła się dziwnie po odkryciu małego sekretu denatki. W końcu, jej właśni rodzice zostawili ją w ciemnej, zimej i przeciekającej piwnicy na pewną śmierć.

Nagle jednak została wytrącona ze swoich rozmyślań klaskaniem gdzieś w alejce obok.

- Brawo, Ene.

- Astre?!

Postąpiła pierwszy krok, jednak wtem przypomniała sobie o Grell. Wprawdzie niczego nie obiecywała, jednak wiedziała, że czerwonowłosa była tam po to, by ją chronić. Mimo to... Szlachcianka zdawała sobie również sprawę z tego, że Astre nie zrobi jej krzywdy. Znała go i wiedziała, że ten wciąż prawdopodobnie żywi do niej jakieś uczucia, nawet mimo upływu lat.

- Astre...? - spytała ponownie, podchodząc bliżej.

Chłopak stał w głębi ciemnej alejki. Wchodzenie tam zapewne byłoby idiotycznym planem, jednak Enfer była gotowa na nazwanie jej idiotką. Nie żywiła urazy do Astre. Oczekiwała jedynie wyjaśnień

Natychmiast więc do niego podbiegła i przytuliła go. Coś jednak zdawało się być nie tak. Postawę, wzrost i kolor włosów miał dokładnie taki sam, jednak zapach...

- Ty... Ty nie jesteś Astre.

--------------
Lydia została zainspirowana Amelią Dyer, jak i jej występkami.

I patrzcie, dotrzymałam obietnicy. Jest wcześniej c:

Mam w zapasie także kolejny rozdział słów 1600 +, więc będzie się działo

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz