Rozdział VIII. Ta Anielica i narzeczona Erica

1.2K 105 8
                                    

[UWAGA! WAŻNE! Od tego rozdziału imię "Michelle" zmienia się na "Madeline", z powodów nawiązania do prawdziwej osoby, jak ma to miejsce w Kuroshu. Pozostałe rozdziały zostały już poprawione pod tym względem. Informacja ta zniknie po zakończeniu książki]

Enfer zdążyła pogodzić się z faktem, że spadła na nią rola głowy rodziny. W końcu ostatnio tylko tym się zajmowała. Po za tym, miała znacznie większe problemy na głowie, niż to. A mianowicie - niechciane małżeństwo.

W szlacheckich rodzinach narzeczeństwo od młodego wieku za pośrednictwem rodziców dwóch dobrze urodzonych rodzin, było czymś codziennym. Stawką nie była miłość, lecz zachowanie ziem i majątku. Jednak, jako że, to Eric był starszym z rodzeństwa, jak i mężczyzną, to właśnie jemu przypadła ta rola. Enfer została "oszczędzona".

I tutaj nadchodził największy problem imieniem Caroline - narzeczona (na stan aktualny prawdopodobnie była) Erica, która była umówiona już od dłuższego czasu z bratem blondynki, że właśnie dzisiaj omówią sprawy małżeńskie.

Mógł chociaż się ze mną skontaktować wcześniej, albo odwołać to spotkanie... - Enfer była widocznie wkurzona na brata, jednak nie miała niczego do powiedzenia. Co się stało, to się nie odstanie. - Chyba że już nie żyje...

***

Caroline pojawiła się równo o wyznaczonej porze, zupełnie jak przystało na szlachecko urodzoną damę.

Wysiadła z powozu, a przed służbą i hrabiną stanęła piękna dziewczyna o kasztanowych włosach, które idealnie komponowały się z oczami koloru kosmei. Ubrana była w różową suknię z białymi elementami, jeszcze piękniejszą od tej, którą Enfer założyła na bal. Mogła jednak o tym przesądzać także wdzięczność szatynki, która aż lśniła pięknem.

- Och, Ene! - krzyknęła, lecz jej głos przypominał śpiew słowika niż krzyk. Podeszła do młodej szlachcianki i przytuliła ją na przywitanie. - Ile to już minęło? Aleś wyrosła! Mężczyźni zapewne już oglądają się za tak uroczą panienką!

Enfer nie wiedziała jak zareagować. Jej policzki pokryła głęboka czerwień koloru piwonii, którą zapewne doceniłby jeden jegomość, który wręcz lubował się w tym kolorze.

- Te... Też się cieszę, że cię widzę, Caroline - mruknęła blondynka, przytłoczona otwartością swojej przyszłej szwagierki.

- Tak się cieszę, że mogłam w końcu się z tobą zobaczyć! Nigdy nie było na to okazji. Eric zawsze przyjeżdżał do posiadłości mojej rodziny, by przypodobać się mojemu ojcu - zaśmiała się lekko. - Ach, mówiąc o Ericu... Gdzie też jest mój narzeczony? - Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu mężczyzny.

- Caroline... - Szatynka wróciła wzrokiem na cyjanowe oczy blondynki. Szlachcianka nie miała serca jej tego mówić w tak otwarty sposób, musiała ją przynajmniej przyjąć w gości. Tak zrobiliby rodzice... Chyba. - Czy możemy porozmawiać o tym w środku? - Uśmiechnęła się lekko, chcąc nie martwić starszej dziewczyny.

Caroline kiwnęła głową, mimo to, widocznie się zaniepokoiła. Nigdzie nie było widać jej narzeczonego, a Enfer ewidentnie nie chciała o nim wspominać i próbowała zmienić temat - coś było nie tak.

***

Szlachcianki weszły do biura ojca Enfer. Aktualnie, byłego biura.

- Proszę, usiądź - zaproponowała blondynka, wskazując na krzesło na przeciwko biurka za którym ta po chwili usiadła.

Caroline niechętnie przysiadła, rozglądając się wokoło. Ewidentnie nie była zachwycona rozmową w takim miejscu, zwłaszcza że spodziewała się jakiejś miłej altanki na zewnątrz, w ogrodzie.

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz