Rozdział IV: Ta Anielica jest niczym Chopin

2K 152 22
                                    

Nadszedł dzień balu, a plan Enfer wreszcie mógł wejść w życie. Postanowiła, że będzie szpiegować Anicę, udając przy tym, że jedynie dba o swoich gości. Dodatkowo, podejrzana była na terenie szlachcianki, także wszelka służba także została poinformowana, by w razie zauważenia czegoś podejrzanego zawiadomić blondynkę, bądź Madeline.

Jednakże głównym szpiegiem była Delia - młoda pokojówka o pięknych, czarnych włosach, które zachwycały niejednego armanta. Została dosłownie przez przypadek w to wciągnięta, ponieważ to właśnie ona wcześniej zabrała gazetę w której znajdowały się istotne informacje dla Enfer. A ponieważ była ciekawską kobietą i dopytywała później Madeline o czasopismo, to ostatecznie została głównym pomocnikiem w sprawie.

- Panienko, czuję się zaszczycona... - zaczęła Delia. - Ale nie jestem pewna, czy podołam jako zwykła służka...

- Właśnie o to chodzi, Delio - blondynka wręczyła jej opis Anici, by ta mogła ją rozpoznać w tłumie. - Jako pokojówka najmniej odznaczasz się ze wszystkich. Czyli, innymi słowy, spokojnie możesz obserwować podejrzaną.

Delia wzięła głęboki wdech, wydech i się uśmiechnęła.

- Dziękuję, panienko.

***

- Madeline! - krzyknęła Enfer, gdy tylko zeszła na dół. - Madeline!

- Tak, panienko?

Dziewczyna aż wzdrygnęła się z zaskoczenia, kiedy białowłosa tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia, się za nią znalazła.

- Nie zaskakuj mnie tak. - Szlachcianka chrząknęła w dłoń. - W każdym razie. Chciałam się spytać jak idą przygotowania.

- Wszystko jest w jak największym porządku. Stoły nie są za blisko siebie, dzięki czemu zarówno goście, jak i służba będą mieli swobodne przejście. Przekąski są odpowiednio dobrane do okazji, jednak zostaną przygotowane dopiero kilka minut przed balem, by były jak najświeższe. Bliźniaki gotowe są do przyjmowania gości na dziedzińcu. Albert dostał listę gości, w tym i zaznaczone na czerwono nazwisko Anici. Podobnie jest i z resztą służby, która doskonale zna już opis kobiety. A suknia panienki już czeka w pokoju.

- Doskonale. - Blondynka spojrzała na zegar ścienny, by ocenić ile jeszcze zostało jej czasu. - Przynieś mi herbatę i jakieś ciasteczka do gabinetu.

- Everything for young lady. - Kobieta skłoniła się i udała w stronę kuchni.

Dziewczyna zaś skierowała się do gabinetu, w którym wciąż czekała na nią do dokończenia papierkowa robota. Gdy jednak na nią zerknęła, to lekko się skrzywiła. O wymiganiu się z tego nauką mogła zapomnieć, ponieważ wszelkie lekcje zostały odwołane ze względu na zbliżający się wielkimi krokami bal.

- Nie mam na to siły... - mruknęła, po czym zasiadła na krześle i spojrzała na biurko, na którym znajdowała się gazeta.

Postanowiła więc do niej zerknąć, z racji braku większego zajęcia. Wtem jednak dostrzegła przerażającą wieść na jednej z pierwszych stron.

Kolejne dziecko z upuszczoną krwią zostało znalezione w odosobnionej uliczce. Tym razem jest to znany w okolicy chłopiec, który zajmował się przetykaniem kominów. Scotland Yard wciąż prowadzi dochodzenie w tej sprawie.

- Przeklęty Scotland Yard! - krzyknęła blondynka, gwałtownie wstając z miejsca.

Wtem, do pomieszczenia weszła Madeline, razem z tacą.

- Po co oni biorą się za to, skoro i tak nic z tego nie wyjdzie, a wręcz pogorszą sprawę? - Szlachcianka ponownie zasiadła na fotelu, masując po chwili swoje skronie. - Przysięgam, że jeszcze zrobi się z tego sprawa pokroju Kuby Rozpruwacza.

- Złość piękności szkodzi, panienko - powiedziała służka, kładąc herbatę na blacie. - Tym razem przygotowałam herbatę owocową z suszonych truskawek i żurawiny, oraz z dodatkiem soku ze świeżych malin. Dodatkiem zaś są ciasteczka pudrowe z dżemem truskawkowym.

Dziewczyna chwyciła jedno ciasteczko i lekko je zgniotła, przez co czerwona ciecz zaczęła lecieć po jej dłoni.

- Jakim cudem ktoś był w stanie niezauważenie upuścić komuś krew? - spytała samą siebie, po czym zjadła ciastko i oblizała jego pozostałość, w tym i dżem, który rozlał się na jej palce. - Hm, dobre te ciastka.

***

Wybiła godzina dwunasta, także zostały jeszcze dwie godziny do balu. Wszystko było już przygotowane, przez co szlachcianka mogła jedynie ocenić jak wygląda sprawa z ustawieniem stołów i pierwszymi, suchymi przekąskami w postaci ciasteczek, które się na nich znajdowały. Zamiast tego, postanowiła jednak wreszcie znaleźć czas dla siebie i przysiąść do fortepianu - jej ulubionego instrumentu.

Zza otwartego okna wydobywał się nieco chłodny, lecz przyjemny wietrzyk. Dziewczyna zamknęła cyjanowe oczy i zaczęła wpierw kreślić ruchy palcami w powietrzu, aż wreszcie zeszła na klawisze. Wzięła głęboki wdech, wydech i uchyliła lekko oczy.

W posiadłości rozległa się muzyka napisana przez Fryderyka Chopina. Dodawała ona jedynie błogości wszystkiemu, co sprawiło, że wszelka służba do której dotarła melodia, zatrzymała się w miejscu, zamykając oczy i wsłuchując się w nią, zupełnie jakby próbowali zobaczyć nie o tyle co grającą Enfer, lecz także i nuty, jakie wręcz wirowały w powietrzu.

- Ach, Fryderyk... Tak, on był cudownym człowiekiem... - rozmarzyła się Madeline. - Szkoda, że gruźlica zabrała go tak wcześnie. Biedak nawet do czterdziestki nie dociągnął.

- Lubi pani jego muzykę? - spytały się bliźniaki, które usłyszały głośne myśli kobiety.

- Muzykę? - lekko się zaśmiała. - Jakby to była tylko muzyka... Doskonale jeszcze go pamiętam... To był chyba 1818 rok... Mały chłopiec, a taki wielki talent.

- Czyli miał swojego anioła stróża? - spytał Fink.

- Nie miał po co. Już sam w sobie był w stanie osiągnąć cudowne życie, nawet jeśli zakończyło się tak wcześnie... Nie miałam w czym mu pomagać.

- Szkoda, że nie było tak z panienką - powiedział Fank.

- Tak... Szkoda.

***

- Opus dziewięć, numer dwa - powiedziała Madeline, gdy tylko weszła do salonu, w którym siedziała Enfer. - Cudny wybór, panienko. Służba była poruszona... Co jednak nie przełożyło się na ich pracę - westchnęła.

Blondynka zaś nie odpowiedziała. Wzrok wciąż miała wbity w klawisze, do których jej palce aż rwały się, by wrócić.

- Madeline, myślisz, że kiedyś mogłabym zabłysnąć niczym Chopin?

Kobieta spojrzała się na dziewczynę swoimi smutnymi, fiołkowymi oczami, po czym lekko westchnęła.

- Aktualnie ma panienka znacznie ważniejsze sprawy na głowie.

- Tak, masz rację... - odpowiedziała jakby nieobecnie.

- Mimo to, z talentem panienki jestem pewna, że gdyby panienka wystąpiła przed większą publicznością, to nie znalazłaby się nawet jedna osoba, która byłaby w stanie zaprzeczyć co do piękności występu.

- Dziękuję...

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz