Rozdział XI: Ta Anielica gra w szachy z Niebem

1.2K 103 11
                                    

[Zmieniłam trochę nazwy rozdziałów, by nawiązać jeszcze bardziej do mangi ;3 ]

Następnego dnia Enfer zjawiła się równo o wyznaczonej porze przed posiadłością Phantomhive w białej, balowej sukni. Sama. Nawet woźnicy kazała odjechać niemal od razu. Dodatkowo, nie chciała, by Grell plątał jej się pod nogami, zaś Madeline... Nie ufała jej. Czuła, że kobieta coś przed nią ukrywa.

Pora wreszcie poznać wszystkie odpowiedzi na moje pytania...

Szlachcianka stanęła przed drzwiami i uniosła rękę, by zapukać. Drzwi jednak jakby na zawołanie, same się otworzyły. Nie było jednak nikogo za nimi, kto by to zrobił.

Jakaś sztuczka iluzjonistyczna? - spytała samą siebie w myślach, próbując dopatrzyć się przezroczystej żyłki, do której przyczepione były drzwi. - Może pękła..?

Kiedy jednak blondynka zerknęła wgłąb posiadłości, dostrzegła znajomą już sobie czerń. Przerażające morze czerni, w którym człowiek jest w stanie się jedynie topić.

Chwyciła za brzeg swojej sukienki, po czym ruszyła przed siebie, do środka.

- Jest tu ktoś..? Phanto...

Nagle drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Została uwięziona. Chociaż i tak nie zamierzała zawracać. To mogła być jej jedyna szansa, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co powiedział jej Grell. Ewidentnie, nie pamiętała czegoś, o czym z kolei Phantomhive doskonale wiedział.

Enfer nie ruszyła się nawet na centymetr, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Wreszcie, dobiegło ją światło, rzucane przez świece, ustawione w dwóch równych rzędach. Droga, którą ma podążać.

Czyżby miał na tyle dużo służby, by wszystkie odpalić..? Ale nie zdążyliby uciec na czas... Światło zdradziłoby ich sylwetki...

Szlachcianka niepewnym krokiem ruszyła wskazaną ścieżką, rozglądając się wokoło, jakby liczyła na to, że jej wzrok przyzwyczai się do panującej wokoło czerni.

- Tyle wystarczy na powitanie, Sebastianie.

- Yes, my lord.

Wtem wszystkie świece zgasły. Zastąpił je żyrandol, który oświetlił cały przedsionek. Ku zdumieniu Enfer, same stelaże na których wcześniej stały woskowe świetliki zniknęły bez śladu.

Blondynka spojrzała w górę, by wtem ujrzeć na szczycie schodów hrabię, dumnie stojącego i opierającego się o gustowną, drewnianą laskę. Ubrany w był w czarny garnitur, zaś jego włosy zaczesane były do tyłu z jednej strony, po części odsłaniając jego twarz i ciemną opaskę, za którą skrywał prawe oko.

- Lepiej, by na tę chwilę parkiet był czysty... - Hrabia powoli zaczął schodzić po schodach, z każdym stopniem obijając swoją laską o podłoże, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Gdy wreszcie zaś znalazł się tuż przed Enfer, niemal na równi z jej oczami, dokończył zdanie: - Nieprawdaż, Ene?

Wyciągnął w jej stronę rękę, lekko się przy tym kłaniając. Racja, ich wcześniejszy taniec w posiadłości rodziny Mortem został brutalnie przerwany przez Białego Armanta.

Zanim jednak dziewczyna przyjęła rękę, rozejrzała się dookoła.

- Bez żadnego podkładu muzycznego? - spytała, ze słyszalnym sarkazmem.

- Racja, mój błąd... - Ciel wyprostował się, po czym pstryknął prawą dłonią.

Do pomieszczenia weszły dwie osoby z instrumentami - wiolonczelą i skrzypcami. Jedną był czarny lokaj, zaś drugą...

- Madeline..?

- Gdy się z kimś rozmawia, powinno się zachować kontakt wzrokowy - stwierdził hrabia, ocudzając tym samym dziewczynę z omamienia.

Ponownie wyciągnął przed siebie dłoń. Enfer zaś ponownie zerknęła w stronę Madeline, która z kolei nie odwzajemniała jej wzroku. Blondynka po chwili przyjęła propozycję do tańca.

Hrabia niemal od razu pogłębił uścisk, chwytając drugą ręką za talię szlachcianki. Enfer z kolei wolną rękę położyła na lewym barku Ciela.

Sebastian i Madeline unieśli równo smyczki, po czym wraz z pierwszym krokiem tańczącej pary przenieśli je na na skrzypce.

Pierwszy zaczął Sebastian, wygrywając przy tym stonowaną, niską melodię na wiolonczeli. Madeline zawtórowała wysokim, czystym dźwiękiem na skrzypcach.

Podobnie było z tancerzami, którzy w rytm muzyki zabierali sobie pałeczkę odnośnie tego, kto w danym momencie prowadzi. W prawdzie Enfer, jako kobieta, powinna podpiąć się pod kroki swojego partnera. Mimo to, uznała, że hrabia rzuca jej wyzwanie. Wyzwanie, które tylko dwójka wtajemniczonych szlachciców była w stanie zrozumieć, nie wypowiadając przy tym żadnego słowa. A jednak, ich taniec ze strony obserwującego mógł wydawać się ustaloną już wcześniej choreografią.

Czerń i biel. Noc i dzień. Ciemność i jasność. Zło i dobro. Anafory te idealnie pasowały do Nieba i Piekła, którzy nie odrywali od siebie wzroku nawet na sekundę, zupełnie jakby nawet w tym aspekcie rywalizowali - kto pierwszy spuści wzrok z wroga.

W tym samym czasie grający na instrumentach mieli swoją własną walkę, w trakcie której Madeline atakowała energicznymi, wysokimi dźwiękami, zaś Sebastian kontratakował niskimi, rytmicznymi sunięciami po strunach.

Całe przedstawienie można było porównać do szachów. Czarny Król, wraz ze swoim Skoczkiem, oraz Biała Królowa, wraz ze swoją Wieżą. Według tego ustawienia, Hetman był najsilniejszy. Jednak czy aby na pewno..?

Muzyka powoli dobiegała końca. Piekło i Niebo musieli więc postawić na remis, stawiając ostatnie, taneczne kroki. Obrót, zamiana miejsc, pół obrotu, zamiana miejsc, obrót, ukłon.

Sebastian stanął obok swojego panicza. Madeline nie poruszyła się nawet o krok.

Enfer wtem zwróciła uwagę na fakt, że chłopak ukrywa problem ze złapaniem oddechu, zasłaniając usta ręką i skrywając się za wysokim kamerdynerem.

Astma..? - stwierdziła w myślach dziewczyna.

Szlachciankę niespodziewanie zaczęło drapać gardło od środka. Coś ewidentnie było nie tak.

- To może teraz przejdziemy do poważniejszych spraw... - zaczął hrabia. - Ene.

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz