Rozdział 11

585 43 15
                                    


W głowie Natashy huczało od nieprzyjemnych myśli. Miała poświęcić swoich jedynych bliskich by ocalić własną skórę? Wybrać któreś z nich i własnoręcznie zabić? Żyć potem ze świadomością, że pozbawiła życia jedną z nielicznych osób, na których jej naprawdę zależało? Nie mogła tego zrobić. Nie potrafiła. Nie chciała. Nie miała nawet takiego zamiaru. Nie poświęci kogoś ze swoich bliskich by nie stracić własnego życia.

Nie jestem taka!" pomyślała stanowczo.

Zacisnęła dłonie w pięści. Paznokcie boleśnie wbijały się jej w ręce. Wkrótce z powstałych ran zaczęła skapywać jej krew. Powoli, kropelka po kropelce, spływała po jej piąstkach by później rozbryzgać się na lodowej, szarawej posadzce. Jednakże cała uwaga białowłosej skupiona była na olbrzymie zasiadającym na tronie z czaszek. Ów osobnik z wyraźnym rozbawieniem oraz ciekawością wpatrywał się w to, co działo się przed jego czerwonymi oczyma.

Spojrzenia wszystkich zgromadzonych wlepione były z dziewczynę. Czekali. Czekali na jej ruch, na jej wybór. Co zrobi? Kogo wybierze? Komu pozwoli żyć, a komu je odbierze? Sekundy mijały, a presja otoczenia coraz bardziej przytłaczała skołowaną już Natashę.

Spojrzała ponownie na Laufey'a. Przez moment myślała nad tym, aby rzucić się na niego i to właśnie jego zaatakować. Zaraz jednak porzuciła ten pomysł. Nie miała żadnej pewności, że olbrzym jej nie pokona. Nie znała w prawdzie jego siły, ale sam fakt, że ktoś taki, jak Loki mu służy – nie na stałe oczywiście – mówił sam za siebie. Nie zmieniało to jednak tego, że w tej chwili pałała do niego taką nienawiścią, o jaką nigdy by siebie wcześniej nie podejrzewała.

I co ja mam teraz zrobić?", myślała gorączkowo.

Spojrzała na moment na Loki'ego szukając w jego spojrzeniu... No właśnie, czego?

Czas płynął, a władca Jotunheimu coraz bardziej się niecierpliwił. Wskazywało na to jego stukanie w jedną z licznych czaszek tworzących jego tron. Wpatrywał się zawzięcie we wciąż nieruchomą białowłosą. W końcu zdenerwowany już Laufey wstał ze swego siedziska zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Otwierał już usta by kazać wojownikom zabrać sprzed jego oczu tę bezużyteczną dziewkę, kiedy to dziewczyna niespodziewanie ruszyła do przodu.

Czas jakby się zatrzymał. W jednej chwili znalazła się pomiędzy klęczącymi, błagającymi o łaskę ludźmi, a już w następnej oboje pozbawieni byli swych głów, które upadły kilka metrów dalej pozostawiając po sobie krwawe smugi na jasnej podłodze.

Białowłosa wstała nie śpiesząc się. Gdy stała już prosto, nadal trzymając w dłoniach zakrwawione ostrza, spojrzała beznamiętnie na stojącego wciąż Laufeya. Władca olbrzymów zmrużył lekko oczy przyglądając się sylwetce dziewczyny. Coś mu nie pasowało. Jeszcze kilka sekund temu była roztrzęsiona, spanikowana i nie potrafiła dokonać wyboru przed jakim ją postawił. A teraz? Teraz stała przed nim z twarzą ubrudzoną w krwi swych bliskich i wpatrywała się swymi stalowymi oczami w Laufey'a.

Skąd taka nagła zmiana?", zastanawiał się przez moment olbrzym.

Zaraz jednak odrzucił tą myśl, stwierdzając, że nie jest ona aż tak istotna. W końcu z powrotem zasiadał na tronie. Uśmiechał się drapieżnie mając już w głowie przeróżne pomysły na wykorzystanie białogłowej.

- Zdałaś – odparł nie przestając się ani na chwilę szczerzyć.


* * *


Loki z kamiennym wyrazem twarzy przypatrywał się Natashy. Widział jak się spięła, gdy ujrzała twarze tych ludzi. Widział jak nerwowo przełyka ślinę, jak mocno zacisnęła dłonie w piąstki. Widział jak z jej rąk skapuje krew. Wiedział, że to właśnie teraz toczy ona wewnątrz swojego umysłu bardzo trudną walkę.

Daughter || Loki ZAWIESZONE Where stories live. Discover now