Rozdział 5

1K 88 14
                                    

Od czasu, kiedy to dowiedziałam się, co nie, co o przeszłości Loki 'go, minęły dwa dni. W tym czasie posuwaliśmy się coraz bardziej na północ Spiral. Robiliśmy oczywiście przerwy w czasie podróży na odpoczynek i nabranie sił na dalszą wędrówkę. Bez tego nie dało się obejść. Ja przynajmniej nie mogłam. Takie długie piesze wyprawy to było dla mnie stanowczo za dużo. Mój organizm nie radził sobie z takim wysiłkiem.

Chcesz zasiąść na moich plecach? – zaproponował któregoś dnia Fenrir. – Będzie ci wygodniej i odpoczniesz.

Podziękowałam mu w duchu za taką propozycję. Gdybym miała przejść jeszcze kilka dodatkowych metrów, padłabym z wycieczenia na suchą ziemię. Na szczęście nie muszę się już o to obawiać.

Późnym popołudniem dotarliśmy do stóp gór Serumi. Były to największe i najniebezpieczniejsze góry w całym Sirhalu. A my właśnie zmierzaliśmy na ścieżkę prowadzącą pomiędzy dwa wielkie ich wzniesienia. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki i porządny oddech. Obawiałam się tego pasma górskiego. Wiązało się z nim bowiem wiele delikatnie ujmując nieciekawych historii, których nawet nie chcę wam przytaczać. Musicie jednak wiedzieć, że nikt kto zapuścił się w te góry nie wrócił z nich żywy.

Tip oraz Tap przewodzili nam. Oni najlepiej znali zasady panujące w takich górzystych i mroźnych terenach. Zaraz za nimi podążał wilk wraz ze mną na plecach a tuż za nami szedł czarnowłosy. Nie widać było po nim żadnych objawów zmęczenia. Nawet nie miał przyspieszonego oddechu. On się nigdy nie męczy? Jest aż tak wytrzymały?

Wkroczyliśmy w góry. Po jakichś 10 minutach zaczęłam odczuwać chłód powoli ogarniający całe moje ciało. Jednak najzimniejsze miałam dłonie oraz policzki, które na bank były już zaróżowione. Nikt z nikim nie rozmawiał, panowała pomiędzy nami grobowa cisza. Słychać było tylko świst wiatru oraz skrzypienie śniegu, po którym chodziliśmy. Zapuszczając się coraz głębiej w góry tego śniegu przybywało. Stawało się coraz zimniej. W końcu zatrzymaliśmy się. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam... no właśnie: co? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam, nie wiedziałam do czego służy ani jak to powstało. Była to wielka ponad 10-metrowa kamienna rama a w środku znajdowało się jakieś niebieskie światło, które nie rzucało żadnego światła. Czy to jest właśnie to o czym myślę?

Fenrirze, czy to... – zaczęłam w myślach.

Tak, to portal. – odparł wilk. – Dzięki niemu dostaniemy się do Jotunheim.

Dalej nic nie mówił. Zbliżyliśmy się do portalu. Z bliska robił jeszcze większe wrażenie. Przyglądałam mu się nie ukrywając swojej ekscytacji. Gdy wilk podszedł do olbrzymiego łuku na odległość 2 metrów, poczułam lodowaty powiew wiatru. Ogarnęły mnie dreszcze. Mocniej wtuliłam się w grzbiet wilka. Zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie na futrze Fenrira. Poczułam jak jego mięsnie się napinają. Ruszył. Ogarnęły mnie mdłości. Było mi niedobrze i strasznie kręciło mi się w głowie. Uchyliłam powieki. Przede mną znajdowała się czarna otchłań pochłaniająca wcześniejszy obraz. Czerń pochłonęła biel oraz błękit nieba. Zaraz znikąd pojawiło się światło. Zmrużyłam oczy. Teleportacja nie należała do najprzyjemniejszych. Czułam bowiem jak moje ciało rozrywane jest na miliony kawałeczków a ból w czaszce mocno dawał o sobie znać. Potem wszystko ustało. Ból zniknął, nie było po nim śladu. Otworzyłam oczy. Znajdowaliśmy się w zupełnie innym miejscu. O wiele bardziej mroźnym i wietrznym. Mieliśmy ograniczoną widoczność przez prószący śnieg, który rozlatywał się na wszystkie strony. Znajdowaliśmy się u stóp gór ale nadal w ich wnętrzu. Te różniły się od gór Serumi. Były bardziej szpiczaste, ośnieżone i oblodzone. Budziły we mnie jeszcze większą grozę niż góry Serumi. Miały w sobie coś mrocznego, złowieszczego.

- Gdzie zmierzamy? – zadałam pytanie nie skierowane do nikogo.

- Do stolicy. – odparł Loki. Rozglądał się nerwowo na wszystkie strony. Fenrir po chwili zaczął robić dokładnie to samo. Nawet Tip i Tap! O co chodzi? Czy coś nam grozi?

Zaraz usłyszałam przeraźliwy ryk, który rozrywał mi czaszkę. Zatkałam uszy mając nadzieję, że to pomoże. Na nic to się jednak zdało. W głowie nadal rozbrzmiewał mi okropny ryk.

- Wszyscy trzymajcie się blisko mnie! – rozniósł się krzyk Loki'ego. Wszyscy podbiegliśmy do niego i ustawiliśmy do siebie plecami. Zsunęłam się z grzbietu wilka i ustałam na oblodzonej powierzchni. Co dziwne nie było mi już zimno. Czułam jak w moim wnętrzu rozprowadzane jest ciepło. Tylko skąd się ono brało?

Moje dalsze rozmyślania przerwało pojawienie się jakiegoś monstrum. Zaraz po nim wylazło jeszcze dwóch takich jak on. Pierwszy jednak był znacznie większy od pozostałej dwójki. Miał białe umaszczenie, głowę lwa z cechami człowieczymi oraz z boków jego ciała wyrastały nietoperze skrzydła. Z tyłu coś się za nim wiło. Ogon. Miał ostre, haczykowate zakończenie. Najprawdopodobniej zawierało śmiertelny jad.

- Mantykory. – wysyczał Loki. – Nie spodziewałem się, że je tu zastaniemy.

Stwory rozdzieliły się i zaczęły wokół nas krążyć głośno powarkując. Ukazywały przy tym długie kły. Wszystko działo się szybko. W jednej chwili dwójka tych mniejszych skoczyła w naszym kierunku z wyciągniętymi przed siebie pazurami oraz otworzonymi paszczami. Jeden poleciał w kierunku Jotunów a drugi w stronę Fenrira oraz Loki'ego. Ale gdzie podział się trzeci? Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony. Nigdzie jednak nie widziałam mantykory. Wnet poczułam ostry i rozrywający ból w okolicach uda. Spojrzałam w dół. Z mojej nogi wystawało żądło a z powstałej rany sączyła się rzęsiście bordowa krew. Niedługo potem pojawił się ostry i rozsadzający całe moje ciało ból. Czułam się tak jak podczas teleportacji tyle że teraz to uczucie nie znikało i było po stokroć silniejsze. Zaczęłam krzyczeć i złapałam się oburącz za nogę. Nad sobą zauważyłam pysk mantykory-przywódcy. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Miał ludzką twarz, na której widniały liczne blizny, czerwone, złowieszcze ślepia oraz bogato uzębioną paszczę, z której wydobywał się odór zgniłego mięsa. Obrzydliwy widok.

Monstrum nadal przetrzymywało swój skorpioni ogon w mojej nodze. Nie mogłam się uwolnić. Ostre zębiska mantykory z każdą chwilą były coraz bliżej mojej twarzy. Czułam, że śmierć zbliża się nieubłaganie. Umrę. Nie zobaczę już Fenrira, nie porozmawiam z nim. Nie będę mogła mu pomóc odzyskać jego prawdziwą formę. Tak, poprzysięgłam sobie, że mu pomogę odzyskać jego ludzką a raczej boską postać. Lecz teraz to niemożliwe. Umrę. Zostanę pożarta przez obślizgłą mantykorę. Skończę w jej brzuchu rozerwana uprzednio na kawałki.

Żegnaj świecie. Żegnaj Fenrirze. Nawet ty Loki. Żegnajcie. Szkoda, że nie dane mi było poprzebywać z wami dłużej. Będę patrzeć na wasze poczynania z góry. Będę was pilnować by nic się wam nie stało. Co z tego, że jednego z was znam od tej gorszej i nieprzystępnej strony. Wiem jednak, że gdzieś tam wgłębi jest czułym i chociażby w małym stopniu empatycznym człowiekiem. Żegnajcie, będę za wami tęsknić.

Wraz z ostatnim słowem wypowiedzianym w myślach poczułam ostry ból w okolicach klatki piersiowej. Był tak palący, że czułam się jakby przyłożono mi tam ogień. Skóra paliła a ja odchodziłam od zmysłów. Byłam sparaliżowana. Nie miałam nawet jak krzyknąć bo kompletnie zdarłam gardło. Piekielny ogień poszerzał coraz bardziej swój zasięg na moim ciele. Czułam odór palonego ciała.

Właśnie wtedy pomyślałam: to koniec.


_____________________________

Hej hej hej!

Długo rozdziału nie było za co przepraszam. Nie miałam zbytnio weny. Poza tym przy tym rozdziale musiałam trochę pomyśleć xd

I jakie wrażenia? Czekam na Wasze komentarze!

Kocham

Alexa

Daughter || Loki ZAWIESZONE Where stories live. Discover now