Rozdział 8

654 69 33
                                    

- Źle! Jeszcze raz!

Dziewczyna wywróciła zirytowana oczami ale posłusznie zaczęła od nowa kumulować w dłoni energię, która miała przybrać postać płomienia. Ćwiczyła już ten element od przeszło trzech godzin, a nadal nie zdołała tego opanować do zadowalającego Loki'ego poziomu. Płomień, według niego, albo był za mały, albo nie potrafiła go wystarczająco długo utrzymać przez co szybko się rozpraszał. Loki nie ukrywał swojego zdenerwowania. Za każdym razem, gdy jej się nie udawało, Natasha mogła usłyszeć jak czarnowłosy coś mamrocze pod nosem i siarczyście przeklina jej osobę. To tylko jeszcze bardziej ją dekoncentrowało i za każdym razem wychodziło jej coraz gorzej.

- Jesteś taka beznadziejna! – warknął Loki zeskakując z ramy okna, na którym siedział przez cały czas, gdy tym razem u Natashy nie pojawił się nawet nikły zalążek ognia. Wiedział, że tak będzie. Po prostu wiedział! Cztery godziny temu pokazał jej jak formować energię w dłoni. Było to bardzo proste ćwiczenie wprowadzające w świat magii. Liczył, że dziewczyna zdoła je opanować w godzinę. Tymczasem nic się nie poprawiła od początku ćwiczeń. Co więcej, szło jej za każdym kolejnym razem coraz gorzej!

- Jedno z najprostszych zaklęć, a ty nie umiesz nawet tego? To nie wymaga nie wiadomo jakich wielkich umiejętności. Czysta koncentracja i skupienie! Nic więcej! Jeśli nie potrafisz zrobić nawet tego, nie widzę sensu w twoim dalszym szkoleniu.

- Jakbyś co chwila mnie nie dekoncentrował to bym to zrobiła! – odezwała się hardo dziewczyna w swojej obronie.

- Tak? – spojrzał na nią z powątpieniem. - Na wojnie nie będziesz miała czasu na koncentrację. Tam od razu przechodzisz do działania, atakujesz przeciwników bez zastanowienia. Liczy się tylko szybka eliminacja wroga.

- To wytłumacz mi chociaż co robię źle!

- Wszystko! – odparł tym razem podnosząc ton głosu.

Spojrzała na niego marszcząc brwi. Czyli przez cały dotychczasowy czas robiła błędy, a on nawet nie raczył jej o tym poinformować? Przez cztery godziny siedział na tym idiotycznym parapecie czytając jakieś opasłe tomiszcze zamiast powiedzieć jej, co i jak powinna zrobić by się udało?

Wytrącona z równowagi dziewczyna zacisnęła ze zdenerwowania dłonie w pięści aż zbielały jej kostki. Paznokcie zaczęły się boleśnie wbijać w jej ręce ale Natasha nawet tego nie poczuła. Złość, która aktualnie płynęła w jej żyłach niwelowała bolesne uczucie. Dziewczyna miała nieopartą chęć by zetrzeć ten drwiący uśmieszek twarzy maga. I do głowy wpadł jej absurdalny pomysł jak tego dokonać.

Natasha rozłożyła ręce na boki wewnętrzną stroną do góry i zamknęła oczy. Wyobraziła sobie jak w jej dłoniach formują się czerwonozłote płomienie. Z czasem powiększają się coraz bardziej aż w końcu łączą się i przybierają postać skrzydlastego stworzenia, którego nie trawią moce samego ognia, o którym kiedyś czytała mieszkając jeszcze z rodzicami w Sirhalu.

Mieli oni w swoim domu pewien pokój, który Natasha w sposób szczególny ubóstwiała. Wypełniony był po brzegi regałami z masą książek – starych i nowych, od opasłych tomiszczy po króciutkie powieści dla dzieci. Czuć było tam charakterystyczny zapach papieru, który tak uwielbiała. Jako mała dziewczynka przebywała tam codziennie i pochłaniała książkę jedna po drugiej, niezależnie od ilości stron. Najbardziej upodobała sobie księgi opisujące stworzenia mistyczne, powszechnie uważane za nieistniejące, jednakże czasami zdarzało się, że ktoś widział jedno z nich, chociażby przez ułamek sekundy. W opinii publicznej tacy ludzie posądzani byli o wymysły i nikt im nie wierzył. Pomimo to Natasha usilnie wierzyła w ich słowa. Chciała w to wierzyć. Chciała pewnego razu na własne oczy ujrzeć jedno z tych mistycznych i niepowtarzalnych stworzeń. Doświadczyć na własnym ciele mocy bijącej z ich ciał oraz mądrości, którą można było dostrzec w ich niespotykanych oczach.

Dlatego też podczas formowania zaklęcia pomyślała o ognistej bestii, którą upodobała sobie najbardziej ze wszystkich, o których przeczytała w dzieciństwie.

Tymczasem Loki z ogromnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy przypatrywał się tej beznadziejnej dziewczynie, chociaż taki przydomek już do niej nie pasował.

Z początku ze znudzeniem przypatrywał się jej staraniom myśląc tylko o tym, że to tylko strata czasu. Jednakże w chwili, kiedy zauważył jak białowłosa formuje swoją energię w dłoniach, nie ukrywał swego pewnego rodzaju szoku. Płomienie były wystarczająco duże oraz dobrze kontrolowane. W chwili kiedy miał powiedzieć jej, żeby przestała, bo ten etap już zaliczyła i mogą w końcu przejść do dalszego treningu, zdarzyło się coś niesamowitego. Jej płomienie zaczęły przybierać na sile i zbierać się wokół jej ciała. Po chwili za jej plecami, nad jej głową zaczęło się coś kształtować. Chwilę zajęło mu domyślenie się, co właśnie dzieje się przed jego oczyma. Kłamca jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie widział takiego pokazu umiejętności.

Po niespełna kilku sekundach ujrzał bestię nieśmiertelną, której nie imał się najpotężniejszy gorąc ognia, istotę, której jedna łza mogła wyleczyć nawet najpoważniejsze i śmiertelne rany, stworzenie, którego śpiew dodawał odwagi osobom o czystym sercu, a budził grozę i strach w sercach nieczystych.

Oto właśnie stał jak skamieniały posąg przed obliczem Feniksa – jednej z najpotężniejszych i najstarszych istot egzystujących we wszechświecie.

Nie potrafił pojąć swoim umysłem, jak dziewczyna zdołała przyzwać te oto stworzenie. Jasne było, że nie stworzyła go ze swojej energii. Nikt nie był w stanie tego dokonać, nie wiadomo o jakim potencjale magicznym. Było to po prostu niemożliwe. Ale przyzwanie takich stworzeń to już sprawa bardziej prawdopodobna do wystąpienia. Potrzebna było do tego tylko odpowiednia ilość energii i idealna synchronizacja z żywiołem bestii. Zatem pojawiało się pytanie: Skąd dziewczyna posiada taką wielką ilość magicznej energii?

Swój wzrok skierował teraz na Natashę. Miała obecnie otwarte oczy, które nie miały już swojego normalnego koloru lśniących pereł. Tęczówki przybrały za to mieniący się odcień złota i czerwieni – zupełnie jak kolor płonących piór Feniksa. Na twarzy dziewczyny widniał spokój. Nie przerażało ją to, co aktualnie robiła. Ogień nie wzbudzał w niej paniki, jak to miało miejsce na samym początku ćwiczeń, gdy pokazywał jej co i jak. Pamiętał wtedy jej rozszerzone ze strachu źrenice.

W pewnym momencie dostrzegł, że Ognisty Ptak wzlatuje do góry, a drobinki ognia z jego długiego, płomiennego ogona, starają się podążać za swoim właścicielem, by po chwili się rozprószyć. Potem ujrzał jak ptak na niego spogląda i zaczyna kierować się w jego stronę. Kłamca nie był w stanie poruszyć nawet palcem, a co dopiero by się schylić i uniknąć, jak mu się zdawało, ataku. Tymczasem Feniks w ostatnim momencie minął go i zrobił kilka kół wokół jego ciała kierując się ku górze, by następnie zawrócić i spocząć na ramionach Natashy. Jego ostre szpony nie robiły jej żadnej krzywdy, a płomienie z jego ciała zdawały się tylko pieścić jej skórę.

Potem ogień z jej dłoni zniknął, oczy powróciły do naturalnego koloru, a dziewczyna wolne już ręce oparła na talii, pochyliła w bok głowę i przypatrując się twarzy maga zapytała.

- I co o tym sądzisz? Nadal jestem beznadziejna?

Loki nie odpowiedział.


==============================

CZYTASZ? = GWIAZDUJESZ, KOMENTUJESZ!


Daughter || Loki ZAWIESZONE Where stories live. Discover now