ROZDZIAŁ 1.

10.2K 408 192
                                    

Nie wywołuj wilka z lasu.

Siedziałam w moim nowym pokoju już od trzech godzin, a mimo to nadal był on zawalony kartonami z moimi rzeczami. Na szczęście ich ilość stopniowo się zmniejszała, ale jak dla mnie zdecydowanie za wolno.
Po kolejnej godzinie spędzonej na rozpakowywaniu się stwierdziłam, że zrobię krótką przerwę.
Postanowiłam, że na początek wypiję herbatę, a później zrobię sobie mały spacer i pozwiedzam okolicę.
Zeszłam po schodach na parter i weszłam do kuchni wstawić wodę. Czekając, aż ta się zagotuje wróciłam szybko do pokoju i zaczęłam szukać w nim słuchawek. Kiedy je w końcu znalazłam znów ruszyłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę z dużą ilością cytryny, czyli taką jaką lubię najbardziej.
Po jej wypiciu stwierdziłam, że muszę poinformować jakoś mamę o tym, gdzie jestem. Mogłam zadzwonić, ale wolałam jej nie przeszkadzać pierwszego dnia w nowej pracy. Do policjantów chyba nie powinno się dzwonić, kiedy są na służbie... I tak zawsze dzwonię.
Stwierdziłam, że była to wyjątkowa sytuacja, dlaczego zaczęłam szukać czegoś, co mogłoby się nadać do zapisania wiadomość dla mamy
Kiedy znalazłam plik karteczek samoprzylepnych nabazgrałam na jednej z nich krótką wiadomość i zostawiłam ją na szafce przy wejściu tak, żeby mama na pewno ją zauważyła.

"Idę na spacer. Jeśli rano nie będzie mnie w pokoju pewnie się zgubiłam. Ze ściągnięciem gwardii narodowej poczekaj do jutrzejszego wieczora.
Kocham, Jess."

Krótko, zwięźle i na temat. Idealnie.
Szybko wyszłam z domu, a klucze zostawiłam pod wycieraczką, ponieważ miałyśmy na razie tylko jeden komplet. Połączyłam do telefonu słuchawki, włączyłam muzykę i po chwili wahania ruszyłam w stronę lasu, który zaczynał się praktycznie po drugiej stronie drogi.
Im głębiej w las szłam tym gęściej rosły drzewa i tym samym przez liście przebijało się mniej słońca.
Zachowywałam się trochę nieodpowiedzialnie włócząc się po obcym lesie, ale halo! Dwudziesty pierwszy wiek! Era telefonów i innych takich!
I mimo że miałam przy sobie komórkę to dreszczyk emocji, który czułam był świetny. Czegoś takiego nigdy nie czułam spacerując po Central Parku, dlatego dodatkowo mnie to emocjonowało.
Po kilkunastu minutach marszu drzewa zaczęły się przerzedzać aż w końcu znalazłam się na niewielkiej polanie porośniętej przez setki fioletowych kwiatów.
Kiedy im się lepiej przyjrzałam stwierdziłam, że są to krokusy. Nigdy nie byłam dobra z biologii, ale wydawało mi się, że te kwiaty nie kwitną o tej porze roku.
Zignorowałam moje spostrzeżenie i zaczęłam przyglądać się ogromnemu kamieniowi, który stał mniej więcej na środku polany. Moim pierwszym skojarzeniem, co do jego wyglądu były dwa słowa.
Lwia Skała.
Chcąc poczuć się jak Simba podeszłam do kamienia i zaczęłam się na niego wspinać.
Biorąc pod uwagę moje zdolności fakt, że prawie udało mi się dostać na samą górę był cudem. No, ale było to magiczne 'prawie'.
Kiedy od szczytu dzieliło mnie zaledwie pół metra usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi, przez co noga mi się ześlizgnęła, a ja wylądowałam na ziemi. Ignorując niewielki ból w placach krzyknęłam:

- Kto tu jest?!

W odpowiedzi na moje pytanie usłyszałam szelest gdzieś w zaroślach przede mną. Spojrzałam w tamtym kierunku i z zaskoczenia szeroko otworzyłam usta.
Między drzewami zobaczyłam parę złotych ślepi, które bacznie mnie obserwowały. Widok ten było o tyle niesamowity, że owe ślepia znajdowały się zdecydowanie za wysoko jak na psa czy nawet wilka.
Powoli wstałam z ziemi jednocześnie nie spuszczając wzroku z tych oczu.
Pewnie każdy inny na moim miejscu byłby przerażony, ale ja czułam się dziwnie spokojna. Wręcz bezpieczna.
Zrobiłam krok w stronę zaprośli, ale w tym samym momencie ślepia zniknęły. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą były i o mały włos nie dostałam zawału, kiedy zadzwonił mój telefon.
Drżącą dłonią wyjęłam go z kieszeni i odebrałam nie patrząc nawet, kto dzwoni.

- Halo?

- Oo, żyjesz. Zaczęłam się już martwić, że zjadły cię kojoty - powiedziała mama, a ja zaśmiałam się niemrawo. - Za jakieś dwadzieścia minut będzie pizza. Każda minuta spóźnienia będzie działać na twoją niekorzyść.

Chyba nie do końca zrozumiałam słowa mojej mamy, ale przytaknęłam jej i się rozłączyłam.
Spojrzałam jeszcze raz w miejsce, gdzie widziałam... 'wilka', po czym z mieszanymi uczuciami ruszyłam w drogę powrotną.
Kiedy mój brzuch dał o sobie znać stwierdziłam, że pobiegnę. Co spalę uzupełnię od razu po powrocie do domu, pomyślałam.
Kiedy wreszcie wyszłam z lasu stwierdziłam, że jednak mam dobrą orientację w przestrzeni. Zapamiętałam całą drogę, a to był powód do dumy.
Idąc w stronę drogi zauważyłam, że przed sąsiednią posesją stało dwóch chłopaków, którzy z dość sporej odległości wyglądali na osoby w moim wieku. Im bliżej domu byłam tym lepiej ich widziałam. W końcu stwierdziłam, że ich bardzo żywa dyskusja opiera się właśnie na moim temacie.
Nie dosłownie oczywiście.
Po prostu chłopcy żywo gestykulowali cały czas patrząc na mój dom. Najwyraźniej wiadomość o nowych sąsiadach ich zaciekawiła.
Postanowiłam zignorować nieznajomych i spokojnie przemierzyłam ostatnie metry dzielące mnie od drzwi. Będąc już w środku zaczęłam się śmiać z mojego zachowania i szepnęłam pod nosem:

- Idiotka.

Zdjęłam szybko buty i ruszyłam do pokoju, z którego dochodził zapach pizzy. Jak się okazało był to salon. Mama siedziała na kanapie stojącej naprzeciwko włączonego telewizora, a na stoliku przed nią leżało pudełko. Szybko je otworzyłam, wzięłam kawałek pizzy dla siebie i zajęłam miejsce obok mamy. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie nowy mundur, który na pewno dziś dostała.

- Jak pierwszy dzień w pracy?

Kobieta milczała przez chwilę, po czym spojrzała na mnie i odparła:

- Szeryf to ciacho.

- A coś dla mnie? Może... - zrobiłam krótką pauzę.- ... zastępca albo jakiś detektyw?

- A wiesz, że zastępca jest niczego sobie? Z tego, co dziś widziałam to chyba ma dziewczynę na oku - powiedziała śmiejąc się z mojej miny.

Westchnęłam teatralnie i skończyłam jeść drugi kawałek pizzy, po czym wzięłam jeszcze jeden. W trakcie konsumpcji wyjęłam telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę i o mały włos, a oczy wyszły by mi z orbit.

- Błagam powiedz, że nie muszę iść jutro do szkoły - powiedziałam do mamy.

- Wiesz, że Cię kocham, ale powtarzasz to już trzeci dzień z rzędu. Rozpakowałaś się w końcu?

Jęknęłam głośno i poszłam do mojego pokoju, zgarnęłam z niego pierwszą koszulkę z brzega i poszłam do mojej prywatnej łazienki, do której drzwi miałam w pokoju. Po szybkim prysznicu nie miałam na nic siły, po prostu rzuciłam się na łóżko i poszłam spać.
Jutrzejszy dzień zapowiadał się na bardzo ciężki...

Edit 1: 20:59 13 października 2018

 Little Secret |Teen Wolf| ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz