19 ⚡ dwór mafoya

3.2K 176 11
                                    

Tak jak zarządziła Bellatrix zostaliśmy zesłani do piwnicy. Panował tam jeszcze większy mrok, jednak Ron dzięki prezentowi od Dumbledore'a zapalił jedną ze znajdujących się tam lampek. Dopiero wtedy w głębi pomieszczenia ujrzałam Lunę, pana Olivandera oraz goblina Gryfka – jak poinformował mnie Harry.

Rozejrzałam się niepewnie po pomieszczeniu. Nie wyglądało ono na łatwe do opuszczenia. Zresztą nasi towarzysze w niedoli poinformowali nas, że próbowali już wszystkiego, aby się wydostać – bezskutecznie. Nie mięli jednak w swoich szeregach maga.

Widzą, że gdzieś w oddali palą się nikle świecie uśmiechnęłam się mimowolnie. Już chciałam posłużyć się swoimi zdolnościami, aby roztopić zamek byśmy mogli się wydostać, jednak dobiegł mnie dźwięk kroków. Przez drzwiami pojawił się Peter Pettigrew, który oznajmił, że Gryfek ma iść z nim. Do moich uszu dobiegł również przerażający krzyk mojej przyjaciółki. Od razu dopadłam do krat zaczynając nimi trząść.

Skupiłam całą swoją uwagę na ledwie palącym się płomieniu, a nad moją dłonią uformowała się niewielka kula ognia. Poruszyłam nią lekko i jak gdyby nigdy nic roztopiłam zamek torując nam szybką drogę do ucieczki. Dokładnie w tym samym czasie pojawił się niewielki skrzat.

- Zgredek? – Harry zmarszczył czoło przyglądając się mu uważnie. – Co tu robisz?

- Zgredek chce chronić Harry'ego Pottera.

- Świetnie. Przenieś Pana Olivandera i Lunę – zarządził Ron. – Do Muszelki na przedmieściach miasta Tinworth, w Kornwalii.

Cóż, pomysł nie był głupi. W końcu Bill i Fleur na pewno się nimi zaopiekują, a my będziemy mogli w spokoju skupić się na uratowaniu Hermiony oraz Gryfka i ucieczce z tego paskudnego miejsca.

Skrzat posłusznie wykonał nasze polecenie, a my swobodnie mogliśmy wrócić do salonu. Przyczailiśmy się przy szczycie schodów. Scena, która zastaliśmy była lekko mówiąc nieprzyjemna. Moja przyjaciółka leżała na ziemi. Wyglądała na wycieńczoną. Najwyraźniej Bellatrix nie próżnowała. Byłam cholernie zła, że nie mogłam jej pomóc wcześniej i pozwoliłam, aby to się wydarzyło.

Widząc, że Lestrange zajęta jest przepytywaniem Gryfka odnośnie włamania do jej skrytki, w banku, z której najprawdopodobniej pochodził miecz Godryka Gryffindora postanowiłam skorzystać z okazji i rozpocząć akcję ratunkową.

Deportowałam się na środek salonu pozostawiając chłopaków samych, na schodach. Zostawiłam również Harry'emu swoją różdżkę, aby miał czym walczyć. Z tego co słyszałam, jego nie nadawała się już do walki.

Wzrok wszystkich skupił się wyłącznie na mnie. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Z gracją odgarnęłam loki za ucho rzucając wesołe: „Przepraszam za spóźnienie". Kiedy zauważyłam, że Bellatrix wyraźnie się ożywiła i dopadła do Hermiony, a moi przyjaciele dołączyli do mnie nie czułam się już tak pewnie. Nie zamierzałam jednak wychodzić ze swojej roli. Ponownie uformowałam niewielką kulę z ognia, którą wycelowałam wprost w kilku niepotrzebnych śmieciożerców. Ci z przerażenia zaczęli uciekać, jednak kula podążała wprost za nimi. I dobrze, kilku już głowy.

Czarownica Lestrange pozbawiona przez moich przyjaciół swojej różdżki przyłożyła Hermionie nóż do gardła, Lucjusz został potraktowany zaklęciem drętwota, a chłopcy stanęli do pojedynku z pozostałą dwójką Malfoy'ów.

Widząc, że pomimo swoich zdolności nie mam na razie żadnej przewagi postanowiłam wysilić się trochę bardziej. Zamiast niegroźnych, ognistych kul tym razem postawiłam na coś silniejszego. Używając całej drzemiącej w sobie energii obok siebie stworzyłam lwa, o rzeczywistych wymiarach, który szczerząc swoje kły zaczął kierować się w stronę Dracona i jego matki. Ci od razu odsunęli się na boki formując mu prostą drogę do Bellatrix.

Kobieta wyglądała na zaskoczoną, jednak starała się za wszelką cenę tego nie pokazywać. Widząc, że nie ma większych szans, ze zwierzakiem, a żadne zaklęcia rzucane przez Malfoy'ów na niego nie działają zdecydowała się ostatecznie wypuścić Hermionę. I kolejny sukces! Tego dnia przechodziłam chyba samą siebie w ilości małych zwycięstw.

- No proszę, proszę... - odezwała się Lestrange mierząc mnie sowim spojrzeniem. – Taka niepozorna, a taka silna. Zadziwiające. Ciekawe, gdzie jej druga połówka.

Bliżej niż myślisz, wariatko – pomyślałam ponuro pozwalając swojemu ognistemu zwierzakowi zbliżyć się do niej jeszcze bardziej.

- I jest z tobą Harry Potter. Wreszcie buźka wróciła mu do normy – kontynuowała. – Wezwijcie Go! – rozkazała swojej rodzinie. – Myślę, że ucieszy się z widoku chłopaka i maga. Podwójny sukces. Zwłaszcza, że trafił się nam jeden z mocniejszych. Uczniom Gryffindoru i Slytherinu zawsze przypadały te „lepsze" zdolności. Kogo obchodziłaby moc władania ziemią, albo wiatrem? Ogień i woda, to coś. Masz szczęście maluchu, że nie trafiłaś do Huffelpuffu jak reszta rodziny. Bo co być mi teraz zrobiła? Stworzyłabyś tu wielkiego borsuka z gałązek drzewa, czy gliny? A tak... Imponująco.

Szkoda, że nie mogła się dowiedzieć, że w jej opinii „kolejnym wielkim" był nie kto inny jak jej własny siostrzeniec. Swoją drogą podziwiałam Dracona, że potrafił tak sprytnie ukrywać swoje zdolności przed rodziną, a co ważniejsze przed Voldemortem. Ale co z tego, jeśli ja już byłam na spalonej pozycji? To przecież kwestia czasu, zanim się domyślą... Czy nie?

- Bardzo mi miło, że tak nagle zdobyłam w pani oczach – rzuciłam pogodnie posyłając czarownicy promienny uśmiech. – Ale nie musicie państwo nikogo więcej fatygować. Będziemy już lecieć.

„Na co czekasz?" – usłyszałam w głowie głos Dracona.

Mój wzrok mimowolnie powędrował na blondyna. Wpatrywał się we mnie świdrującym spojrzeniem, jakby chciał mnie w ten sposób zmusić do szybszego podjęcia jakieś drogi ucieczki. Jak widać nic się nie zmienił. Stale próbował mi udowodnić, że naprawdę się o mnie troszczy. Szkoda, że w żaden inny sposób nie potrafił tego ukazać. W końcu już kilkukrotnie proponowałam, aby uciekł razem ze mną. Co dwóch magów, to nie jeden. Prawda?

Wzruszyłam lekko ramionami, tak jakby w odpowiedzi na jego pytanie, a w tym samym momencie pojawił się w pomieszczeniu Zgredek. Pospiesznie dołączyłam do swoich przyjaciół. Wszyscy złapali się dłońmi, a skrzat zaczął ich przenosić do Muszelki. Ja niestety musiałam wybrać inną drogę. Pozwoliłam, aby mój lew zniknął, a potem sama przeniosłam się do Aberfortha. Dlaczego?

Moi przyjaciele musieli znaleźć się w bezpiecznym miejscu, w którym nikt nie będzie ich szukał. Z kolei ja musiałam wrócić do zamku, aby nie wzbudzać jeszcze większych podejrzeń. Poza tym nie byłam pewna, czy ktoś już nie zauważył mojej nieobecności.

Wylądowałam w zapleczu karczmy. Starzec wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Cóż, najwyraźniej musiał widzieć część wydarzeń w lusterku.

- Ile mam czasu na powrót do zamku? – rzuciłam jak gdyby nigdy nic.

- 30 minut – odpowiedział pospiesznie mężczyzna.

- Cudownie... - Wdrapałam się na drabinkę, aby swobodnie przedostać się przez korytarz za portretem jego siostry do zamku.

- Audrey... - obróciłam się przez ramię na chwilę przed odejściem. – Dobrze zrobiłaś.

Uśmiechnęłam się jedynie blado i nic nie odpowiadając ruszyłam pospiesznie do zamku. W końcu nie mogłam wpaść w kolejne tarapaty, prawda? Z resztą nie miałam pewności, że już ich nie mam. W świecie czarodziejów gorące ciekawostki bardzo szybko się rozchodziły. Bellatrix już dawno mogła poinformować swoich kompanów, uczących w szkole, bądź samego Snape'a o tym co miało miejsce w dworze Malfoy'ów.

potomkowie ⚡ hpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz