18 ⚡ małe zamieszanie

3K 180 13
                                    

Mój szlaban wreszcie się skończył. Radość, która wtedy nastała w moim sercu była nie do opisania. Dlaczego? Bo oczywiście w każdy weekend zostawałam sama w pokoju, podczas gdy wszyscy wychodzili do Hogsmeade, a co za tym szło spotykali się ze znajomymi oraz członkami Zakonu Feniksa.

Kiedy i ja mogłam się tam wybrać byłam wniebowzięta. Wreszcie miałam okazję spotkać się z Weasley'ami, a zwłaszcza jednym. Wystartowałam w kierunku wioski z samego ranka, aby wykorzystać jak najwięcej wolnego czasu. Udałam się do Gospody pod Świńskim Łbem. Z szerokim uśmiechem powitałam Aberfortha. Jego karczma wcale nie cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród uczniów Hogwartu, dlatego mogłam być spokojna o to, że nikt nit będzie się interesować moją osobą.

Usiadłam przy niewielkim stoliku od razu pod oknem, a Dumbledore podszedł do mnie uśmiechając się nikle, co jak na niego było dość wielkim wyczynem.

- Co dla ciebie, Audrey? – odezwał się ciepło.

- Jedno piwo kremowe – orzekłam po chwili zastanowienia.

- A może jednego przystojnego młodzieńca?! – usłyszałam z oddali dobrze znany głos.

Zza Aberfotha wyłonił się wysoki, szczupły rudzielec z szerokim uśmiechem na twarzy. Śmieszek usadowił się naprzeciwko mnie zupełnie ignorując obecność właściciela, który wyczuwszy chwilę oddalił się. Zadowolona uśmiechnęłam się szeroko wlepiając spojrzenie w jego roześmianą buzię.

- Wyglądasz okropnie – powiedział ledwo powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.

Cóż, byłam tego świadoma. Odkąd skończył się mój szlaban musiałam wrócić na lekcje obrony przed czarną magią, więc ponownie zaczęłam wyglądać jak chodząca porażka. Na mojej skórze ponownie pojawiły się rany, a psychika znajdowała się na skraju wytrzymania. Nic więc dziwnego, że wszyscy patrzyli na mnie z takim politowaniem.

Chłopak jak gdyby nigdy nic wyciągnął zza kurtki różdżkę i skierowawszy ją w moją stronę wypowiedział zaklęcie Vulnera Sanentur. Poczułam jak niewielkie rozcięcia na moich policzkach zasklepiają się. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. Niby nic wielkiego, a mimo to robiło się cieplej na sercu.

- Jak się tam trzymasz? – zapytał cicho ujmując moje dłonie w swoje.

- Dobrze.

- Kłamczucha.

Wzruszyłam niewinnie ramionami, a on pokręcił głową z niezadowoleniem. Nie chciałam mu mówić jak dokładnie wygląda życie w Hogwarcie. Przecież gdyby dowiedział się wszystkiego, za żadne skarby bym już tam nie wróciła, a do tego nie mogłam dopuścić.

- Wiesz, że nie robię tego specjalnie – wtrącił widząc moje zmieszanie. – Chcę po prostu dla ciebie jak najlepiej. Jesteś moją rodziną.

- Wiem – uśmiechnęłam się ciepło. – A co u reszty? Jakieś wieści od Rona?

- Niestety nie, ale chyba wszystko gra, bo Aberfoth nie mówił nic o dziwnych zdarzeniach, które obserwuje w lusterku Syriusza.

- Tak cholernie chciałaby, żeby już wrócili. Serio – westchnęłam ciężko. – Ale cieszę się, że chociaż ciebie mogłam zobaczyć. Te kilka tygodni szlabanu dało mi tak w kość, że miałam ochotę umrzeć.

- Jestem dumny z ciebie, że dajesz sobie tak świetnie radę!

- Tak! I gada o tobie nieustannie! – wtrącił nagle ktoś z boku. – Że tęskni, że wolałby, żebyś była w domu. Świrus. Nie wiem co z nim zrobiłaś, ale w sumie wybaczam ci to.

potomkowie ⚡ hpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz