11 ⚡ sowiarnia

3.6K 203 36
                                    

Po rozmowie z Dubledorem długo nie wiedziałam co robić. Chodziłam bardzo nieobecna, nawet Hermiona zaczęła zwracać mi uwagę, jednak nie potrafiłam sobie jakoś tego wszystkiego poukładać. Jeszcze kilka dni wcześniej byłam zwykłą dziewczyną, a teraz... Teraz była już magiem. To szaleństwo!

Siedziałam przebierając nerwowo nogami w miejscu czekając na spotkanie z jednym, z bliźniaków Weasley. Byłam cholernie ciekawa o czym chciał ze mną porozmawiać. Zwłaszcza, że odnosiłam wrażenie, że to coś naprawdę ważnego.

Na szczęście nie musiałam długo czekać, ponieważ po kilku minutach pojawił się wesoły rudzielec. Na jego widok na mojej twarzy od razu zatańczył szeroki uśmiech.

- Hej ślicznotko – rzucił wesoło wyciągając zza pleców pojedynczą, czerwoną różę. – Przepraszam, że nie byłem pierwszy i nie zorganizowałem romantycznej atmosfery, ale zabrakło mi czasu.

- Czy w ten sposób próbujesz mi powiedzieć, że nasze spotkanie to randka? – uniosłam znacząco brew.

Chłopak pstryknął palcami, a na ziemi pojawił się gruby koc, na którym oboje usiedliśmy. Dobra, to było znacznie lepsze niż zimne kamienie oraz otaczające nas ziarno dla sów. Plusik dla niego!

- Naprawdę chciałbym, żeby to była randka – uśmiechnął się szeroko. – Ale oboje wiemy, że to nie jest najlepszy czas. Prawda?

Spuściłam wzrok czując się dość niepewnie. Chłopak ujął mnie za brodę i uniósł delikatnie moją głowę, zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. Na mojej twarzy tańczył smutek, mimo iż naprawdę cieszyłam się z tego, że mnie odwiedził. Dobrze było zobaczyć przyjazną duszę, jednak sprawy, które ostatnio się wydarzyły zbyt wiele zmieniły w moim sposobie patrzenia na rzeczywistość.

- Dumbledore wysłał ojcu sowę. Wiesz, że nie musisz sama przez to przechodzić, Aud – puścił mi oczko. – George mnie pewnie zabije, że zamiast z nim spędzam czas z tobą, ale po prostu chcę mieć pewność, że wszystko u ciebie gra i że dajesz sobie radę. Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Nie ważne co by się nie działo, zawsze stanę za tobą murem – uśmiechnął się szeroko. – No chyba, że spalisz mnie w nagłym przypływie gniewu.

- Ha ha, bardzo zabawne Freddie – posłałam mu złośliwy uśmieszek. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wiele to dla mnie znaczy. Ty i twoja rodzina tak wiele dla mnie robicie. Jesteście najlepszym co mnie spotkało, kiedykolwiek. To aż nieludzkie, że jest w was tyle miłości dla prawie zupełnie obcej osoby.

- Jakiej obcej! Nasi staruszkowie się przyjaźnią, znamy się od dziecka. Pamiętam jak jako mały gzub biegałaś po naszym podwórku goniąc bańki mydlane, a potem płakałaś gdy ktoś przebił którąś przed tobą.

Uśmiechnęłam się szerzej na to wspomnienie. Dobrze pamiętałam te czasy. Wtedy jeszcze wszystko było dobrze, normalnie. Rodzice mnie zauważali. Cedric był żywy. Nie byłam magiem, to znaczy byłam, ale nie wiedziałam o tym. Wszystko było wtedy takie proste, dobrze, wręcz cudowne.

- Fred... - odezwałam się cicho. – Oboje jednak wiemy, że sprawdzenie czy wszystko u mnie gra, nie jest na pewno jedynym powodem twojej obecności tu, teraz. Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak naprawdę tu jesteś?

Rudzielec zamyślił się na chwilę, a przez jego twarz przemknęło coś w rodzaju zastanowienia, niepewności. Najwyraźniej zastanawiał się czy warto mi w ogóle o tym mówić. Oczywiście, że warto! Powinien to doskonale wiedzieć...

- Chodzi o pewną rzecz, którą zauważyli kiedyś twoi przyjaciele.

- Tak? – zmarszczyłam czoło oczekując jaśniejszych wyjaśnień.

potomkowie ⚡ hpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz