Rozdział VII: Ta Anielica odkrywa karty

1.2K 122 4
                                    

Następnego dnia rodzice Enfer mieli wrócić ze swojej podróży. Blondynka była tym faktem przerażona.

Morderstwo w domu pod nieobecność rodziców - świetny sposób na powitanie rodziców.

Co ludzie teraz pomyślą sobie o naszej rodzinie? - zadręczała się Enfer.

Dziewczyna położyła się na biurku i zaczęła patrzeć w jakiś odległy punkt. Przesiadywanie w gabinecie ojca stało się dla niej codziennością.

A co jeśli... To nie jest moja rodzina?

Dziewczyna gdy tylko zorientowała się o czym pomyślała, podniosła się do siadu, głośno oddychając. Zupełnie jakby zbudziła się z koszmaru.

- Znowu te myśli... - zaczęła mówić sama do siebie, próbując się uspokoić. - Wiem, kim jest Madeline i dlaczego przyjęłam od niej pomoc...

Właśnie, dlaczego przyjęłam od niej pomoc..?

Enfer wstała gwałtownie, by następnie pokierować się pewnym krokiem do drzwi wyjściowych. Musiała wreszcie wszystko wyjaśnić z Madeline.

Ona coś ukrywa.

***

Dziewczyna zatrzymała się przy lustrze, stojącym w głębi holu. Dokładnie tym samym, w którym zawsze przeglądała się przed wyjściem do ludzi.

Ostrożnie dotknęła powierzchni, w której odbijała się jej niewielka, dziecięca sylwetka.

To jestem ja..? Przecież ja tak wcześniej nie wyglądałam... Nie miałam takich ładnych ubrań, ja...

Nagle potworna migrena dopadła dziewczynę, sprowadzając ją na kolana z bólu. Chwyciła się dłońmi za boki głowy, ściskając swoje włosy z całej siły.

Pisk. To jedyne, co była w stanie usłyszeć, zanim straciła przytomność, a wszystko pokryła głęboka czerń.

- Panienko..? Panienko!

***

Dziewczyna otworzyła cyjanowe, błyszczące niczym skarn w blasku wschodzącego słońca oczy. Blask ich spowodowany był bezdenną pustką, jaka ją otaczała. Sen.

- Gdzie ja... jestem? - jej słowa rozchodziły się echem po czerni jakby była w jaskini.

Boję się.

- Nie masz się czego bać - dobiegł zewsząd męski, szarmacki, wręcz uwodzicielski głos. Znała go... - Mamy jedynie chwilkę na rozmowę. Mam więc ogromną nadzieję, że da mi panienka wyjaśnić parę istotnych spraw...

- Kim jesteś?!

Enfer była przerażona. Niczego, ani tym bardziej nikogo w tej pustce nie widziała. Nawet czubka własnego nosa ni była w stanie dostrzec. Jedynie ten zatrważająco znajomy głos...

- Spokojnie, zdążyliśmy się już poznać, panienko. - Potwierdzenie jej przypuszczeń. - Jednak z tego co widzę, pamięć ostatnio coś nie dopisuje panience...

Zacmokał parę razy arogancko.

- Dlaczego się chowasz..? Jakie są twoje zamiary?!

- Może tak grzeczniej... Ach, dzieci w tym wieku są takie nieznośne... Chciałbym zaznaczyć, że jestem dosyć... Niebezpiecznym przeciwnikiem. Jednak, dostałem rozkaz, by panience coś... przypomnieć. Bezboleśnie, niestety. Włos z głowy ci nie spadnie. Przynajmniej nie z mojej ręki.

- Rozkaz..? Czy ty...

- Ćśśś... - Enfer była wręcz w stanie poczuć, że tajemniczy mężczyzna kładzie palec na ustach. - Nie mogę tak szybko odsłonić wszystkich kart. Panicz bardzo lubi wszelkie gry planszowe, zwłaszcza szachy. Mogę jednak... Uchylić nieco rąbka tajemnicy.

Wtem z ciemności wyłoniła się karta tarota. Spadła tuż przy nogach dziewczyny. Podniosła ją więc, by się jej bliżej przyjrzeć. Angel. Nie wyglądała jednak tak, jak powinna. Młoda kobieta z białymi niczym śnieg włosami i oczami koloru fiołków. Bez skrzydeł. W zwykłym, czarnym uniformie i białym fartuszku.

- Madeline... - szepnęła, zakrywając usta z przerażenia.

- Otóż, służąca panienki nie jest taka dobra, za jaką panienka ją uważa...

- Co tu robi Madeline?! W jakie gry sobie ze mną pogrywasz, Vin..!

- Żyje panienka w kłamstwie. Wcześniej taka niewinna, uśmiechnięta i radosna... Aktualnie... Przypomina panienka nieco panicza.

Śmiech. Parszywy, się rozlegający się zewsząd śmiech, który wpełniał całą pustkę. Najprawdziwszy śmiech demona

***

Enfer obudziła się z krzykiem. Po chwili przybiegła do niej zmartwiona Michelle.

Nie ufaj jej.

- Och, panienko! Bogu niech będzie dzięki, że nic panience nie jest!

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - odparła oschle dziewczyna. Z jednej strony nie chciała ufać zwykłemu koszmarowi, lecz z drugiej, jej intuicja podpowiadała jej inaczej. Ta kobieta ewidentnie coś ukrywała.

- Panienko...

- Gdzie są moi rodzice?

- Ja... Nie wiem, jak mam to panience przekazać...

- Mów wprost.

- Państwo Mortem zaginęli bez śladu...

Kłamie.

Po dłuższej chwili ciszy, do dziewczyny wreszcie dotarła ta druzgocząca wieść. Jej rodzice ją opuścili. Została sama.

Znowu....

----------------
Ostatnio sporo jeżdżę tramwajami, to piszę, by zająć sobie te 15 min drogi. Spóźnione o jeden dzień, jednak ważne, że jest.

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz