Rozdział V: Ta Anielica odgrywa Sonatę Kreutzerowską

Start from the beginning
                                    

Chłopak nagle wzdrygnął się słysząc ten głos. Podobnie jak i dziewczyna. Wicehrabia Druitt... Czy też wśród szlachciców określany "Białym Łabędziem", "Nachalnym kobieciarzem" i jako wyrównanie dwóch określeń - "Białym Armantem". Te drugie z trzech określeń zwłaszcza zapisało się na stałe.

Nagle przy odbijaniu par i chwili nieuwagi dziewczyny, zamiast znajdować się w objęciach chłopaka z opaską, to obejmował ją Biały Armant.

- Och! Mimo że nie znalazłem mojego cudownego Rudzika, to tym razem zastąpił mi go przecudnej urody Słowik! - powiedział z entuzjazmem blondyn, okręcając Enfer w rytm muzyki.

- Cóż za niespotykane... spotkanie, Wicehrabio... - dziewczyna nie wierzyła we własne słowa. Musiała jednak coś zrobić. Nie mogła pozwolić Druittowi się do siebie dobrać.

- Owszem, gdy tylko dowiedziałem się o balu u sławnej rodziny Mortem, odpowiedzialnych za przemysł odzieżowy, jak i zastawę wszelkiego rodzaju z różnych krajów, zwłaszcza okolic Azji i Francji - tu wziął głęboki wdech - to nie mogłem nie przyjść na zorganizowany przez nich bal.

Dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. W końcu jednakże muzyka przycichła. Miała więc dosłownie sekundę na wyrwanie się ze szponów blondwłosego sępa.

Szybko więc tanecznym krokiem zakręciła się parę razy wokół własnej osi, chwyciła za suknię i natychmiast odbiegła jak najdalej się dało.

***

Enfer dotarła do sali, w której znajdował się fortepian, specjalnie przeznaczony do grania na balach, a także dokładnie ten sam, na którym wcześniej grała. Uśmiechnęła się więc pod nosem, gotowa zagrać cos dla gości, jednak nagle jej drogę zagrodził jakiś mężczyzna, czy też ze względu na wciąż młody wiek - chłopak. Nie poznawała go. Pewnie był synem jakiegoś hrabi, którego Enfer zaprosiła na bal.

Ku zdziwieniu dziewczyny, chłopak zasiadł za fortepianem.

Kto mu na to pozwolił? - powiedziała uszczypliwie w myślach blondynka.

Mimo to, pozwoliła mu zaprezentować swoje umiejętności. Po chwili podeszła nieco bliżej, by zobaczyć co też chłopak wybierze do zagrania.

W tym samym czasie wokoło zebrali się ludzie, w celu posłuchania tego co ma do zaoferowania chłopak.

Nieznajomy przekartkował strony z zapisanymi nutami, po czym zatrzymał się na jednej, która go widocznie zainteresowała.

Sonata Kreutzerowska? Przecież to sonata skrzypcowa, przy której ktoś musiałby mu akompaniować... - pomyślała Enfer, speszając się tym samym.

Mimo to, postanowiła dać mu szansę. W końcu, kochała muzykę. To, z jaką gracją można ją odegrać, a jednocześnie także jakie dźwięki przy tym wydać ze specjalnie zaprojektowanego instrumentu...

Porażka. Totalna porażka. Pierwsze dźwięki jakie wydał fortepian sprawiły taki ból dziewczynie, że aż zgrzytnęła zębami. Mimo to, zebrani wokół goście byli zachwyceni grą. Dla nich ta gra bez życia, w trakcie której chłopak po prostu leciał razem z nutami na kartce, kompletnie się przy tym nie angażując; była normalna. Ale Enfer, jako miłośniczka fortepianu nie mogła pozwolić na takie pogwałcenie tych biednych klawiszy, które niczemu nie zawiniły.

Blondynka z impetem podeszła do grającego, po czym z hukiem trzasnęła klapą od fortepianu. Gdyby nie refleks chłopaka, który zdążył zabrać ręce wystarczająco szybko; zapewne skończyłoby się na paru złamaniach otwartych.

- Odejdź - powiedziała stanowczo, zwieszając głowę nad fortepianem, nie patrząc przy tym na przerażonego chłopaka.

- M... M'lady... N-Nie do końca rozumiem skąd twoje zdenerwowanie...

- Odejdź - powtórzyła, tym razem uraczając chłopaka wściekłym spojrzeniem. Ten więc przestraszony, powoli zaczął się wycofywać, o mało nie spadając z siedzenia. - Jeśli to co grałeś, nazywasz muzyką... Nigdy w życiu nie waż się więcej dotykać klawiszy fortepianu, arogancki bucu.

Zazwyczaj opanowana Enfer tym razem była chodzącym wulkanem, bliskim erupcji. Dotychczas szepczący ludzie zamilkli, gdy tylko dziewczyna zasiadła na stołeczku, na którym wcześniej siedział chłopak. Ciekawość nad ciętym językiem zawsze wygrywa.

Dziewczyna odetchnęła, po czym otworzyła spokojnie klapę od fortepianu, która wcześniej została tak brutalnie zamknięta.

Przepraszam, byłam zezłoszczona - pomyślała dziewczyna, czując się winną wyżyciu na martwym przedmiocie, który przecież nic jej nie zrobił.

Spojrzała na nuty znajdujące się przed nią. Sonata Kreutzerowska - piękny utwór, jednak nie była w stanie go wykonać bez grających obok skrzypiec. Kiedy więc już miała przerzucić stronę książeczki z nutami, by poszukać innego utworu, nagle ktoś podniósł skrzypce.

Blondynka zwróciła się w tamtą stronę, by ujrzeć wysokiego mężczyznę o kruczoczarnych włosach. Stał do niej tyłem, przez co nie była w stanie dostrzeć jego twarzy. Mimo to, doskonale zrozumiała jego intencje, zwłaszcza gdy zaczął grać.

A więcej jednak Sonata Kreutzerowska... - stwierdziła w myślach Enfer. - Przyjmuję wyzwanie.

Wtem dostrzegła tego samego chłopaka, z którym wcześniej tańczyła. Położył palec za ustach, lekko się uśmiechając, by następnie chwycić za brzeg kartki, gotowy przerzucić jej nuty.

Mężczyzna zdawał się rzucać Enfer wyzwanie swoją grą, mimo to, dziewczyna nadążała za nim perfekcyjnie.

Aż w końcu, nastał koniec. Muzyka ucichła. Zamiast tego, salę zapełniły oklaski i brawa. Dopiero wtedy Enfer zorientowała się, że większość, jak nie wszyscy goście zebrali się w tym jednym pomieszczeniu, by móc posłuchać gry.

Nagle ktoś wyciągnął w jej stronę rękę. Był to Ciel, który po chwili pomógł wstać szlachciance, by mogła się ukłonić, wraz z tajemniczym mężczyzną.

Po chwili, ludzie zaczęli się rozchodzić. W tym i tajemniczy mężczyzna, który odszedł wraz z hrabią Phantomhive. Czarnowłosy jednak odwrócił się jeszcze na chwilę, by uśmiechnąć się lekko do szlachcianki.

Ta twarz... Znała go.

------------
Ima back, booiiiii

Moja anielica || KuroshitsujiWhere stories live. Discover now