dziewiętnaście

1.2K 144 106
                                    

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. De facto zabawię tu raptem dwa dni, bo wylatuję z Ashley do Waszyngtonu na tydzień. Spędzimy tam czas sam na sam, z czego niesamowicie się cieszę. Potrzebuję wyciszenia u jej boku po burzliwym wyjeździe do domku letniskowego. Cóż, na nudę nie miałem co narzekać, bądźmy szczerzy. Pierwsze zbliżenia z Luke'iem, afery za aferami. Od natłoku wydarzeń do dzisiaj mam zawroty głowy.

- Ash?

Ściągam łuk brwiowy i zamieram nad walizką.

- Tak, Luke?

- Wylatujesz? - w jego głosie wynajduję coś dziwnego, coś czego nigdy przedtem nie słyszałem.

- Mhm.

- Na długo?

- Tydzień. - wkładam ostatnią koszulkę do walizki i prostuję się.

Jego ramiona oplatają mnie od tyłu, a ja zaskoczony wciągam głośno powietrze.

- N-n-nie chcę być sam. - szepcze.

Dlaczego mam wrażenie, że płacze?

Odklejam go od siebie i staję do niego przodem. Twarz młodszego lśni od łez, a warga niespokojnie drży. Przełykam głośno ślinę.

- Coś się stało? - mówię cicho.

- Boję się. Boję się być sam.

Niekoniecznie wiem, co odpowiedzieć.

- Jasne. - przytakuję tylko.

- Jasne? - automatycznie przestaje płakać, wznosząc swoje błękitne tęczówki na wysokość moich.

Unoszę łuk brwiowy na znak niezrozumienia jego reakcji.

- Jasne? - powtarza ostrzej. - Tylko tyle mi masz do...

- A co? Kurwa, Luke, nie żyj tym, co było na wyjeździe. Nie czuję nic do Ciebie, nie jestem gejem. Poza tym - przerywam, aby wziąć głęboki oddech. - czuję coś do Hals.

Luke zamiera. Kilkukrotnie stara się coś z siebie wydusić, ale jedynie otwiera i zamyka usta. Jego przekuta warga ponownie popada w serię w drżeń. Wzdycham, a ten nieznacznie przytakuje i robi krok w tył, by zaraz się odwrócić i wyjść z pokoju. Wzdrygam się na huk zatrzaśniętych drzwi.

- Co powiedzieliby twoi rodzice, Luke? - mruczę pod nosem, zapinając walizkę.











Wpakowuję bagaże do bagażnika i ostatni raz zerkam na sylwetkę Luke'a, znajdującą się u progu drzwi wejściowych. Wygląda tak pięknie. Czy mogę porównać go do anioła? Czy ledwie przytomny człowiek może wyglądać tak dobrze? Uśmiecham się, gdy zakrywa usta, aby tylko ukryć ziewnięcie. Zamyka oczy i wygląda jak mały jasny kociak. Ot, zmiennokształtny anioł. Podziwiam jeszcze chwilę jego rozwaloną blond czuprynę, zaróżowione policzki, białą pogniecioną koszulkę i białe bokserki. Choć jest wyraźnie zainteresowany moim wyjazdem, wciąż jego twarz pozostaje iście obojętna.

- Chodź. - mówię do Ashley, otwierając przed nią drzwi. Jednak nie obdarzam ją nawet spojrzeniem, którego wciąż nie mogę oderwać od blondyna.

Skinam do niego, a on odpowiada nieśmiałym uśmiechem. Będę za nim tęsknić.

Chociaż nie.

Pewnie nie będę.

















W weekend postaram się opublikować coś dłuższego. To tylko małe wprowadzenie do wyjazdu Ashtona, czy coś. Zresztą, obiecałem rozdział, więc oto i on.

roommates  「hemwin」Where stories live. Discover now