siedemnaście

1.8K 192 152
                                    

Przełykam głośno ślinę, starając się uspokoić kołatanie serca. Serio jestem spierdolony do tego stopnia, że podniecam się pisaniem z jakimś typem przez internet? Okay, to nie jest byle typ. To Louis. W jakimś stopniu go znam. W jakiś sposób mnie intryguje i rozkochuje w sobie coraz bardziej z każdą wiadomością.

- Ashton? - słyszę wołanie Ashley pukającej do moich drzwi.

Niechętnie podnoszę się z łóżka i naciągam bluzkę do dołu, aby ukryć nabrzmiałe krocze. Przecieram dłonią twarz, a drugą otwieram drzwi.

- No? - odsuwam się, by ta mogła wejść, co też robi.

- Co Ty odstawiłeś? - wzdycha, siadając na brzegu łóżka. Kątem oka zerka na telefon, a przez jej twarz przechodzi cień uśmiechu.

- Słuchaj -

- Nie, to Ty słuchaj. Tak nie może być. Raz mówisz, że Lukey Cię "pociąga", a kiedy dochodzi co do czego, to go odpychasz. Jesteś normalny? - krzywię się. Ashley mówi stanowczo za głośno, a za ścianą jest przecież pokój blondyna. Znacząco kładę palec na wargach, dając jej jasno do zrozumienia by zeszła z tonu.

- Nie jestem pedałem - wyrywa mi się, a ona wydaje z siebie stłumiony okrzyk.

- Ale. Tu. Nie. O. To. Chodzi. Do. Jasnej. Cholery - cedzi, łapiąc się za głowę.

Materac skrzypi, gdy cała kładzie się na łóżku. Moje plecy odnajdują ścianę, a łokieć oparcie na drewnianej komodzie.

- Czego wy wszyscy ode mnie chcecie? - mrużę powieki, wtykając kciuk między wargi - To robi się nudne - prycham świadomy lekceważącego tonu.

- Co Cię ugryzło? - natychmiast wraca do pozycji siedzącej.

W odpowiedzi wzruszam ramionami, a ona przygląda mi się w sposób, jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. Cała czerwieni się ze złości i zmieszania. Blond kosmyki wpadają do jej ust, ale nie trudzi się by je stamtąd wydostać. Zaciska mocno szczękę, a kości policzkowe wyraźnie się zaznaczają.

- Nie mieszajcie się, okay? Sam sobie poradzę z Hemmingsem. Chociaż - przerywam, unoszę kciuk do góry i wskazuję nim na ścianę, za którą zapewne jest blondyn - nie mam z czym. On ma Arz - prycham pogardliwie, wydymając wargi, chcąc naśladować jej pusty wzrok i napompowane usta. Dziewczyna tłumi śmiech i jedynie wzdycha, wywracając oczami.

- Obyś nie żałował.

- Nie będę. - nie kłam, rzuca moja podświadomość.





Przecieram oczy, wchodząc do kuchni. Zastaję tam nagiego Caluma w zimowej czapce.

- Co do chuja? - odchylam głowę do tyłu, robiąc wielkie oczy.

- Dosłownie chuja... - zza moich pleców wyłania się Luke i staje obok, śmiejąc się z Cala, który nie zwraca na nas uwagi i nie przeszkadza sobie w robieniu stosu kanapek.

Powinienem się przyzwyczaić, że nasze kochane Kiwi nie wstydzi się swojego przyrodzenia, choć... powinien.

Zerkam na Lukey'a. Blond włosy, jak zwykle nie znają grawitacji. Niebieskie tęczówki lśnią z rozbawienia, a nos marszczy. Wygląda przeuroczo. Przytuliłbym go.

Nie, nieprawda.

Udusiłbym.

Przecież go nienawidzę.

Ashton zachowuj się i zdejmij rękę z jego pleców.

Chwila, co?

Łapię ostrość. Dociera do mnie, że Luke wpatruje się we mnie z wielkim zapytaniem, a ja ściskam materiał jego czarnej koszulki. Wiem, że moja mina jeszcze chwilę temu była pełna fascynacji, a może nawet błoga. Szybko zabieram rękę i odsuwam się od młodszego. Przełykam głośno ślinę, rozglądając się. Po Calumie ani śladu. Kiedy zdążył wyjść? Oh, może wtedy, kiedy stałem jak debil i macałem go po plecach?!

- Co do... - dolna, przekuta warga chłopaka drży. Jego oczy tęskno skupiają się na moich dłoniach.

- Ja - zaczynam przeciągle, aż nagle czuję obce ciepło na swoich ustach.

Zamieram.

Rozpalone wargi Luke'a wpijają się w te moje, a ja mu na to pozwalam. Bierze mój nadgarstek i manipuluje, bym położył dłoń na jego barku. Jest taki pewny, choć jego policzki płoną żywym ogniem. Stanowczo zaciskam palce na materiale, tym samym mocniej przyciskając smukłe ciało do swojego. Czuję jego narastającą erekcję i wiem, że on czuje moją, bo napiera na mnie jeszcze mocniej. Kościste biodra wykonują krótki ruch. Stłumiony jęk chłopaka dociera do moich uszu, powodując, że mój oddech przyśpiesza znacznie bardziej niż poprzednio. Chłopak popycha mnie na najbliższy fotel i sadza. Po chwili on zjawia się na mnie okrakiem, nie przerywając pocałunku. Przez niego zapominam o Boskim świecie. Przyjmuję do świadomości jedynie jego płynne dryfowanie na mojej męskości. Staram się nie jęczeć, wiem, że nie mogę.

Ale chwila? Czemu nie mogę?

Nagle wszystko mnie uderza.

Przecież nie jesteśmy sami.

Przecież go nienawidzę.

- Kurwa, Luke - chrypię, a on niechętnie odrywa usta z linii mojej żuchwy. Jego spojrzenie odnajduje moje. Wymiękam i znów go całuję. Zaciskam dłoń na jego pośladku i wypycham biodra w jego stronę. Unosi się lekko. Otwieram oczy, badając jego podniecenie na twarzy. Wygląda zajebiście seksownie - Kurwa - syczę, gdy obejmuje mnie dłonią i pociera przez materiał spodni - Luke nie jesteśmy sami - szepczę jak najciszej mogę, zagryzając wargę.

- Shh - ucisza mnie i schodzi z ud. Usadawia się między moimi nogami na podłodze i chwyta za guzik spodni.

Nie, kurwa, tak nie można.

I czemu czuję się, jakbym zdradzał Louisa? Co ze mną nie tak?

Chwytam go za nadgarstki i zatrzymuję. Chłopak patrzy na mnie z frustracją.

- Ashton, proszę - jęczy gardłowo.

Otwieram szerzej oczy. Jest taki... potrzebujący. Ale czemu? Co, Arzaylea go nie zadowala?

- Luke, nie jesteśmy sami i to nie w porządku. Kazałem Ci spierdalać, a Ty... a Ty, kurwa, robisz takie rzeczy. Jesteś obrzydliwym pedałem - odrzucam go, a on z kolan ląduje na tyłku.

Wstaję chwiejnie z fotelu i staram się wyminąć jego leżącą sylwetkę. Wygląda na całkowicie zdezorientowanego.

- Ashton... - zaciąga się niemal szlochem. Co mu, kurwa, jest?

Kucam przy nim i ujmuję dwoma palcami jego podbródek. Zmuszam go do popatrzenia na mnie. Wydaję z siebie głuchy okrzyk. Nie widziałem wcześniej, że ma aż tak powiększone tęczówki, a jego nos jest zaczerwieniony.

- Coś Ty, kurwa, brał? - warczę, ostro wypuszczając jego podbródek z uścisku. Jego głowa opada, a on zaraz kuli się w pozycji siedzącej - Co, kurwa, brałeś?! - krzyczę i wiem, że teraz każdy jest w stanie mnie usłyszeć.





Wena dalej mi nie sprzyja, no ale macie rozdział. Obiecałem, więc oto jestem! I tak na marginesie, na moim profilu znajdziecie dwa nowe opowiadania: "Broken boy meets broken boy" oraz "rock me". Oba są oczywiście o Lashtonie Hemwinie, bo jakżeby inaczej! Będzie mi bardzo miło, jeśli zajrzycie. Jeszcze raz przepraszam za nieobecność. Dziękuję, że ze mną jesteście.

roommates  「hemwin」Where stories live. Discover now