trzy

1.6K 195 16
                                    

Gorąca woda zmywa ślady bójki. Krew miesza się z wrzątkiem i trafia do spływu. Jeszcze moment i moje stopy zabarwią się od rdzawej cieczy. Nie wiem, gdzie posiać myśli, więc staram się skupić na kompletnie rozwalonych knykciach, a następnie badam dłońmi twarz. Mam wrażenie, że odpada. Wódka stara się tłumić ból, ale średnio jej idzie. Pozostaje mi wierzyć, że Luke wygląda gorzej.


Wychodzę, a raczej wywlekam z pokoju. Już czuję jutrzejszego kaca, który uniemożliwi wczesną przebieżkę po plaży. Z reguły się nie upijam... z reguły. Zerkam na drzwi, z których wydostaje się zgrzyt otwieranego zamka. Hemmings wchodzi do mieszkania i na starcie obrzuca mnie nienawistnym spojrzeniem. Widzę po jego oczach, że płakał, ale szybko odwracam wzrok. Nie patrzymy sobie w oczy; po prostu wprawia nas to w dyskomfort. I ku mojej uciesze, wygląda gorzej. Ma rozcięty łuk brwiowy, ale nie tak, żeby było konieczne zszywanie. Jego dolna warga drży. Jest opuchnięta i rozcięta niedaleko od kolczyka.
-Czego?- sarka, zderzając się ze mną barkiem.
Wzruszam ramionami i podążam za nim. Sam nie wiem dlaczego, ale coś mnie pcha w jego stronę. Odwraca się kilka razy i zagląda przez ramię. Marszczy brwi, a następnie je unosi.
-Uważaj- ostrzegam go, ale jest za późno i zderza się z filarem.
Wydaje z siebie stłumiony okrzyk, opadając na ziemię. Prawie wlatuje na mnie, ale robię unik, osuwając się do boku. Staję nad nim i wybucham śmiechem. Jego rozcięcie nad brwią znów krwawi.
-Nie muszę Cię uderzać, żebyś zrobił sobie krzywdę- mówię, z trudem łapiąc oddech. Luke to jednak idiota.
Nie fatyguję się nawet, żeby go podnieść, więc wymijam ledwo żywego i wchodzę do kuchni. Po chwili Luke także do niej wchodzi. Mierzy mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wie, jak to ubrać w słowa.
-Ashty...- przesłyszałem się?- Ashton- poprawia się od razu, a ja udaję, że nie słyszałem poprzedniego zdrobnienia.
-Hm?- mruczę, biorąc łyk wody z małej butelki.
-Dlaczego to zrobiłeś?- spuszcza wzrok na swoje długie i kurewsko seksowne palce. Palce mogą być seksowne, prawda? Jego są. Nieważne.
-Co?- zachłystuję się wodą, a kilka kropel spływa po mojej szczęce i ładuje na nagim torsie- Serio, Luke? Serio? Nie wiesz?- drwię, choć wcale nie mam ochoty na kolejne starcie z jego pijacką agresją. To chyba już taki odruch, że za wszelką cenę chcę mu dokopać.
-Nie wiedziałem, że byłbyś zdolny do takiego świństwa. Poważnie, Ash, do wszystkiego, ale to był cios poniżej pasa... Zresztą, nieważne. Dobranoc, Irwin- bąka pod nosem, a ja odprowadzam go wzrokiem, aż znika za zakrętem.

Trzecia w nocy jest idealną porą na spędzanie czasu w internecie. Nazwijcie mnie dziwakiem, ale to właśnie nocą mam wenę na kreatywne pisanie. Wtedy mogę całkowicie przelać swoje myśli i... oddać się Louis'owi. Czuję się spragniony jego wiadomości, które mnie napędzają. Mogę nawet powiedzieć, że w jakimś stopniu uwalniają endorfiny. No, teraz, to bez problemu możecie nazwać mnie dziwakiem. I to konkretnym.

Słyszę mocne uderzenia w ścianę. Najwyraźniej Luke'owi przeszkadza głośna muzyka. Cóż, uświadamia mnie w tym za każdym razem. Łomoty cichną. Zamieram w bezruchu. Niemożliwe, że tak szybko odpuścił. I o proszę. Tak oto, pojawia się nabuzowany w progu mojej sypialni.
-Co jest, pingwinku?- mamroczę złośliwie, przymykając laptopa.
-Co jest?! Trzecia w nocy jest!- przekrzykuje muzykę, a po chwili ją wyłącza.
Podrywam się z miejsca. Doskonale wie, że nienawidzę dotykania moich rzeczy. Staję naprzeciwko niego, zaciskając mocno szczękę.
-Nie dotykaj- cedzę.
-Pod nami i nad nami mieszkają ludzie, Asht...on- ocean w jego oczach połyskuje, odbijając blask księżyca. Jestem całkowicie pochłonięty tym widokiem i, o Boże, chyba się topię.
-Co z tego?- bąkam, nie przerywając kontaktu wzrokowego nawet na chwilę.
-Ashton, przestań, nie graj ze mną- szepcze, a jego głos dudni mi w uszach.
Po raz pierwszy, od tak dawna, patrzymy sobie w oczy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem okazję im się przyjrzeć. Na dobrą sprawę, teraz także nie mam, ale to mi wystarczy. Chcę zachować ten widok na długo. Zapakować i zabezpieczyć, żeby przypadkiem nie uciekło z mojej pamięci.
-Luke...- przełykam głośno, chcąc uświadomić go o tym, że trwamy tak już przez jakiś czas- Idź już- chrypię, zaciskając dłonie w piąstki.
-Mhm- wzdycha, ale nie robi nic w tym kierunku.
Kurwa, co ja robię?
Spuszczam wzrok na jego palce. Nie wytrzymam dłużej tego napięcia. Jeszcze chwila i stracę panowanie nad nienawiścią do Hommo. A tego nie chcę. Nienawidzę go i życzę sobie, żeby tak zostało. Przynajmniej nie jest nam nudno. Czasami któryś rzuci talerzem, rozwali kilka kubków. Normalka. Dłonie Luka także są utkwione w stalowym zacisku. Nie jestem w stanie dojrzeć, czy jego knykcie też są tak pogruchotane.
-Idź- ponaglam go, odwracając się na pięcie- Lucas, proszę, idź.
-Nie- odpowiada szybko i stanowczo, a po chwili znów stajemy twarzą w twarz- I nie mów do mnie ,,Lucas"- mruczy, a jego oczy ciemnieją. Staram się w nie nie patrzeć.
Moje serce przestaje bić, a krew- krążyć. Jestem tylko ja i on. Tylko nasza nienawiść; coś, co nas przyciąga i mimo wszystko nie pozwala o sobie zapomnieć. W tej chwili nie myślę. Wyłączam myślenie i oddaję błękitnym tęczówkom po raz drugi. Jestem schlany i totalnie napalony na Hemmingsa.

roommates  「hemwin」Where stories live. Discover now