36 - Adrien i gastronomia

2.7K 180 97
                                    

– To co robimy, Biedrona? – Blondyn zarzucił koc, otulając nim moje ramiona. Jak na taki bogaty dom, mieli tu cholernie zimno.

Wtuliłam się w niego, gdy siadł obok mnie.

– Film? – zaproponowałam.

Po wyrazie jego twarzy stwierdziłam, że coś kombinował. Co więcej – nic dobrego.

– A może moja królewna miałaby ochotę na kolację?– Flirciarsko puścił mi oczko, a ja w odpowiedzi zaczęłam się śmiać, przytakując.

– Chętnie, ale pod jednym warunkiem.

Posłał mi pytające spojrzenie.

Jak miło było się przy nim nie jąkać. Wiedzieliście, że wystarczyło po prostu otworzyć usta i mówić?

W odpowiedzi zrzuciłam z siebie biały, puchowy kocyk w czarne motylki, chwyciłam dłoń chłopaka i zaczęłam ciągnąć go przed siebie.

Po paru krokach jednak się zatrzymałam.

– Powiedz mi, gdzież też w tym zamku jest kuchnia? – Obróciłam się w jego stronę, nie mogąc przestać śmiać.

Odpowiedział mi również śmiechem. Poprowadziķ mnie w jakiś punkt w tym domu, w tym wielkim domu.

Weszlliśmy po schodach, skręciliśmy w prawo i trafiliśmy do wielkiego pomieszczenia. Pod sufitem porozwieszane były półki wszelakiego rodzaju, a pod nimi rozciągały się kuchenki, zlewy, zmywarki, piekarniki i cała reszta sprzętu kuchennego. Na środku znajdował się spory blat, będący wyspą kuchenną, a na jego skraju kilka podstawowych przyrządów. Całość sprawiała wrażenie wielkiej, hotelowej kuchni i komponowała się ze sobą.

– No, to jesteśmy. Na co masz ochotę? – Chłopak podszedł do sporej lodówki, przy okazji zaglądając do jednej z szafek.

Zmierzyłam ku niemu, po czym delikatnie zamknęłam przed nim drzwi lodówki.

– Mam chyba lepszy pomysł.

– Mam się bać? – zachichotał niewinnie.

Wywróciłam oczami, rozglądając się.

– Jak nie chcesz, żebyśmy padli z głodu, to nakieruj mnie i powiedz proszę, gdzie co tutaj mniej więcej jest. – Starałam się mniej więcej odnaleźć w nowym miejscu.

Niepewnie podszedł do mnie.

– Będziesz gotować? – Uśmiechnął się od ucha do ucha.

Cmokając, zaprzeczyłam.

– MY będziemy, kochanie. I nie gotować, a piec. – Dumnie założyłam ręce.

Jego wzrok był trochę przerażony.

– Wiem, że jesteś córką piekarzy, ale ja jestem synem projektanta – mówił zaniepokojony, co mnie osobiście niezmiernie bawiło.

– Najwyższa pora, bym czegoś cię nauczyła. Bo w końcu twoja "przyjaciółka" już ci pokazywała podstawy, prawda? – wypomniałam rozbawiona, na wspomnienie o rozmowie w kwestii Marinette, to znaczy, w mojej kwestii.

Śmiał się ze mną, niepewnie podchodząc do jednej z szafek.

– To czego nasza szefowa kuchni będzie potrzebować? – Posłał mi ironiczne spojrzenie.

Podeszłam do blatu, kładąc na nim ręce. Zaczęłam wyliczać.

– Mąka, woda, drożdże, oliwa z oliwek i trochę soli.

Podniósł się, patrząc na mnie z delikatnym zaniepokojeniem.

– Jak wyglądają drożdże?

Chwyciłam się za głowę. To będzie długi wieczór.

– Wszystko jest napisane na opakowaniu. – Przewróciłam oczami.

W końcu podał mi wszystkie potrzebne składniki. Ułożyłam je na blacie, a następnie załączyłam czajnik z wodą, bo jak było wiadomo, musiała być gorąca.

– Najpierw robimy ciasto czy wybieramy dodatki? – Oparłam się o boki.

Patrzył na mnie głupawym wzrokiem.

– No dobra, może jednak dodatki. – Usiadłam na blacie w miejscu, w którym niczego nie było. Wymachiwałam nogami jak małe dziecko. – Jaką pizzę lubisz? – Wyszczerzyłam zęby.

– Spolegam się na tobie, m'lady. – Podszedł do mnie, kładąc ręce na blacie, po moich obu stronach. Zbliżył do mnie swoje usta, jednak ja zatrzymałam go dłonią, śmiejąc się.

Zeskoczyłam z blatu, podchodząc do lodówki. Otworzyłam ją, jednak niepewnie czując się w obcej kuchni.

– Szynka, ser i pieczarki? A może wolisz coś bardziej... Niebanalnego? – Odwróciłam się, trzymając w ręce kilka rodzajów sera.

To aż przerażało, ile sera znajdowało się w tej lodówce.

– Nie! Mój camembert! – Znikąd pojawił się Plagg, nurkując od razu w lodówce.

Adrien uderzył się zażenowany w czoło, na co ja zaczęłam nieznacznie chichotać.

– Moje biedne, kochane maleństwa – mruczał, usadawiając się pomiędzy opakowaniami.

– Plagg! – Tikki również się pojawiła, usiłując wyciągnąć drugie Kwami. – Leniuchu! Nie utrzymam sama kamery!

– Słucham? – spojrzałam na nią, uśmiechając się podejrzliwie.

– Eee... Hehehe...– Schowała rączki za sobą. – Nic takiego.

Świetnie.

Wzdychając, wróciłam wzrokiem do Adriena.

– To może oregano?

Przytaknął, a następnie położył na blacie odpowiednie pudełko z jednej z półek.

Ja również położyłam kilka rzeczy, starając się ułożyć wszystko. Chyba było wszystko.

– Okej, najpierw drożdże. – Podeszłam do zlewu, podciągając rękawy i myjąc ręce.

– Nie, nie. – Adrien poszedł na drugi koniec kuchni. Zdjął z wieszaka dwa fartuszki, podając mi następnie jeden z nich.

– Słuszna uwaga. – Puściłam mu oczko.

________________________

Tego wieczoru Mari i Adrien będą piec pizzę. Znaczy Mari będzie piec, a przy okazji pilnować, żeby Adrien nie przypalił domu. Ciekawie się zapowiada, nie? 😂😂😂

No to co? Dobranoc! 😘💜 (lub dzień dobry :') )

✔ Another Way || Miraculous KIKWhere stories live. Discover now