Rozdział 12

1.6K 121 246
                                    

                                                     *Perspektywa Naruciaka*

Wyszliśmy z biblioteki, podszedłem do Sandry i objąłem ją ramieniem.

-Nie smutaj mi tu.-powiedziałem uśmiechając się do dziewczyny

-No dobrze, przekonałeś mnie.-powiedziała-Gdzie idziemy?-zapytała dziewczyna

-Na pewno jak najdalej z tond.- powiedział Michał

-Możemy iść do mnie.-zaproponowała dziewczyna, poczułem drganie mojego telefonu w kieszeni. Spojrzałem na ekran, dzwonił Poszukiwacz, odebrałem, a wzrok moich towarzyszy spoczął na mnie

-Gdzie wy jesteście?!-zapytał wkurzony, nie przepraszam wkur*iony

-Nie ważne.-odpowiedziałem spokojnie

-Macie wracać.-powiedział już trochę spokojniej

-Nie.-powiedziałem, rozłączyłem się i szedłem dalej, kiedy minęliśmy zieloną tabliczkę przyśpieszyliśmy. Po chwili byliśmy już w lesie. Szliśmy, dopóki na horyzoncie nie pojawiła się polana. Rozejrzeliśmy się, i podbiegliśmy do jednego z pagórków. Sandra otworzyła drzwi, i potem wykonała resztę czynności, które pozwolą dostać się nam do domu. Jednak trwało to dłużej niż ostatnio.

-Po kolei, przyłóżcie kciuk do ekranu i przytrzymajcie pięć sekund.-powiedziała, odsuwając się od urządzenia.

-Po co mammy to zrobić?-zapytał Remek, w sumie to sam byłem ciekawy 

-Daje wam dostęp do bazy, jeśli będziecie czegoś potrzebować, albo będziecie się przechadzali. Tylko proszę jeśli chcecie przyjść w nocy powiadomcie mnie wcześniej.-powiedziała, po czym każdy z nas przytaknął i po kolei przykładaliśmy palec do skanera i wchodziliśmy do domu.

-A i hasło to 308378932.-powiedziała, po czym wręczyła każdemu z nas karteczki z hasłem.

                                                     *Perspektywa Sandry*

  -A i hasło to 308378932.-powiedziałam, po czym wręczyłam każdemu chłopakowi karteczkę z hasłem. Zdjęłam chustę i poszłam do moich towarzyszy, do salonu. Usiadłam obok kominka, do którego dorzuciłam kilka patyków. Między nami panowała cisza, cisza której nikt nie chciał przerwać, ale jednak musiał. Tak jest zawsze, na początku nie macie o czym rozmawiać, ale potem buzia wam się nie zamyka.

-Co jest ciekawego w tym kominku, że tam tak siedzisz?-zapytał siadając obok mnie mój przyjaciel, Michał.

-Wyobraź sobie, że wszyscy popierający YouTube to ogień-wskazałam na pomarańczowo-żółty płomień-A wszyscy popierający polityków to te gałązki.-tłumaczyłam mu dalej, ale resztę to chyba zainteresowało, bo zaczęli przypatrywać się płomieniom.-Jesteśmy jak ogień, na początku mały, łatwo go zgasić, ale potem niszczy, w tym przypadku polityków. Kiedy płomień staje się coraz większy, tym więcej osób pomaga. Nikt nie stanie nam na drodze, bo zniszczymy go i zostanie tylko popiół. Mimo przeciwności losu, w przypadku ognia deszczu damy radę. Jeśli mamy malutką nadzieję, wiatr nas zgasi, jeśli wierzymy całym sobą to wiatr tylko nam pomoże.-zakończyłam-Nie mają z nami szans.-dopowiedziałam i patrzyłam dalej, jak ogień pożera gałęzie.

-Ty to jednak jesteś mądra.-powiedział Michał

-No wiem.-powiedziałam

-I jeszcze taka skromna.-dopowiedział, spojrzałam na regały z książkami

-Chcecie mi pomóc?-zapytałam

-A można wiedzieć w czym mamy ci pomóc?-zapytał Adam

-Postanowiłam przejrzeć te regały z książkami, może dowiem się czegoś o właścicielu tego domu.-powiedziałam

-Okej, to zabieramy się do pracy.-powiedział Remek i wyjął kilka książek z półki, i zaczął je przeglądać

-A co już wiesz o tym właścicielu?-zapytał Przemek

-Wiem, że właścicielem jest wysoki brunet. Ma na imię Maks, ma żonę i czteroletnią córkę.-powiedziałam i wyjęłam z małej komody zdjęcie i podałam chłopakowi-Wiem także, że jest w wojsku politycznym chociaż popiera YouTube.-dokończyłam i otworzyłam pierwszą lepszą książkę. Przejrzałam około 50 książek i nic. Nagle usłyszałam głos Adama.

-Mam coś.-powiedział i podał mi książkę, na dole kartki widniał jakiś napis

"Miło mi poznać pomocniczkę YouTube. Tak, byłem tu ostatnio, widziałem Ciebie i Twoich kolegów. Nie bój się mnie, może niedługo się spotkamy."-przeczytałam na głos i spojrzałam na chłopaków, tak jak ja byli w szoku

-J-J-Jak on tu wszedł?-zapytał lekko wystraszony Remek

-Jest właścicielem, więc raczej nie ma problemu, żeby tu się dostać.-powiedziałam i zaczęłam przeglądać dalej książki. W głębi duszy trochę się bałam, że on mnie wyda, czy coś. Ale miejmy nadzieję. Po jakiś dwóch godzinach skończyliśmy. Poszłam do kuchni i zrobiłam mnóstwo kanapek, zaniosłam  je do salonu. Jedliśmy i śmialiśmy się, dopóki nie wybiła godzina 19.

-Dobra chyba czas się zbierać.-powiedział Remek, chłopaki wstali i udali się w stronę wyjścia, pożegnałam się z nimi i usiadłam na kanapie. Myślałam o tym co dziś się stało. O tym, że moja "rodzina" patrzy na mnie z góry. Że już nigdy ich nie zobaczę. Zaczęłam tęsknić, nawet za naszymi kłótniami, nie wiem dlaczego. Może po prostu za bardzo się do nich przywiązałam? Na myśl o tym wszystkim zaczęłam płakać, czułam się taka bezsilna, samotna, nie wiedziałam co mam robić. A co najgorsze zostałam zupełnie sama, w sumie to nie tak zupełnie sama bo mam brata. A co jeśli Adam nie jest moim bratem? A co będzie jeśli on nim będzie? Jak on to przyjmie? Co ze mną i Przemkiem...? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Ten pocałunek... To było dziwne, nie wiem dlaczego to zrobiłam. Ja, ja nie wiem co do niego czuję. Może to zwykła przyjaźń, a może coś więcej? Nie jestem pewna, a jeśli Adam nie będzie moim bratem przecież oni oboje są zauroczeni moją osobą... Wtedy będzie trzeba wybrać, nie chcę tego. Będę zmuszona, zranić tego drugiego. Życie jest takie niesprawiedliwe. Jeden z nich będzie zmuszony, żeby odejść, odpuścić i zapomnieć...

                                     *Perspektywa Multiego*

Wyszliśmy z domu Sandry, udaliśmy się w kierunku naszej bazy. Po drodze rozmyślałem o tym co wydarzyło się dzisiaj. Odnalazłem przyjaciółkę, jej adopcyjni rodzice nie żyją. Muszę przyznać, że strasznie cieszę się, że ona żyje. I pomyśleć, że była tuż obok mnie, a tuż obok niej są jej adoratorzy... Szkoda gadać, ale współczuje chłopakom. Jeden będzie musiał odpuścić, chyba że Sandra znajdzie innego... Ewentualnie da im kosza, chociaż nie ona by tego nie zrobiła... Chyba... Nie widziałem jej tyle czasu, oboje się strasznie zmieniliśmy, nie jesteśmy już dziećmi, które dają przedstawienia babciom. Jesteśmy młodzieżą, w sumie to młodymi dorosłymi, którzy dopiero poznają świat. Dopiero teraz widzą go takim jaki naprawdę jest. Chciałbym mieć ją teraz obok siebie, żeby nie było wojny, żebyśmy spędzali razem czas tak jak kiedyś. Wyjeżdżali z ekipą nad jezioro, urządzali imprezy, korzystali z życia. Ale nie możemy, przez tą cholerną wojnę. Teraz tak myślę, że ta wojna ma swoje plusy, bo gdyby nie ona nie znalazłbym Sandry. Teraz tak myślę, jak to by było być z Sandrą? Chodzilibyśmy razem na spacery trzymając się za ręce, śmiejąc się i całując przy blasku księżyca na moście. Co ja sobie wyobrażam?! Ona i ja?! Nie ma mowy, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi...

Hejka!

Przepraszam za błędy, około 1000 słów. Jak podoba wam się rozdział? Czyżby Sandra miała trzech adoratorów? Jak myślicie kogo wybierze? Czy pozbiera się po stracie rodziców? Wiem,że rozdział krótki, ale następny może pojawi się już jutro. Mam także małe pytanie czy chcielibyście, żebym udostępniła prolog nowej opowieści? Może rozdziały pojawiły by się na zmianę? Napiszcie w komentarzu, a ja zabieram się za pisanie rozdziału na jutro. Może mi się uda trzymajcie kciuki. A tak BTW czy tylko u mnie pada? Dziękuje za  przeczytanie.

Papa Dysia<3


Pomocniczka YouTubeWhere stories live. Discover now