.22. Black Celebration

859 69 4
                                    

   Mijał jakiś drugi tydzień mojego pobytu w Harvelle's Roadhouse. Codziennie przychodzili i wychodzili różni ludzie w różnym wieku. Jedni pili, inni wstępowali tylko na krótką pogawędkę z Ellen. Oczywiście nikomu nie umknął fakt, że w barze pracuje nowa osoba. Niektórym się to spodobało, a innym nie, no bywa. Najciekawszą rzeczą było jednak to, czego można było się dowiedzieć od tych klientów. Gdy promile uderzały im do głowy, języki w magiczny sposób rozplątywały się i każdy dzielił się z każdym nawet najbardziej krwawymi szczegółami swoich polowań. Wbrew pozorom polowania na demony nie były wcale takie łatwe, Sam i Dean mieli rację. Nie było to tylko rzucenie jakąś modlitwą, czy pochlapanie wodą święconą. Było to znacznie trudniejsze i wymagało odwagi. Regularna praca w barze uświadomiła mi, że ta banda świrów poświęca swoje życie, by ratować innych ludzi. Tacy anonimowi superbohaterzy. Byłam zafascynowana ich opowieściami i nie dziwiłam się Jo, że tak bardzo chciała opuścić rodzinny dom i oddać się wirowi polowań.

   Właśnie, co do Jo. Gdy przyjechałam do Harvelle's nie było dla mnie miejsca do spania, więc Ellen stwierdziła, że jak na razie mogę spać w pokoju Jo. Skoro i tak jej nie ma, to raczej nie obrazi się, że ktoś zajmuje jej przestrzeń. Pokój nie był duży, ale przytulny. Widać, że Jo sama go urządzała. Na ścianach były porozklejane plakaty z informacjami o różnych demonach, ich zdjęcia i sposoby ich zwalczania. W samym rogu pokoju stało niewielkie łóżko, w którym ktoś - najprawdopodobniej Ellen - niedawno zmienił pościel. Jednak główną atrakcją było ogromne okno, z którego rozpościerał się widok na totalne pustkowie.

_____

   Był upalny, słoneczny dzień. Na tle innych dni wyróżniał się jedynie tym, że był wyjątkowo leniwy. Przez południe do baru zawitały tylko dwie osoby, na wieczór sytuacja wcale się nie poprawiła. Nie chcąc marnować czasu, Ellen stwierdziła, że skończymy wcześniej. Przystałam na to. Szybko schowałam brudną ścierkę pod ladę i udałam się do zajmowanej przeze mnie sypialni. Włożyłam na siebie pomarańczowy dres, który dostałam od Bobby'ego. Położyłam się na łóżku i zaczęłam studiować jeden z wielu notatników Jo. Mimo że nie znałam jej, wydawała mi się być miłą osobą.

_____

   Usłyszałam kroki. Ktoś ewidentnie był w pokoju. Musiałam przysnąć podczas czytania. Szukałam włącznika lampki nocnej, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Zerwałam się więc z łóżka i wtedy osoba, która mnie obudziła krzyknęła.
   - Kto tu jest?! - wrzasnęła postać.
   Podbiegłam do ściany i włączyłam światło. Zastygłam w bezruchu, patrząc na intruza. Była nim szczupła dziewczyna o długich blond włosach. Z jej twarzy mogłam odczytać, że jest nieźle wystraszona.
   - Kim ty jesteś? - wydyszała.
   - J-jestem Hailey. Pracuję w zajeździe, pomagam twojej matce.
   - Boże, wystraszyłaś mnie na śmierć. Jestem Jo.
   - Domyśliłam się.
   - Moja matka pewnie dużo ci o mnie opowiadała, co?
   - Trochę.
   - Mówiła jaką to wyrodną córką jestem?
   - N-nie. Nic z tych rzeczy.
   Zapadła niezręczna cisza. Jo usiadła na łóżku, w którym jeszcze przed chwilą spałam i ściągnęła kurtkę. Powiesiła ją na ramie łóżka i zabrała się za ściąganie butów.
   - Słyszałam, że polujesz na demony - zaczęłam. - To musi być super.
   - Prawda. Takie polowania dają niezłego kopa, a do tego ćwiczą umiejętność szybkiego podejmowania logicznych decyzji. Uwielbiam to.
   - Czytałam twoje notatniki. Niesamowite, ile zgromadziłaś o nich informacji.
   - Dzięki. Mogę ci trochę o tym poopowiadać, jeśli chcesz.
   - Jasne, że chcę.
   - Daj mi tylko chwilę. Muszę się ogarnąć i przebrać w pidżamę.

   Gdy Jo wróciła, usiadłyśmy na podłodze, a naszym jedynym źródłem światła była lampka stojąca na szafce nocnej przy łóżku.
   - Jak się zapewne domyślasz, wracam z polowania. Tym razem nie było to do końca polowanie na demona. W lasach w Kolorado znów zadomowił się Wendigo i napastował biednych ludzi. Musiałam stawić mu czoła. Wiesz, gdy jesteś łowcą demonów, musisz działać szybko, by ktoś inny nie sprzątnął ci roboty sprzed nosa.
   - A co to Wendigo? - przerwałam jej.
   - To postać pochodząca z mitologii indiańskiej. Pożera swoje ofiary, którymi zazwyczaj są niewinni biwakowicze. W tym przypadku zdecydowałam się powtórzyć wyczyn Sama i Deana sprzed paru lat. Mianowicie, zakradłam się do jaskini Wendigo - uwierz mi, odnalezienie jej graniczyło z cudem - po czym potraktowałam go ogniem. Bidulek się spalił.
   - Wow, ja nie odważyłabym się nawet wejść do jego kryjówki.
   - Zawód łowcy jest wymagający.
   Zapadła cisza.
   - Czytałam w twoim notatniku o diabelskiej pułapce. Nie boisz się z mamą, że zaatakują was tutaj demony?
   - Proszę cię, z taką ilością łowców, jaką tu zwykle mamy, demony unikają tego miejsca. Ale jeśli się boisz, to możemy namalować jedną na suficie.
   - Wow, serio? - Byłam podekscytowana.
   - Jasne, farbę mamy w piwnicy.
   - Ellen się nie obudzi?
   - A czemu miałaby? Jest wykończona po całym dniu pracy w zajeździe. Zresztą nigdy nie słyszała, że wymykam się w nocy z domu, więc to chyba mówi samo za siebie.

Hi, My Name Is..Where stories live. Discover now