.4. Drive

2K 105 0
                                    

   Staliśmy na parkingu, ja nadal wtulona w kurtkę Franka.
   - Hailey...? - wyszeptał.
   - Pozwól mi jechać z tobą - załkałam żałośnie.
   - Nie zgodzę się, jeśli nie dowiem się, o co chodzi.
   - Rodzice mnie szukają.
   - To źle?
   - Bardzo! Nie chcę do nich wracać, nie chcę się z nimi widywać. To wszystko ich wina!
   - Posłuchaj...
   - Gdyby się mną zajmowali, to nie musiałabym robić tego wszystkiego, żeby zwrócić na siebie uwagę.
   - Hailey... Ale może to właśnie dobry moment, by sobie wszystko wyjaśnić?
   - Nie będę niczego wyjaśniać. Nagle udają, że im zależy, przypomnieli sobie, że mają córkę. Szkoda, że nie ocknęli się dziewiętnaście lat temu. Jak tylko mnie zobaczą, to zamkną mnie w psychiatryku.
   Frank nic nie mówił.
   - Proszę, powiedz, że jestem normalna. Jestem taka jak każdy inny. Powiedz, że tak jest, błagam - wyszeptałam, a moja łza skapnęła z czubka nosa na asfalt.
   - Jesteś normalna - powiedział, klepiąc mnie po plecach. - I jeśli ma ci to w jakiś sposób pomóc, to możesz ze mną jechać, chociaż nie wiem, czy ucieczka od rodziców to dobry pomysł.
   - Dziękuję - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam przez łzy. 

   Pojechaliśmy do domu. Spakowałam resztki moich rzeczy, które leżały na kanapie i rzuciłam plecak pod drzwi. Frank pakował się u góry w swojej sypialni. Rozchyliłam reklamówkę z zakupami - po drodze zajechaliśmy jeszcze do sklepu. Były w niej dwie zgrzewki Red Bulla, trzy butelki coli, pudełko donutów i buteleczka zielonej farby do włosów. Chwyciłam farbę, wygrzebałam z szuflady w kuchni duże nożyce i poszłam do łazienki. Przekręciłam klucz w zamku i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam zmęczona i pomimo tego, że sińce spod oczu zniknęły, moja twarz nadal była blada.

   Odkręciłam kurek, z którego trysnęła chłodna woda. Włożyłam pod strumień głowę, pozwalając mu zmoczyć moje włosy. Podniosłam się i wykręciłam je, by nie ciekła z nich woda. Chwyciłam nożyce i spojrzałam z determinacją w lustro. Moje ciemne włosy, sięgające do pasa, miały zaraz skończyć swój żywot. Zamknęłam oczy, zacisnęłam palce mocno na nożycach i ucięłam włosy tuż nad moim uchem. Bez otwierania oczu zrobiłam to samo po drugiej stronie. Uchyliłam lekko powieki. Przed lustrem stała totalnie odmieniona osoba. Z tyłu zwisały jeszcze luźno pojedyncze, długie kosmyki, które szybko także skróciłam. Zaraz po tym założyłam foliowe rękawiczki dołączone do farby i nałożyłam gęstą, zielonkawą breję na głowę. Była to wyjątkowo silna farba, bo po wysuszeniu moje włosy z brązowego zmieniły kolor na ciemnozielony. Sama nie wierzyłam w to, co zrobiłam. Wyglądałam jak nie ja.
   - Hailey! - Usłyszałam krzyk Franka.
   - Tak?! - odkrzyknęłam, przykładając ucho do drzwi.
   - Ile masz pieniędzy?
   - Z osiemdziesiąt dolarów, a co?!
   - Dorzucisz się do paliw, zaraz wyjeżdżamy.
   - Co?! - Wypadłam jak torpeda z łazienki.
   - Za chwilę musimy wyjechać. Dostałem SMSa od Gerarda, przesunął się termin nagrań w studiu i muszę być w LA już we wtorek.
   - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to czterdzieści godzin jazdy autem?
   - Tak, ale nie ma już biletów na najbliższe loty. Będziemy jechać przez dwanaście godzin i złapiemy samolot w Indianie.
   - W sumie to brzmi rozsądnie.
   Frank zszedł ze schodów i stanął jak wryty na mój widok.
   - Coś ty zrobiła z włosami?
   - To kamuflaż. Tak na wszelki wypadek, gdybym jakimś cudem natknęła się tam na kogoś znajomego.
   - Okay, chyba rozumiem... - powiedział niepewnie. - W każdym bądź razie zbieraj się.

_____

   Jechaliśmy pustą autostradą. Zapadał wieczór. Niebo było bezchmurne i świeciły na nim pojedyncze gwiazdy. Wyjęłam słuchawki, discmana i płytę Misfitsów.
   - Co tam masz? - zapytał Frank, nie odrywając wzroku od drogi.
   - Misfitsów - odpowiedziałam, zamykając urządzenie.
   - Nie... Włóż do radia.

Hi, My Name Is..Where stories live. Discover now