Rozdział 16

219 27 6
                                    

Wena nie wybiera ;------;

Koreańskie słówka:
• wae? - dlaczego?
• uljima - nie płacz

***

Key's POV


     - Key hyung, muszę z tobą porozmawiać...

     Odetchnąłem z ulgą, gdy tego samego dnia Taemin przyszedł do mnie w czasie krótkiej przerwy między treningami. Usiedliśmy na powalonym przez wiatr pniu drzewa. Znajdowaliśmy się w miejscu z doskonałym widokiem na jezioro pokryte warstwą lodu. Spoglądałem na nie z chęcią zmienienia go w parę wodną. Przynajmniej w zimie nie mieliśmy ćwiczeń z nim związanych - bałem się za to nadejścia lata i kolejnej wyprawy tutaj.

     Skierowałem całą swoją uwagę na przyjaciela oraz zachęciłem do tego, by powiedział mi, co go trapiło. Byłem podbudowany myślą, że nie musiałem nie wiadomo ile czasu męczyć Tae. Przyszedł do mnie sam. W tym momencie martwił mnie jego stan, gdyż przez cały dzień chodził zamyślony i blady jak ściana. Przyłapywałem go też na spoglądaniu między drzewa z lekką paniką i strachem w oczach. Mieliśmy za sobą parę dobrych miesięcy znajomości, więc z mojej perspektywy to nie było normalne zachowanie.

     - Ja... nie sądzę, by to miało związek z Gyojungiem... - zaczął.

     Zdziwiłem się. Nie pomyślałem, że sprawa rozpołowionej sarny mogła mieć coś wspólnego z Taeminem. Cóż, nie miałem podstaw, aby tak myśleć, dlatego czekałem na dalszą wypowiedź chłopaka.

     - Obudziłem się dzisiaj w nocy przez dziwne odgłosy - ciągnął, a ja uważnie go słuchałem - i widziałem kogoś. Jego cień odbijał się na ścianach mojego namiotu. To był jakiś mężczyzna.

     - Jak wyglądał?

     Musiałem przyznać, że mnie zaciekawił. Nasz znajomy z oddziału był zbyt miły i za bardzo kochał zwierzęta, by coś takiego zrobić. Jeśli miałbym kogoś oskarżać, to wskazałbym osoby, które z wielką pewnością oskarżają jego.

     - Był wysoki, trochę zgarbiony i ciągnął wielki worek. Więcej nie wiem, ale na pewno go widziałem!

     - T-Taemin-ah... - zacząłem, próbując poskładać sobie nowe wiadomości. Czy tyle wystarczyło, aby powiedzieć Jonghyunowi? - Jesteś na sto procent pewien? M-może byłeś senny i zdawało ci się?

     - Gdybym nie był pewien, nie mówiłbym ci o tym - mruknął. Musiał poczuć się urażony, gdyż skrzyżował ramiona na piersi i wydął usta. Wziąłem głęboki oddech. Taemin nigdy mnie nie okłamał. Jego przepełnione strachem oczy, kiedy rozglądał się wokół, sprawiły, że nie potrafiłem mu nie uwierzyć.

     - Powiemy to Jonghyunowi - postanowiłem obserwując jego reakcję. Spojrzał na mnie niepewnie. Chciałem mu pomóc, a zaginięcie Gyojunga było owiane zbyt dużą tajemnicą. Musieliśmy go poszukać. A jak nie my, to wojsko lub policja. Jak mogliśmy trenować, gdy nasz kolega zniknął bez śladu? - Jeszcze dzisiaj.

     - Hyung, nie wiem, czy uwierzy... - mruknął.

     - Uwierzy - przerwałem. - Musi.


     Przez cały dzień obserwowałem naszego dowódcę oraz wysyłałem mu znaczące spojrzenia, a on - jak głupi - udawał, że tego nie widzi. Nie lubiłem, kiedy mnie ignorował, dlatego miałem chęć podejść i nim potrząsnąć, ale oczywiście nie mogłem tego zrobić. Czekałem na koniec naszego dzisiejszego treningu. Musiałem wyświadczyć Taeminowi przysługę. W końcu był moim przyjacielem.

[Zawieszone] W Sidłach Strachu    || JongKeyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora