Rozdział 13

186 21 1
                                    

Dziś krótko...
***

Key's POV


     Po raz kolejny wyprostowałem plecy, gdy Jonghyun spojrzał na moją osobę. Staliśmy w szeregu tuż przy parkingu, czekając na autobus. Na baczność. Od dobrych kilkunastu minut. Myślałem, że zamarznę, kiedy wiatr znów owiał moje - na szczęście - zabezpieczone kremem policzki. Ugh, mogłem nie naciskać tak bardzo na współlokatora, by zrobił to samo. Wtedy może nie kazałby nam stać na mrozie tyle czasu. Spoglądał na mnie od czasu do czasu, stojąc przed naszym oddziałem, a ja próbowałem zachować chociaż pozory dobrego żołnierza.

     Kiedy ujrzałem autobus, odetchnąłem z ulgą. W końcu przyjechał! Brunet natomiast znacząco odkaszlnął, zabierając głos.

     - A teraz przypominam, żeby wam się nie pomyliło: jedziemy na obóz, nie na wycieczkę. Dostaliście tygodniowy rozkład zajęć oraz regulamin i macie się do nich stosować. Każde odstępstwo od przepisów będzie karane. Nie myślcie, że mogę nie zauważyć, ja widzę wszystko. - Zaczął się przechadzać przed nami jak typowy dowódca. Przewróciłem oczami. - W autobusie siadacie parami. Bez bójek o miejsca. Bez krzyków. Kto się nie będzie stosował, usiądzie ze mną. - Stanął i wymusił sztuczny uśmiech. - Zrozumiano?

     Po zgodnym okrzyku i kiwnięciu głów wszyscy rzucili się do pakowania swoich rzeczy do bagażnika autobusu, a potem do środka pojazdu. Parę osób usiadło samotnie, w tym Taemin i Onew. Ja także na początku miałem taki zamiar, jednak po chwili na miejscu obok przycupnął Woohyun z wielkim uśmiechem. Już dawno zapomniałem o wieczornej sytuacji, dlatego teraz śmialiśmy się po cichu. Rozmawiając na tematy, o których w życiu nie sądziłem, że będę kiedykolwiek rozmawiać, podniosłem nieco głos, gdyż w pewnym momencie każdy robił, co chciał. Kiedy zaśmiałem się swoim, moim zdaniem, najbardziej uroczym śmiechem, Jonghyun wstał, patrząc na mnie spod oka.

     - Kim Kibum. Do mnie.

     Ręce mi opadły, a z ust wydobył się jęk zrezygnowania. Ja to zawsze musiałem się w coś wpakować. Podniosłem swój tyłek z miejsca, chwiejnie kierując na przód autobusu. Usiadłem tuż obok bruneta, pokornie opuszczając głowę. Zerknąłem na niego kątem oka. Miał ramiona skrzyżowane na piersi, lecz na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Osz, ty zgrywusie. Zaśmiałem się w duchu i lekko szturchnąłem chłopaka łokciem.

     - Trzeba było od razu mówić, że chcesz ze mną siedzieć.

     - Pierwsze pouczenie - powiedział, patrząc przez szybę. - Jeszcze dwa, a się doigrasz, panie Kim. Mam nadzieję, że przeczytałeś regulamin.

     - Tak jest, panie generale. - Zameldowałem żartobliwym tonem.

     - Drugie. Jeszcze jedno, a jako pierwszy będziesz robić pięćdziesiąt kółek dookoła jeziora.

     - J-jeziora?

     Jezioro? Nikt nic wcześniej nie wspominał o jeziorze. Postanowiłem rozwinąć temat.

     - Przepraszam... - Pociągnąłem Jonghyuna delikatnie za rękaw. Gdy skupił na mnie swoją uwagę, przygryzłem dolną wargę. - Mogę o coś zapytać?

     - Uhm. - Kiwnął głową i uniósł brew w górę.

     - Co to za jezioro? Głębokie? Jest zamarznięte? Można tam wpaść? Będziemy przy nim ćwiczyć? Każesz nam pływać? Dlaczego to właśnie jezioro, a nie co innego?

     Spojrzał na mnie dziwnie. Ugh... przesadziłem? Kącik jego ust drgnął nieznacznie. Czyżby powstrzymywał się od wychuchnięcia śmiechem?

     - Boisz się wody? - zapytał wprost, a mnie zatkało. No, bo co miałem mu odpowiedzieć? Tak, oczywiście, boję się, bo ojciec próbował mnie parę razy utopić? Brzmiało idiotycznie.

     - Ja... nie lubię pływać. Po prostu.

     Ku mojemu zadowoleniu, nie drążył dalej tego tematu. I dobrze, gdyż nie wiedziałbym, jak z tego wybrnąć. Po paru godzinach (w towarzystwie Jonghyuna spędzonych w ciszy) dotarliśmy na miejsce. Śnieg zaczął prószyć, przez co miejsce to zaczynało pokrywać się kolejną warstwą białego puchu. Lubiłem zimę... ale jedynie patrząc na nią przez okno. Na zewnątrz było cholernie zimno, a te wszystkie puchowe kurtki do mnie po prostu nie przemawiały. Na co komu pory roku? Nie lepiej wszystkie wyrzucić i zostawić jedynie wiosnę?

     Wyszliśmy na zewnątrz i od razu uderzył mnie chłodny podmuch wiatru. Zabraliśmy niewielkie bagaże i ustawiliśmy w szeregu.

     - Jak wiecie, w pobliżu nie ma żywej duszy. Jesteśmy tylko my i ta wspaniała przestrzeń. - Jonghyun ostentacyjnie rozejrzał się dookoła. - Tam rozstawiacie namioty, w których śpicie dwójkami. Od jutra zaczynamy prawdziwy, zimowy trening. Lepiej się przygotujcie.

     ... Naprawdę miał zamiar nas tak męczyć?

     Spojrzałem na niego bezradnie, jednak on nawet nie zwrócił na mnie uwagi i, zabierając własne bagaże, odwrócił się na pięcie w poszukiwaniu miejsca na swój namiot. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, więc obróciłem głowę. Przede mną stał Woohyun.

     - To co, prześpisz ze mną? - zapytał dość głośno i wyraźnie. Odruchowo popatrzyłem na niego jak na wariata. A właściwie nie tylko ja.

     - Głupku, nie łaska ciszej? - zbeształem go. - I co to w ogóle za pytanie? Myślisz, że kim jestem?

     - Sory! Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło... - Objął mnie, lecz z powodu puchowych kurtek przyszło mu to z trudem. - To co, Key? Skoro dzielisz pokój z dowódcą, to przez ten tydzień możemy spać razem.

     - Uch... Rozstawmy ten namiot - mruknąłem, zmieniając temat. Wiedziałem, że i tak się zgodzę. Jego proszący uśmiech był nie do wytrzymania.

     Rozkładanie namiotu z początku szło nam naprawdę dobrze. Pech chciał, że znaleźliśmy część, której w instrukcji nie było, a wydawała się nam bardzo ważna.

     - I co teraz? - zapytał Woo. Wzruszyłem ramionami, po raz dziesiąty kartkując podręcznik. W końcu coś zauważyłem.

     - Ej... Spójrz, tu ktoś wyrwał stronę. - Wskazałem palcem na złe numery stron oraz pozostałości po oderwanym papierze. - Bez niej chyba nie damy rady tego poskładać.

     - Masz.

     Poczułem, że dostaję w głowę czymś twardym. Jęknąłem i odwróciłem się. Na śniegu leżała druga instrukcja, a Jonghyun stał z rękami w kieszeniach kurtki i patrzył na nas z pożałowaniem. Zmarszczyłem brwi. Woohyun podniósł książeczkę, natomiast ja skrzyżowałem ramiona na piersi.

     - A co my jesteśmy, psy? - warknąłem.

     - Pyskowanie? Jak dobrze pamiętam, miałeś już dwa pouczenia.

     - Wow! Ledwo co przyjechaliśmy! Jesteś lepszy ode mnie! - Woo szturchnął mnie w ramię.

     - Oj, już przestań udawać, hyung - mruknąłem od niechcenia. Zacisnął szczękę. - Jesteśmy przyjaciółmi, nie musisz się tak zachowywać.

     Mierzyliśmy się przez moment wzrokiem. Potem on pokręcił głową i odszedł składać swój namiot. Powygrzyźniałem się do niego, przewróciłem oczami i razem z Hyunem wróciliśmy do naszego zajęcia. Uświadomiłem sobie, że sam nie rozumiałem mojej relacji z Jongiem. Tym bardziej jednak nie rozumiałem swojego zachowania. Musiałem nad nim pomyśleć. Jak najszybciej.

[Zawieszone] W Sidłach Strachu    || JongKeyWhere stories live. Discover now