Rozdział 1

586 38 2
                                    

Key's POV


Kroczyłem brukową ścieżką jak na skazanie. W mojej głowie myśli ograniczały się do tej jednej: "Idziesz odbyć służbę wojskową". Czułem, że nie wytrzymam, że nie dam rady. Wiedziałem, iż jestem cholernie bezradny, jeśli o to chodzi, ale mimo wszystko nie miałem zamiaru dać się zgromić pierwszego dnia. Słyszałem pewne dziwne plotki na temat tego, co się tam dzieje, a teraz miałem okazję sprawdzić, czy mają one w sobie coś z prawdy. Przerażająca wizja mundurów, broni i codziennych treningów napawała mnie coraz większą obawą. Czułem, że ucieknę, wyjadę za granicę i tyle będą mnie widzieć. Kij im w oko.

Wyprężyłem się na samą myśl o swojej pewnego rodzaju odwadze, unosząc do góry podbródek.

- Nie udawaj, że jesteś coś wart. Dopiero tam zrobią z ciebie prawdziwego mężczyznę.

Dotarły do mnie słowa ojca idącego obok. Wyrwany z własnych przemyśleń, ukradkiem spojrzałem na niego ze smutkiem i nienawiścią. Jego ostre rysy twarzy nie zmieniły się od lat, a twarda ręka jaka była taka pozostała. Brwi miał skierowane w dół, a ciemne oczy skupione na drodze. Odprowadzał mnie na miejsce mojej przyszłej śmieci. Od dawna pragnął się mnie pozbyć i wreszcie mu się to udaje, chociaż na te dwa lata. Mogę przyznać, że dla mnie to także ulga, jednak nie byłem zachwycony pobytem w wojsku. Moim zdaniem, powinno być to dla osób chętnych. W końcu nie każdy marzy o zabijaniu się nawzajem.

Kiedy dotarliśmy do mojego przyszłego lokum, obleciałem wzrokiem wygląd zewnętrzny. Otwieranej bramy strzegli dwaj umundurowani i uzbrojeni faceci, mający na oko trzydzieści parę lat. Obok stała nieduża budka, w której przesiadywał kolejny mężczyzna, tylko ubrany mniej służbowo. Dzierżąc w jednej ręce sporą kanapkę, drugą masował swój okrągły brzuch. W oddali zauważyłem parę wozów wojskowych, zadziwiających swoją wielkością. Z budynku, przypominającego jakiś bunkier do trzymania zakładników, wyszło kilku chłopaków, którzy dołączyli do dwóch innych, biegających po wytyczonym torze. I ja też miałem tak biegać? W taki upał? Nie, dziękuję. Udam, że jestem umierający.

- Dzień dobry - rzucił mój ojciec od niechcenia do mężczyzny w budce.

- Witam, w czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie.

- Przyprowadziłem młodego wojaka, bardzo chce się sprawdzić. - Szturchnął mnie. - Prawda?

- Nie bardzo... - mruknąłem pod nosem tak cicho, by nie usłyszał. Opuściłem głowę.

- Odbędzie swoją upragnioną służbę. Już dawno się do tego palił, tylko jest trochę nieśmiały. - Uśmiechał się. Czułem, że uszy zaczynają mi się robić czerwone ze złości. - Są jeszcze wolne miejsca, prawda?

- Oczywiście! - Wstał i wyszedł z klitki, podchodząc do nas. Poczochrał mnie po włosach. - Szkoda będzie je ścinać, nie?

- Ścinać...? - zapytałem prawie bezgłośnie, podnosząc na niego przerażony wzrok.

- Tak, w końcu to wojsko.

- Nigdy! Ja tam nie idę! - Zrobiłem w tył zwrot i chciałem zwiać, ale mocny ucisk ojca na moim nadgarstku mnie zatrzymał.

- Żartuje sobie chłopak - zaśmiał się i nachylił nade mną tak, by tamten nic nie usłyszał. - Tylko spróbuj zrobić coś nie po mojej myśli, to skończysz jak twoja matka. Ciesz się, że jestem teraz tak wspaniałomyślny.

Zacisnąłem szczęki i nic nie odpowiedziałem. Bałem się. Popchnął mnie w stronę mężczyzny, który przyjaźnie oplótł swoją grubą rękę wokół mojej szyi, prowadząc mnie do środka. Ciągnąc za sobą walizkę, zastanawiałem się, co mnie tam czeka.

[Zawieszone] W Sidłach Strachu    || JongKeyWhere stories live. Discover now