Prolog.

7.9K 439 379
                                    

Przeczytajcie notkę na końcu ;)

Louis kończył pakowanie ostatnich, najpotrzebniejszych rzeczy do walizki, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
Bez zastanowienia wstał z klęczek i zbiegł ze schodów na korytarz. Obkręcił gałkę w machoniowych drzwiach i jego oczom ukazał się Liam – jedyny kuzyn Louisa.

Dwudziestoczterolatek uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce w celu przytulenia szatyna.

– Liam. – Tylko tyle był w stanie powiedzieć chłopak, gdy przytulił kuzyna.

– Hej, dzieciaku – zaśmiał się, gładząc Louisa po plecach. – Jesteś gotowy?

Louis pokiwał głową.

– Dasz mi chwilę?

– Jasne. Zabiorę rzeczy do samochodu.

Szatyn wrócił do swojego pokoju. Rozejrzał się po raz ostatni po pomieszczeniu. Błękitne ściany, małe łóżko jednoosobowe w lewym rogu, naprzeciwko łóżka wielka szafa z lustrem i biurko pod oknem. I cały pokój obklejony plakatami. Będzie tęsknił za tym. Zapiął dokładnie walizkę, a na ramię założył czarną torbę z laptopem w środku. Następnie wyszedł z pokoju.

Prawdopodobnie ostatni raz w życiu, rozejrzał się po domu, bo tak jak postanowił Liam (z racji tego, że sprawował całkowitą opiekę nad Louisem, a przecież Louis oprócz Liama nie miał nikogo) piętrowy dom zostanie sprzedany, a cała kwota zostanie przelana na konto Louisa, które rodzice założyli mu po urodzeniu. W taki sposób Louis będzie miał pieniądze na swoje wydatki oraz studia.

Gdyby Louis został sam w domu, z pewnością nieprzyjemna atmosfera, która unosi się w powietrzu i wspomnienia zabiłyby go.

Wypadek samochodowy, w którym zginęli rodzice chłopaka, a on jako jedyny przeżył, bez przerwy będzie nawiedzał w snach Louisa. Często modląc się do Boga, zastanawiał się dlaczego to nie on tam zginął.
Był zdecydowanie mniej potrzebny i warty na świecie, niż jego rodzice. Mógł uratować dwa istnienia. Ale nie, on miał „szczęście" i przeżył.
20 maja 2017 roku to data, kiedy widział ich ostatni raz żywych.

Louis nienawidzi sprawcy wypadku.
Jakiś pijany kretyn, wsiadł za kółko i nie panując nad kierownicą na zakręcie, z dużą siłą uderzył czołowo w samochód Johanny i Dana, którzy wracali razem z synem do domu z zakupów.

Louis miał obrażenia głowy w postaci wstrząsu oraz złamane cztery żebra. Można śmiało rzecz, że wyszedł bez szwanku z wypadku. Właśnie minęły trzy tygodnie od wypadku, a on dalej odczuwa ból zrastających się kości żeber.

Westchnął cicho i pociągnął walizkę w stronę drzwi wyjściowych, a następnie rzucił okiem na pozbawiony mebli dom i wyszedł na zewnątrz.

Na dworze świeciło słońce. Było wyjątkowo upalnie jak na czerwiec. Louis przymrużył lekko oczy, chroniąc wzrok przed światłem słonecznym.
Na podjeździe stał szary Mercedes, który należał do Liama. Chłopak pakował do bagażnika pudła z rzeczami Louisa. Jedno z nich zostało podpisane „Rodzice."
Brunet posłał młodszemu chłopakowi smutne spojrzenie.

– Jesteś pewny, że chcesz mieć to w zasięgu wzroku? – spytał Liam, chowając ostatnią walizkę Louisa do samochodu. Wiedział, że w pudełku znajdowały się liczne pamiątki w postaci zdjęć i innych szpargałów po rodzicach szatyna.

– Ja – Tak. To jedyne co mi pozostało, nie chce o nich zapomnieć – jęknął Louis.

– W porządku. Znajdziemy dla nich idealne miejsce. – Uśmiechnął się brunet i zamknął bagażnik. – Jedziemy?

• COCAINE - larry •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz