Rozdział 20

1.8K 214 15
                                    

Po piątku nadeszła sobota, po sobocie niedziela, a po niedzieli... no cóż, nadszedł też poniedziałek. Przez cały weekend starałam się dodzwonić do Katy, ba! Ja nawet poszłam do niej do domu, ale moje starania przyniosły skutek bardziej niż marny. Blondynki nie było, albo po prostu chciała żebym tak myślała, w każdym razie nie udało mi się z nią zamienić ani zdania. Było mi przykro. Wiedziałam, że całe to zamieszanie to tylko i wyłącznie moja wina, ale Katy nawet nie dała mi się wytłumaczyć. Czułam po prostu, że póki nie powiem jej mojej strony tego całego zajścia, to nie będę w stanie spokojnie spać.

Dlatego stresowałam się podwójnie, kiedy idąc u boku Ashtona Irwina, przekraczałam próg szkoły. Miałam w głowie całą, naprawdę długą, przepraszającą mowę, która tylko czekała na odpowiedni moment, żeby znaleźć Katy. Ale jak bardzo byłam na to przygotowana, tak samo bardzo znałam też siebie i wiedziałam, że spanikuję. Już trzęsłam się jak galareta, a nawet nie wiedziałam, czy blondynka jest w ogóle w szkole.

- Aspen, uspokój się – Ashton objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie, kiedy prawie wpadłam na jakiegoś pierwszoklasistę.

- Przepraszam – Mruknęłam, lekko spuszczając głowę. Przez ostatnie trzy dni byłam jeszcze bardziej beznadziejna niż zazwyczaj, a naprawdę myślałam, że nie jest to możliwe – Trochę się boję.

- Widać – Zaśmiał się – Po prostu postaraj się wyluzować okej? Gadałem z Calumem, podobno Katy nie jest zła, raczej smutna, a skoro tak, to znaczy że jej zależy. Czyli już z górki.

Przytaknęłam głową. Miał rację. Musiałam po prostu głęboko odetchnąć, powtórzyć w głowie to, co miałam zamiar powiedzieć Katy i po prostu, chwila...

- Czekaj, rozmawiałeś o mnie z Calumem? – Uniosłam brew do góry. Wiecie, w piątek byłam w zbyt dużym szoku żeby okazywać jakieś nadmierne uczucia na temat tego, co powiedział mi Ashton. Lubił mnie, w podobny sposób w jaki ja lubiłam jego. I dopiero gdy pierwsza fala szoku spowodowanego Katy minęła, co nastąpiło w niedzielę rano, zaczęło do mnie docierać to drugie. Ashton mój obiekt westchnień od nie pamiętam kiedy, naprawdę mnie lubił. Ja... ja po prostu nie umiałam oswoić się z tą myślą. Nie byłam pewna czy to dlatego, że po prostu przyzwyczaiłam się do tego, że mnie i blondyna nie łączyło nic specjalnego i jego zainteresowanie moją osobą było dla mnie na swój sposób dziwne, czy dlatego, że po prostu mnie zaskoczył. Nie byłam przygotowana na ten moment. To znaczy, wiele razy wyobrażałam sobie ten moment, ale moja podświadomość widziała, że to tylko głupie marzenia.

- Uhm tak – Niezręcznie podrapał się po głowie, uciekając wzrokiem na bok – Byłaś tak przybita, że chciałem się dowiedzieć co i jak.

W tym momencie miałam ochotę piszczeć i tarmosić policzki Ashtona przez to, jak cholernie słodki bywał. Nawet Alec nie przejął się tym tak bardzo jak blondyn.

- Aw, Ashton jesteś...

- Jeśli powiesz, że słodki, to przysięgam że się obrażę – Chciał zabrzmieć poważnie, ale pod koniec swoich słów już się śmiał. Wywróciłam oczami. Ashton odrobinkę poprawił mi humor – O byłbym zapomniał! Chciałem zapytać, czy nie masz ochoty iść ze mną w piątek po szkole na kawę?

Okej, więc teraz Ashton poprawił mi humor o trochę więcej niż odrobinkę.

- Tak, znaczy mam ochotę – Przytaknęłam – Pewnie.

- Super.

- Super.

Przygryzłam lekko wargę, gdy Ashton po prostu stał i wpatrywał się we mnie z góry. Był taki przystojny z tymi niechlujnie ułożonymi włosami, które opadały mu na oczy, z lekkim uśmiechem na twarzy i w zielonej koszuli, że miałam ochotę zrobić mu zdjęcie żeby móc patrzeć na to zawsze. Prawie zapomniałam o tym, co jeszcze mnie dzisiaj czekało, ale na szczęście dzwonek rozlegający się po korytarzu postanowił mnie ocucić.

- Ekhm, będę już szła, wiesz... lekcje – Zachwiałam się lekko na piętach i przeklinając sobie w twarz, odwróciłam się w drugą stronę i ruszyłam przed siebie. Głupia Aspen! Mogłaś powiedzieć zwykłe „cześć" albo „do zobaczenia"! I karcąc samą siebie dotarłam pod klasę.

~*~

Siedziałam na murku przy szkole, czekając aż Katy skończy lekcje. Siedziałam tak już prawie godzinę, ale cel uświęcał środki i o ile blondynka miała mi wybaczyć, to naprawdę było warto. Zaczynało robić się chłodno, a ciemne chmury zwisały nad miastem, ale naprawdę liczyłam na chociaż odrobinę szczęścia i modliłam się aby nie padało. Jeszcze tego mi tylko brakowało aby całkowicie popsuć mój humor.

Chwilę później ze szkoły zaczęła wytaczać się chmara ludzi. Wyprostowałam się jak oparzona, wzrokiem szukając mojej przyjaciółki, o ile mogłam ją tak jeszcze nazywać. Jak na złość blondynki nigdzie nie było i powoli traciłam nadzieję na to, że uda mi się z nią dzisiaj porozmawiać. A nie mogłam dłużej czekać, bo poczucie winy dosłownie zżerało mnie od środka.

- O boże – Pisnęłam, widząc znajomą sylwetkę wśród ludzi. Katy szła w towarzystwie Caluma i wesoło o czymś z nim rozmawiała. Wzięłam więc głęboki oddech i mówiąc sobie w głowie „Teraz albo nigdy", przepchnęłam się przez tłum, stając naprzeciwko przyjaciółki – Hej.

Katy stanęła jak wryta, a jej wyraz twarzy zmarniał, co sprawiło że serce dosłownie mi się pokruszyło.

- Co chcesz.

- Porozmawiać? I przeprosić, właściwie to głównie przeprosić – Mruknęłam, czując jak cała pewność siebie ulatuje ze mnie jak z dmuchanego balonika.

- Zostawię was – Calum wtrącił, po czym lekko uśmiechając się w moją stronę, odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, starając się zyskać na czasie, ale jego podróż do samochodu trwała zdecydowanie za krótko, aby odbudować moje poczucie wartości.

- Więc ty i Calum, huh? – Zarzuciłam, ale widząc poważną miną blondynki, od razu przestałam – Okej, może pójdziemy w mniej zatłoczone miejsce?

Kiwnęła głową i ruszyła w stronę boisk, a ja niczym wierny piesek podążyłam za nią. Serce już dosłownie było w moim gardle i z każdym krokiem robiło mi się słabo.

- Więc mów – Katy zaplotła ręce na biuście, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. Może nie znałyśmy się niewiadomo jak długo, ale wiedziałam, że to w pewnym stopniu jej pozycja obronna. Przełknęłam ślinę.

- Chciałam cię przede wszystkim przeprosić – Zaczęłam – Zachowałam się beznadziejnie wiem o tym. Chyba za bardzo chciałam przez chwilę poczuć się fajna – Zrobiłam palcami cudzysłów przy ostatnim słowie – I nazmyślałam ile mogłam, żeby lepiej wypaść w twoich oczach. A co do Ashtona to... racja, nie był moim chłopakiem, ale naprawdę chciałam aby nim był. Boże, jestem taka żałosna i jest mi tak głupio. Katy, przepraszam! Powinnam była od początku mówić tylko prawdę, ale spanikowałam!

Katy dopiero wtedy na mnie spojrzała. Miała tak pusty wzrok, że aż skręciło mnie w środku.

- Muszę to przetrawić Aspen, daj mi trochę czasu – Szepnęła.

- Ja... Jasne – Kiwnęłam głową, a dziewczyna posłała w moją stronę lekki uśmiech i odwróciła się na pięcie, odchodząc.

Wiecie, przez całe życie moim jedynym prawdziwym przyjacielem był Alec. Wiele razy się kłóciliśmy, ale zazwyczaj były to tak nie istotne rzeczy, że po dwóch, góra trzech dniach od razu się godziliśmy. Dlatego też nigdy nie doznałam takich uczuć, jakie towarzyszyły mi teraz. Bo bałam się jak cholera, że stracę Katy, a naprawdę tego nie chciałam. Była pierwszą dziewczyną, która nie wkurzała mnie maniakalnym gadaniem o kosmetykach, czy swoim dwulicowym podejściem do innych. Była trochę podobna do mnie, ale na tyle inna, że potrafiłyśmy dobrze się dogadać. I prawdopodobnie gdyby nie jej przyjazd tutaj, nadal wzdychałabym do Irwina z drugiego końca korytarza, a nie szła z nim na randkę.

Musiałam ją odzyskać, nie ważne jak długo by to trwało.

a/n

jest zdecydowanie zbyt gorąco żeby napisać cokolwiek dobrego, dodatkowo przyznam że trochę męczy mnie już ta historia, dlatego został dokładnie jeden rozdział + krótki epilog. Przepraszam, po prostu nie czuję już przyjemności z pisania tej historii. 

Kłamczucha | a.i.Where stories live. Discover now