Rozdział 11

2.2K 280 28
                                    


UWAGA!

JAKO ŻE, ZOSTAŁ WEEKEND DO PRZYJAZDU KATY ZAPRASZAM WAS NA FF Z JEJ PUNKTU WIDZENIA! TĘ HISTORIĘ ZNAJDZIECIE NA PROFILU kaxpenguin PT. "BECAUSE OF YOU". Przebieg historii może się lekko różnić, jednak wątki są dosyć powiązane. 

Miesiąc minął mi bardzo szybko i nim się obejrzałam był już piątek, dokładnie jeden dzień przed przyjazdem Katy. Skłamałabym mówiąc, że szklanki wcale nie wypadały mi z rąk, a brzuch wcale nie bolał mnie tak bardzo, że rozważałam zostanie w domu, a nawet wyjechanie na Alaskę. Wszystko byłoby lepsze, niż kłamanie blondynce prosto w twarz. Prawda, już to zrobiłam, ale nie miałam pojęcia że Katy się tutaj przeprowadzi. W końcu szanse na to, wydawały mi się jeszcze mniejsze niż to, że zacznę spotykać się z Ashtonem, a tu proszę, dzieje się wszystko tylko nie to co powinno. Okej, moje relacje z Irwinem uległy całkowitej zmianie, bo z osób które mijały się na korytarzu, staliśmy się mogłabym nawet rzec dobrymi znajomymi, ale to nie było wystarczająco dobre żebym mogła wcisnąć Katy jakiś głupi kit o tym, że mamy kryzys.

Trzymając się za brzuch dotarłam pod stołówkę, dosłownie zginając się w pół gdy zapach ostrego tłuszczu wdarł mi się do nosa. Nie patrząc nawet na jedzenie podeszłam do stolika gdzie siedział Alec i z głośnym westchnięciem opadłam na plastikowe krzesło.

- A ty coś taka nie do życia dzisiaj? – Uniósł prawą brew do góry, wgryzając się w swoją kanapkę z tuńczykiem. Zatkałam nos i błagalnym spojrzeniem wymusiłam by schował jedzenie do plecaka – O boże, jesteś cała blada.

- Alec, umrę. A jak nie umrę to stres zje mnie tak bardzo, że i tak umrę – Mruknęłam, kładąc czoło na stole. Przyjaciel zaśmiał się, prawdopodobnie z tego jak nie rozumnie zabrzmiała moja wypowiedź, po czym złapał moje policzki, podnosząc moją głowę do pionu.

- Czyżby było to spowodowane tajemniczą blondynką, która nazywa się Katy i w ten weekend tutaj przyjeżdża?

- Bingo, woho – Pisnęłam z udawaną ekscytacją i z powrotem oparłam czoło o stół. Gdyby nie ta cała sytuacja z Ashtonem, zapewne skakałabym teraz z radości. Uwielbiałam towarzystwo Katy, zawsze była pogodna i dosłownie tryskała pozytywną energią. Rozmowa zawsze się nam kleiła i mimo tak krótkiej znajomości, mogłam nazwać ją materiałem na moją przyjaciółkę. Alec czasami nie brał niektórych rzeczy na poważnie, jak tej całej sytuacji z Ashtonem, więc koleżanka która podzielałaby moje zdanie byłaby jak skarb od Boga.

Martwiłam się jak zareaguje gdy dowie się prawdy. Zapewne nie będzie chciała mnie znać, w końcu skłamałam jej w wielu aspektach mojego życia społecznego, które zaczęło istnieć tak naprawdę kilkanaście dni temu. Tak bardzo się bałam.

- Ej Aspen, żyjesz? – Jęknęłam jeszcze głośniej i przysięgam, że miałam ochotę się rozpłakać, gdy to właśnie głos Ashtona rozbrzmiał nad moim uchem i przypuszczam, że to właśnie on zajął miejsce obok mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Mówiła, że nie mogła w nocy spać – Alec zareagował dosyć szybko, chociaż raz nie robiąc sobie ze mnie żartów, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.

Wcale nie skłamał. Wierciłam się i kręciłam z boku na bok, co chwile poprawiając poduszkę czy zmieniając stronę łóżka. Może był to efekt uboczny pełni, może to po prostu zbyt duży stres, ale spałam tej nocy zaledwie cztery czy pięć godzin, co na osobę jak ja, było bardzo mało.

- Może pojedziesz do domu? – Blondyn zapytał i mimo tak wielkiej niechęci do rozmowy z chłopakiem, zrobiło mi się ciepło na sercu. Ashton się martwił.

- Uh nie mogę – Jęknęłam, nadal opierając czoło o stół. Z punktu widzenia osób trzecich musiało to wyglądać dosyć zabawnie, ale było to aktualnie moje najmniejsze zmartwienie. Sen w końcu był dla słabych, przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam, patrząc na zegarek o czwartej nad ranem.

- Okej. W każdym razie, Aspen mamy dzisiaj z wami hiszpański – Wtrącił chłopak. O nie, nie, nie, nie, nie. Naprawdę nie mogłam pojąć, co było nie tak z nauczycielami od tego języka, ale co chwila któregoś z nich nie było. Jeszcze miesiąc temu skakałam z radości na wieść, że będę mieć godzinę z Ashtonem, mimo że nawet nie rozmawialiśmy a ja tylko podziwiałam go z drugiego końca Sali, ale teraz wizja spędzenia z nim czasu trochę mnie przerażała.

- Świetnie – Pisnęłam.

Dzwonek na lekcję zadzwonił szybciej niż wydawało mi się że to nastąpi, a jak szurając nogami jakbym szła na skazanie, wlokłam się za Ashtonem, który rzucał zabawnymi historyjkami na prawo i na lewo. Oczywiście nie byłoby dobrze, gdyby blondyn nie zaproponował abym usiadła z nim, a gdy zapytałam czy jego znajomi nie będą mieli nic przeciwko, powiedział że wszyscy których lubi wybrali inny język.

Zajęłam więc miejsce pod oknem i starałam się nie zasnąć, gdy wpół hiszpanka prawiła wykład o gramatycznym zastosowaniu ser i estar. Oparłam głowę na dłoni, walcząc sama ze sobą. Marzyła mi się chociaż godzinka snu. I jakaś dziwna siła wyższa, prawdopodobnie usłyszała mój cichy głosik, bo nie pamiętałam nic z pozostałych minut lekcji. Widziałam tylko siebie, która szczęśliwa wita Katy w progu. Następnie widziałam to, jak udajemy się na miasto gdzie spotykamy Ashtona, a blondynka rzuca wesołe „To ty jesteś chłopakiem Aspen?!". Później był już tylko śmiech chłopaka i prawdopodobnie całej szkoły, moje czerwone policzki i zdziwione spojrzenie Katy. Wszystko działo się jak przez mgłę, ale kpiący śmiech Irwina odbijał się w mojej głowie jak piłeczka pingpongowa. Dosłownie czułam, jak drżały mi ręce i dolna powieka, mogłam zauważyć, jak bardzo zdezorientowana a jednocześnie zawiedziona jest Katy. A to tylko i wyłącznie wina mojego za długiego języka i chęci bycia w czymś dobrym.

- Aspen, dzwonek – Ktoś szturchnął mnie w ramię, a ja jak poparzona podniosłam się w górę. Przez tak gwałtowny ruch aż zakręciło mi się w głowie i musiałam podtrzymać się parapetu, aby z hukiem nie upaść na ziemię – Nie ma mowy Mała, zabieram cię do domu.

- Daj spokój, czuje się świetnie – Mruknęłam, z miną cierpiętnika biorąc do ręki torbę, po czym wyszłam z Sali.

- Czujesz się świetnie, a wyglądasz jakbyś miała zasnąć na stojąco – Wywrócił oczami doganiając mnie. Skierowałam się do szafki, chcąc wyciągnąć książki do geografii, a gdy już otwarłam kłódkę, Ashton wepchnął się przede mnie, wyciągając ze środka mój płaszcz – Ubieraj się, jedziemy.

Wypuściłam głośno powietrze. Chłopak był niesamowicie uparty ale ja wcale nie byłam lepsza, bo mimo iż miał rację, za nic w świecie nie chciałam powiedzieć tego na głos.

Wyszliśmy ze szkoły, kierując się do samochodu Ashtona. Chłopak odpalił silnik, a ja opierając głowę o szybę, starałam się nie zamknąć oczu. Tak bardzo stresowałam się wizytą Katy. Lista rzeczy które mogły pójść dobrze, była tak kiepska jak moje oceny z hiszpańskiego, za to ilość rzeczy złych, dorównywała wielkością ego Aleca. Byłam oficjalnie skończona.

Równo z momentem gdy Ashton parkował na podjeździe mojego domu, rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Masz jedną nową wiadomość.

Katy:

Wyjeżdżam jutro z samego rana! Jestem taka ciekawa jak to będzie!

Ja też Katy, oh ja też.

a/n

przepraszam za ten shit, ale totalnie nie umiałam ubrać tego co chciałam w słowa. Ew, ogólnie przekaz był taki, że Aspen strasznie sie stresuje tym, że Katy już przyjeżdża a ona no cóż, nadal nie jest z Ashtonem XD

Komentujcie, gwiazdkujcie i do następnego. 

Kłamczucha | a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz