Rozdział 5

2.1K 300 26
                                    

- Alec, wcale mi nie pomagasz – Jęknęłam do telefonu, przewracając się na moim łóżku. Była niedziela, dokładnie godzina jedenasta rano, a ja o dziwo już od dawna nie spałam. W dodatku mój poranek rozpoczął się od cudownej wiadomości „Zostały trzy tygodnie, nie mogę się doczekać aż poznam twojego Ashtona" nadanej przez Katy. I całkiem możliwe, że przez całą sobotę zdążyłam o tym zapomnieć i miałam naprawdę dobry humor, tak teraz prawie zjadałam moje skórki u paznokci, nie wiedząc co robić. Dobra, może w ciągu tego tygodnia rozmawiałam z Irwinem aż całe trzy razy, co prawda raz zmusiła go do tego pani Sparks, ale jednak odbyliśmy rozmowę. I mimo tak wielkiego postępu, nadal byłam daleka od prawdy, ba, ja nawet nie byłam bliska tego, żeby się z nim zaprzyjaźnić, o byciu razem nie wspominając. A Alec naprawdę mi nie pomagał i przy każdej możliwej okazji, śmiał się z mojej głupoty.

- Okej, słuchaj mnie – Westchnął głośno, a ja wywróciłam oczami. Przełożyłam telefon do drugiej ręki – Słyszałem, że Calum Hood ma dzisiaj jakąś wystawę w galerii obok szkoły. Nie gwarantuję, ale całkiem możliwe, że Ashton też ram będzie, no wiesz, w końcu się kumplują.

- Alec! – Pisnęłam – O której zaczyna się ta wystawa?

- A ja wiem, coś koło czternastej...

Ponownie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Dwadzieścia po jedenastej. Musiałam się jeszcze wykąpać, wysuszyć, wybrać strój, pomalować i dotrzeć na miejsce. Cholera. Zerwałam się z łóżka podbiegając do mojej szafy.

- Alec, za dwie godziny jesteś u mnie, nie zawiedź mnie! – Rzuciłam do telefonu i nie patrząc nawet na to, czy zakończyłam połączenie, odrzuciłam komórkę na łóżko. Ubrania momentalnie, jedno po drugim leciały na mój miękki dywan, a jak zwykle nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego. Ostatecznie zdecydowałam się na czarne spodnie oraz mój ulubiony jasny sweterek. Szybko wskoczyłam pod prysznic i darując sobie golenie nóg, umyłam włosy oraz resztę ciała. Już od dawna nie działałam pod tak wielką presją czasu. Dźgnęłam się maskarą w oko chyba z tysiąc razy, mój ulubiony łańcuszek prawie wpadł mi do umywalki, a ja wskakując w obcisłe spodnie, prawie straciłam przednie zęby, o mały włos się nie wywracając.

Na całe szczęście dokładnie godzinę później wysiadałam z samochodu Aleca przed wejściem do budynku, gdzie odbyć się miała wystawa. Ze stresu zjadałam skórki w Okół moich paznokci i ledwo stawiałam krok za krokiem.

Alec otworzył przede mną drzwi i byłam pewna, że to wcale nie był gentlemański gest z jego strony, a raczej chęć zaimponowania dwóm stojącym obok wejścia dziewczynom. Wywróciłam na to oczami i weszłam do środka.

Pomieszczenie było nawet duże i bardzo jasne, a ciemne prace Caluma z całą pewnością zapierały dech w piersiach. Wiedziałam, że chłopak był utalentowany, nawet dane mi był widzieć jego szkice, ale było to niczym w porównaniu z tymi obrazami.

Od razu pomyślałam o Katy, która również miała ogromną smykałkę do sztuki. Ba! Ona to wprost uwielbiała! Nie było dnia w którym nie kreśliłaby coś w swoim szkicowniku. Na pewno dogadałaby się z brunetem, a jego prace przypadłyby dziewczynie do gustu, tego byłam pewna.

Nie mogąc znaleźć głównego artysty udaliśmy się do stołu z przekąskami, a ja z każdym krokiem prostowałam się aby zerknąć nad głowy ludzi i znaleźć Ashtona. Życie jednak nie może być zbyt kolorowe i kilka paluszków krabowych później, Irwina nadal nie było widać. Pojawił się za to Calum, który podziękował nam za przybycie i zapytał jak się nam podoba. Miałam ochotę dowiedzieć się, czy blondyn w ogóle zawitał na dzisiejszą wystawę, ale było mi tak głupio, że w końcu nie odezwałam się ani słowem.

- To co Aspen, nie ma twojego królewicza, więc myślę, że możemy się zbierać – Alec przewiesił swoją ciężką i umięśnioną rękę przez moje ramię i uwiesił się na moim ciele. Zgromiłam go wzrokiem, bo jego pesymistyczne podejście do niektórych spraw było irytujące.

- Trochę wiary w innych – Prychnęłam, zrzucając jego ramię – Z resztą, śpieszy ci się gdzieś?

- Tak i nie.

- To niech poprawną odpowiedzią będzie „nie". Chodź, zrobię zdjęcia dla Katy – Pociągnęłam go za rękę, do drugiej chwytając mój telefon. Stanęliśmy pod jednym z największych obrazów, ustawiając się w odległości kilku kroków od niego, aby kadr objął całą pracę. Lubiłam robić zdjęcia i w tej sprawie byłam perfekcjonistką, nawet jeśli były to głupie zdjęcia na snapchata.

- Sory za spóźnienie, ale musiałem odwieźć Harry'ego na trening – Zamarłam w połowie wykonywanej czynności i bardzo powoli odwróciłam głowę do tyłu. Jednak przyszedł. Stał obok Caluma, w ciemnych spodniach i luźnej zielonej koszuli w kratę. Wyglądał lepiej niż dobrze, nawet gdy jego włosy rozwiane były przez wiatr, a na policzkach widniały dwa ogromne rumieńce.

- Spoko, ważne że jesteś – Hood poklepał go po plecach, szeroko się uśmiechając i zaczął coś do niego mówić. Gdy wzrok Ashtona skierował się w moim kierunku, ja odruchowo odwróciłam wzrok, udając że wcale na niego nie patrzyłam. Cholera, przecież to było takie oczywiste, że patrzyłam. Ja się na niego gapiłam.

Trzęsącymi się dłońmi, robiłam kolejne fotografie, które z tego powodu nie wychodziły zbyt ostre.

- Cześć Aspen – Pisnęłam cicho gdy stanął obok mnie. Uniosłam głowę lekko do góry, chcąc się upewnić że to nie fikcja i że Ashton naprawdę sam do mnie podszedł. Pewnie chce ci powiedzieć, żebyś przestała się na niego gapić idiotko – Jak ci się podobają prace mojego przyjaciela?

- Są cudowne, naprawdę – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą – Moja przyjaciółka by się zachwycała, ona też uwielbia sztukę i czasami ciężko odciągnąć ją od sztalugi i ... i zapewne wcale cię to nie interesuje, nie wiem po co to mówię.

Ucięłam, od razu się rumieniąc. Z tego stresu nawet nie zauważyłam, że Alec mnie zostawił na rzecz obracania tych samych dwóch panienek, które stały obok wejścia gdy tu przyszliśmy.

- Nie, nie. Tak naprawdę to bardzo mnie to ciekawi – Uśmiechnął się szeroko, sprawiając że zmiękły mi nogi – Powinniśmy ich poznać, no wiesz Caluma i...

- Katy.

- Właśnie – Klasnął ochoczo w dłonie – Wspólna pasja łączy ludzi, a ja nie chcę dla tego barana nic więcej, niż to żeby w końcu kogoś sobie znalazł.

- W sumie dobrze się składa, Katy za jakieś trzy tygodnie się tutaj wprowadza – Poinformowałam go, naciągając na dłonie rękawy swetra.

- Serio? – Przytaknęłam na jego pytanie – No to jesteśmy umówieni na wspólne zeswatanie Caluma i Katy, moja partnerko w zbrodni.

- Jesteśmy umówieni – Powtórzyłam za nim z szeroko otwartymi oczami. Jeśli moje życie, byłoby tanią komedią romantyczną, to właśnie teraz puszczaliby fajerwerki i grali wesołą muzykę. Ashton Irwin chciał ze mną współpracować. Nie z pustą Ashley, nie z wredną Molly, nawet nie z cycatą Maggie. Tylko ze mną. Zwyczajną Aspen Deveroux. 

a/n

komentujcie, gwiazdkujcie i wpadajcie na mój profil, może reszta moich opowiadań również przypadnie wam do gustu x 


Kłamczucha | a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz