Rozdział 14

2.1K 266 40
                                    

Gdy nadeszło piątkowe popołudnie, dosłownie nie mogłam usiedzieć w szkole. Roznosiło mnie od rana, a gdy lekcje dobiegały końca, wierciłam się i kręciłam na krześle, chcąc zacząć przygotowania do randki.
Do domu wleciałam niczym torpeda i rzucając szybkie „cześć", do rodziców wbiegłam na górę, mimowolnie trzaskając drzwiami od pokoju. Szłam na randkę z Ashtonem Irwinem! Miałam w planach wyglądać dobrze, ale jednocześnie nie dając po sobie poznać, jak bardzo zależało mi na tym spotkaniu. W dodatku szliśmy na mecz koszykówki i to wcale nie tak, że przez pół poprzedniego wieczora wypytywałam tatę o jakieś bardziej skomplikowane zasady gry czy imiona najlepszych koszykarzy tego wieku. A skoro było to wydarzenie sportowe, założenie na siebie objechanej kiecki byłoby głupotą, więc z pomocą Aleca i Katy, której oczywiście o randce powiedziałam, pomijając szczegóły, że to ta pierwsza randka, zdecydowałam się na jeansy, które jak stwierdził mój przyjaciel „zajebiście podkreślały mój tyłek" oraz ciemno szary sweterek z rękawami trzy czwarte.
Wzięłam ubrania w ręce i odłożyłam je na szafkę w łazience, samej wskakując pod prysznic. Wklepałam w skórę chyba tonę pachnących balsamów, a włosy spryskałam kokosową odżywką. Następnie wysuszyłam moje kudły i lekko je zakręciłam, przechodząc do makijażu, który również miał być subtelny i delikatny, ale zmieniający moją twarz na tyle, że spodobam się Ashtonowi. O Boże.
Jęknęłam głośno, słysząc jak dzwoni mój telefon, po czym włączyłam rozmówcę na głośnik, kończąc mój makijaż.
- I jak tam ci idą przygotowania do randki życia siostro?! - Alec zaśmiał się do słuchawki, na co teatralnie wywróciłam oczami. Palant.
- Szły bardzo dobrze, dopóki nie zadzwoniłeś.
- Nie bądź wredna, Ashton nie lubi takich małych wredotek - Prychnął.
Odłożyłam mascarę na półkę, przeglądając się w lustrze. Nie wyglądałam tak źle, rzekłabym nawet że całkiem dobrze i korzystnie.
- Alec, już i tak wystarczająco się stresowałam - Odparłam, jęcząc żałośnie. To akurat była prawda, stres w niewielkim stopniu wygrywał z ogromną ekscytacją i nieco mnie przytłaczał. W końcu Irwin był chłopakiem z wyższej półki, miły, przystojny, wysportowany, popularny. Z której strony pasowałam do niego ja, niska, przeciętna, nieznosząca sportu szatynka, która nie jest dobra praktycznie w niczym? Podpowiem. Z żadnej.
- Niepotrzebnie - Odpowiedział - Nie może być tak źle, skoro Ashton sam uznał, że to randka, to znaczy że akceptuje twoje dziwactwo.
- Jesteś najgorszym przyjacielem, jakiego mogłam mieć - Syknęłam - Z resztą, może być źle, pomyśl tylko o tej niezręcznej ciszy, a co jeśli... - W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i z przerażeniem spojrzałam na zegar w telefonie - Przyjechał!
Pisnęłam głośno i nawet nie żegnając się z Alecem, zakończyłam połączenie. Wybiegłam z łazienki, pospiesznie wkładając do torebki wszystkie potrzebne mi rzeczy i ostatni raz oglądając się w lustrze, zeszłam na dół.
- Cześć - Rzuciłam do Ashtona, który wesoło gawędził sobie z moim tatą. Ojciec puścił do mnie oczko, co postanowiłam zignorować.
- Dobrze wyglądasz Aspen - Blondyn posłał w moim kierunku szeroki uśmiech, a ja pod pretekstem ubrania butów, podparłam się o szafkę, ukrywając to jak bardzo zmiękły mi nogi.
- Pamiętaj, że gdyby co, to wiem gdzie mieszkasz - Tata zabawnie pogroził palcem w kierunku Ashtona, zaraz po tym zamykając za nami drzwi. Schowałam palące rumieńce za kurtyną włosów, czemu towarzyszył cichy śmiech blondyna.
Podróż na arenę, gdzie miał rozgrywać się mecz, minęła nam naprawdę miło. Obyło się bez niezręcznej ciszy, której tak się obawiałam, bo Ashton co chwila zaczynał jakiś nowy temat i nasza rozmowa wypadła naprawdę naturalnie. W dodatku dowiedziałam się, jak dobrym jest kierowcą i jak dobrej muzyki słucha.
Weszliśmy do budynku, z pomocą wolontariuszy odnajdując swoje miejsca. Były one dosyć dobre, ulokowane w środku rzędu. Zajęliśmy je i do momentu rozpoczęcia meczu kontynuowaliśmy naszą rozpoczętą konwersację. Tłum ludzi zdawał się nam zupełnie nie przeszkadzać, a chłopak skupiał całą swoją uwagę na mnie, co niezwykle mi schlebiało.
Uwielbiałam Ashtona za to, z jak ogromną łatwością rozmawiał z dosłownie każdym. Właściwie uwielbiałam go za wiele rzeczy. Za prawie zawsze widoczny uśmiech, za to że rozwijał swoją pasję, za to że wcale się nie wywyższał, mimo że naprawdę by mógł, za to, że wszystkim pomagał, że wszystkich szanował. Uwielbiałam go za to, że zawsze popierał swoje zdanie. A w tym momencie uwielbiałam go za to, że był tutaj ze mną i może nieświadomie, ale spełniał moje marzenie.
Ashton wyglądał na wyjątkowo zainteresowanego meczem. Mimo mojego małego szkolenia na temat tej dyscypliny, nie bardzo wiedziałam o co chodzi, a chłopak widząc moje zdezorientowanie, co jakiś czas wtrącał swoje komentarze, czy wyjaśniał zachowania zawodników.
Głośny gong rozbrzmiał w moich uszach, sygnalizując przerwę między pierwszą a drugą połową meczu. Planowałam odwrócić się do Ashtona, aby kontynuować naszą rozmowę, ale ubrany w zabawny smoking mężczyzna wyszedł na środek boiska.
- Moi drodzy! - Zaczął, mówiąc do mikrofonu, a jego sylwetka pojawiła się na ekranach aby każdy lepiej go widział - Nasi zawodnicy mają przerwę, ale to wcale nie znaczy, że my mamy przerwę od dobrej zabawy! Jak to mówią, miłości trzeba trochę dopomóc, a my lubimy pomagać, więc zobaczmy jak bardzo się kochacie i uruchommy naszą Kiss Kamerę!
Większość ludzi wydała z siebie podekscytowane okrzyki, natomiast na mnie nie zrobiło to większego wrażenia. Żyłam przekonaniem, że to wszystko jest ustawione i jeszcze przed rozpoczęciem wydarzenia, kilka wynajętych osób szuka par, które będą chciały się publicznie pocałować. Może im za to płacili, dawali darmowe bilety, nie wiem.
- Mamy pierwszą parę! - Mężczyzna krzyknął do mikrofonu w tym samym momencie, gdy na ekranie w wielkim sercu pojawiła się pierwsza dwójka. Wychyliłam się odrobinę do tyłu, bo ludzie ci siedzieli kilka rzędów za nami i po charakterystycznym wywróceniu oczami, mocno się pocałowali. W takim razie problem miałam z głowy, bo zapewne ruszą teraz w inne sektory i nawet jeśli jakimś cudem nie była to ustawka, to nic mi już nie groziło - To był dopiero całus! Ale proszę państwa, lecimy dalej. O proszę! Buziak dla uroczej pani, od przystojnego mężczyzny?
Kolejna para pojawiła się na ekranie, powtarzając schemat tej poprzedniej. To było niezwykle urocze, ale też sprawiało że siedziałam tam zażenowana, więc postanowiłam wziąć telefon do ręki i napisać Alecowi krótkie sprawozdanie z tego, co do tej pory się działo. Z resztą chłopak chyba mnie wyprzedził, bo miałam od niego już kilkanaście wiadomości i dwa nieodebrane połączenia.
- No proszę, dawaj chłopaku, czyżby dziewczyna się z tobą nudziła? - Puściłam głos mężczyzny mimo uszu, kończąc pisanie wiadomości. Uniosłam głowę do góry, a przeszywające spojrzenie połowy areny popchnęły mnie do tego, aby zerknąć na ekran. O nie.
- To są chyba jakieś żarty - Szepnęłam do siebie, odwracając głowę w kierunku Ashtona. Patrzył w moją stronę, nie za bardzo wiedząc co zrobić. I mimo że moje serce wprost krzyczało aby mnie pocałował, to po pierwsze, nie wiedziałam czy Ashton by tego chciał, a po drugie, nie byłam pewna czy to wytrzymam.
- O no dawajcie - Mężczyzna kontynuował - Całuj! Całuj! Całuj!
Zaraz za nim poszedł cały tłum. Krzyczała dosłownie cała arena. A moje serce kołatało jak oszalałe, bo nie miałam pojęcia co zrobić. Ponownie więc spojrzałam na Ashtona, który lekko się uśmiechnął i pochylił w moją stronę.
- Wydaje mi się, że nie mamy wyboru - Puścił w moim kierunku oczko, a gdy tylko przytaknęłam, bo na nic innego nie mogłam się wysilić, poczułam jak jego wargi przylegają do moich, co zostało skwitowane głośnym okrzykiem tłumu.
Dopiero po chwili się rozluźniłam, kładąc jedną dłoń na karku chłopaka. To było tak przyjemne, a motyle w brzuchu dosłownie rozwalały mi go od środka. Całowałam Ashtona Irwina. Ashtona Pieprzonego Irwina. Blondyn cudownie całował, pięknie pachniał i miał niesamowicie miękkie włosy. Teraz wiedziałam to już nie tylko z moich domyśleń, ale z własnego doświadczenia.
Odsunęliśmy się od siebie dopiero po chwili. Zagryzłam delikatnie wargę, nieco podnosząc się na duchu gdy zobaczyłam, że nie jestem jedyną osobą, która się rumieni. Odchrząknęłam niezręcznie, odwracając się w stronę boiska, gdzie na moje szczęście zaczęli wchodzić zawodnicy.
Gdy Ashton odwoził mnie do domu, w samochodzie panowała cisza. Z pewnością nie była to niezręczna cisza, raczej pozostawienie mnie sam na sam z myślami. To był najpiękniejszy dzień w całym moim życiu.
- Więc... - Zaczął chłopak gdy staliśmy pod furtką prowadzącą do mojego domu. Kiwałam się na piętach, bojąc się spojrzeć w jego oczy.
- Więc... - Zmałpowałam go, lekko się uśmiechając.
- Dobrze się bawiłem Aspen - Wyznał w końcu, lekko unosząc mój podbródek do góry - Dziękuje.
Skinęłam głową, na co cmoknął mój policzek i rzucając jeszcze głośne „Dobranoc", wszedł do samochodu odjeżdżając. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. I koniecznie musiałam zadzwonić do Aleca.

a/n
KONIECZNIE zajrzyjcie na prolog opowiadania 3 razy Hemmings, bo juz jutro/w sobote pojawi sie tam pierwszy rozdzial!

KOMENTUJCIE!

Kłamczucha | a.i.Where stories live. Discover now