Koniec

1.7K 135 11
                                    

Część 42

Jego głos nie był zbyt miły. "Nie mogę zasnąć, to idę się przejść." Otarłam szybko łzę i odwróciłam się w jego stronę. Starałam się wyglądać normalnie. "O której wrócisz?" Zapytał ciągle surowym tonem. Nigdy. Już nigdy nie wrócę. Chciałam mu to powiedzieć, ale nie mogłam. "Kiedy się stałeś moją matką?" Zachichotałam. Nie był to prawdziwy śmiech. "Od razu matką.. Po prostu martwię się o ciebie." Przewrócił oczami. Uśmiechnęłam się. "Przed północą powinnam już być." Skłamałam. Nie ładnie tak kłamać przyjacielowi. "Trzymam cię za słowo, Kopciuszku." Powiedział i wrócił do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i poczułam chłodny wiatr. Wyszłam na dwór. Było zimno, ale pięknie. Niebo było niesamowicie rozgwieżdżone, nie było żadnych chmur. Szłam w ciszy, wylewając z siebie potoki łez. "Spokojnie, robisz to dla swoich przyjaciół." Wytarłam oczy rękawami bluzy. Już nie płakałam. Nie miałam czym. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. 23.00. Zaczęło się ostatnie 30 minut mojego życia. Usłyszałam szum wody. Byłam już niedaleko potoku. Szum z każdą chwilą stawał się głośniejszy, aż w końcu ujrzałam most. Podbiegłam do niego. On już na mnie czekał. "No nareszcie jesteś." Powiedział zdenerwowany. Oparłam się o barierkę i spojrzałam na odbijający się na tafli wody księżyc. "Ale obiecujesz, że ich nie wydasz?" Musiałam mieć pewność. "Obiecuję." Jego ton głosu wskazywał na to, że nie kłamał. Umiem wykryć kłamstwo u ludzi. Całe moje życie to kłamstwa. Zastanawiałam się co teraz robią moi przyjaciele. Czy już spokojnie śpią, czy mają kaszmary? Czy będą za mną tęsknić? Kiedy i kto zauważy moją nieobecność? Kto znajdzie mój list pożegnalny? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Po tych logicznych pytaniach, zadałam sobie te mniej logiczne. Czy z wszystkich łez jakie kiedykolwiek wylałam dało by się utworzyć rzekę? Przyznam, że było ich dużo, nawet bardzo dużo. Ale czy starczyło by ich chociażby na mały strumyczek? Z resztą, kto by się chciał kąpać w takiej słonej wodzie. A właśnie, może Morze Martwe powstało z łez ludzi takich jak ja i dlatego nazwano je martwym? Ale czy łzy ludzkie są aż tak słone? Doskonale znam smak łez. W sumie dzisiaj nie czułam żadnego innego smaku. Czemu w ogóle łzy są słone? Czemu ja się zastanawiam nad takimi głupimi rzeczami?! Powinnam myśleć o czymś normalnym. Chociaż nie wiem o czym się myśli przed śmiercią. Może powinnam się zastanawiać, czy byłam dobrym człowiekiem? A może powinnam wspominać swoje życie? Moje życie nie było zbyt długie, ale mogę spróbować. Dzieciństwo nie było takie złe. Byłam  jedynaczką i byłam nawet rozpieszczana. Mieszkaliśmy w dużym mieście. Jednak potem ojciec stracił pracę i musieliśmy się przeprowadzić do małego miasteczka. Kiedy sytuacja pieniężna się pogorszyła, rodzice nieustannie się kłócili. Nie mieli czasu się mną zająć. Dorastałam sama w swoim pokoju. Moimi przyjaciółmi były pluszaki. Moim ulubionym, był biały tygrysek. Straciłam go na zawsze, gdy w trzeciej klasie podstawówki jedna z moich "koleżanek" pocięła go nożyczkami. Rozpaczałam, jakbym straciła co najmniej brata. Potem poszłam do gimnazjum. Dzieciaki dosłownie wariowały. Wydawało im się, że mogą wszystko, bo są już prawie dorosłe. Palenie, picie... Wszystko by zostać zauważonym i być podziwianym. Ja zawsze stałam z boku. Nie lubiłam być na świeczniku. Następnie było liceum. Okres, w którym to ja zwariowałam, a ludzie w moim wieku zaczęli mądrzeć. Nawet nie pamiętam, kiedy to się stało, że wytworzyła się u mnie druga świadomość. Dlaczego zaczęłam mordować? Bo nie wytrzymywałam tego, że inni się ze mnie wyśmiewali? A może oszukiwałam sama siebie, wmawiając sobie, że nie lubię zwracać na siebie uwagi, a tak na prawdę mi tego brakowało? Nie wiem. Nie ma to już dla mnie znaczenia. Nic już nie ma dla mnie znaczenia. Za trzy minuty nic już nie będzie dla mnie istniało. Ja też nie będę istnieć. Spojrzałam jeszcze raz na ekran swojego telefonu. Będę znać dokładną datę i godzinę mojej śmierci. Dokładnie o 23.30 dnia 22 czerwca zakończę swój żywot. Zostały mi dwie minuty. Ustawiłam sobie alarm w telefonie na odpowiednią godzinę, by skoczyć dokładnie o 23.30. Wsunęłam telefon do kieszeni i wdrapałam się na barierkę. Chłopak cały czas mnie obserwował. Jestem pewna, że w razie czego jest gotowy mnie popchnąć. Ale nie będę potrzebowała pomocy. Szum wody stał się dla mnie przerażający. Serce waliło mi jak oszalałe. Usłyszałam jak ktoś mnie wołał. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Zauważyłam biegnącego w moją stronę Tim'a. W tej sekundzie poczułam wibrację telefonu w kieszeni. "Za późno." Wyszeptałam, uśmiechnęłam się i zaczęłam powoli spadać. Woda była lodowata. Mój organizm z całej siły chciał wypłynąć na powierzchnię, ale ja na to nie pozwalałam. Plecami dotknęłam już dna. Nie mogąc już dłużej wstrzymywać oddechu wpuściłam do płuc zimną wodę. To był koniec.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Where stories live. Discover now