Ciemność

3.1K 241 15
                                    

Część 8

Przez pokój pogrążony w całkowitej ciszy rozległ się odgłos szaleńczego bicia mojego serca. Drżącymi dłoniami trzymałam telefon i wpatrywałam się w wiadomość od Tim'a. Telefon ponownie zawibrował, kolejna wiadomość. "Patrycja, co ty, do cholery, jeszcze tam robisz?". Poczułam ścisk w żołądku. Nie wiedziałam, co się aktualnie dzieje. Czy on mnie obserwuje? Rozejrzałam się z paniką po wszystkich oknach w pokoju. Nic, tylko te mroczne, półnagie gałęzi drzew obijały się o szyby. Kolejna wiadomość, tym razem od Brian'a. "Patrycja, błagam, uciekaj!" Przeczytałam, dalej będąc w ciężkim szoku. Dlaczego nie mogę nic zrobić? Gdzie, w chwilach takich jak ta, podziewa się mój rozum? Postanowiłam działać instynktownie. Złapałam za nóż, narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciepłe ubranie, wzięłam psa na ręce i czym prędzej wybiegłam z domu. Moje myśli układały się ciągle w tylko jedno słowo. "Cholera" krzyczałam do siebie cały czas w myślach. Mój telefon również zaczynał wariować. Uważając, by nie się nie potknąć, sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam wciąż wibrującą komórkę. Dwanaście nieprzeczytanych wiadomości. Większość od Toby'ego.  "Uciekłaś już?", "Gdzie biegniesz?", "Czekamy na ciebie na tej polanie w lesie." I inne, wprawiające mnie w jeszcze większy stan przerażenia. Zakodowałam sobie w głowie miejsce spotkania i wyłączyłam telefon, by następnie włożyć go z powrotem do kieszeni. Rozejrzałam się po otoczeniu. W biegu trudno mi było zorientować się, gdzie jestem. Wszystkie drzewa zmywały się w jedną, czarną plamę. Dałam upust swoim emocjom i pozwoliłam łzom powoli spływać mi po policzkach.

— Toby! Tim! Brian! — Krzyczałam. Dlaczego musi mi się to wszystko dziać?

Nawoływałam dalej. Miałam nadzieję, że mnie znajdą i pomogą w ucieczce przed... No właśnie, przed czym ja uciekam? Zatrzymałam się. Nikt za mną nie podążał, nie było słychać żadnych kroków. Tylko delikatny szum lasu, nic więcej. Zdezorientowana popatrzyłam na psiaka, który wyraźniej cieszył się z tego dość niespodziewanego spaceru.

— Toby? — Powtórzyłam wołanie. — Tim? Brian?

Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. No tak, w końcu zwabianie przerażonych dziewczyn do lasu nocą to całkiem ciekawa rozrywka. Dla pedofili. Ale przecież oni są w moim wieku. Mniejsza o to, chcę wiedzieć, gdzie mnie, do cholery, nogi wyniosły. Spojrzałam na drzewo na prawo ode mnie i już wiedziałam, gdzie jestem. Bywam tu na tyle często, by orientować się, co i jak. Skręciłam w stronę drzewa i ciężko oddychając, zaczęłam ponownie biec na polanę. Przypomniało mi się, jak bardzo, jeszcze przed chwilą, byłam zmęczona, a teraz czuję, że mogłabym przebiec maraton. Niesamowite, jak strach działa na ludzi.

Nareszcie byłam na miejscu, a co było dla mnie ogromną nie-niespodzianką, chłopaków tam oczywiście nie było. Nawet śladu po nich. Po co mnie ciągnęli w nocy do tego lasu? Czy oni na prawdę nie mają co innego robić w życiu? Aż tak im się nudzi?  Całe moje rozpalone ciało zaczynała ogarniać wrząca wściekłość. Zacisnęłam pięści i usiadłam na pniu powalonego drzewa. Wciąż nie mogłam uspokoić oddechu. Zdecydowałam się w końcu włączyć telefon. Ponad 35 nieprzeczytanych wiadomości. Westchnęłam ciężko. Nie chciało mi się ich wszystkich po kolei czytać, więc, zrezygnowana, po prostu wykręciłam numer do Toby'ego.

— Patrycja! Gdzie jesteś? — Po dwóch sekundach usłyszałam jego głos w słuchawce.

— No na polanie, a gdzie. — Odpowiedziałam, patrząc w ciemną głębię lasu.

— Nie widzę cię. — Usłyszałam szelest liści po drugiej stronie.

— Ja ciebie też nie. Czy ty tu w ogóle jesteś? — Wstałam by się dokładnie rozejrzeć. Ani jednej żywej duszy.

Robiłam się coraz bardziej zdenerwowana. Nie ma możliwości, bym ich nie zauważyła. Polana jest mała i nie jest tu aż tak ciemno, z powodu ogromnego księżyca centralnie nad moją głową. Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Pies zaczął szczekać jak oszalały i skakać wokół mnie. Ręce znowu zaczęły mi się trząść, tym razem tak mocno, że telefon wypadł mi z dłoni. Powoli odwróciłam się i ze strachem w oczach spojrzałam w górę. Dokładnie tak jak w moich koszmarach, nachylała się nade mną trzymetrowa postać. Sparaliżowało mnie. Mnie i mój umysł. Usłyszałam "Nie bój się.". Ten jego głos w mojej głowie nigdy nie przestanie być dla mnie nienormalny. Wzięłam głęboki wdech i straciłam kontakt z rzeczywistością.

Znowu. Znowu jestem w śnie. Jak żałuję, że to wszystko, co przeżyłam nie mogło być po prostu snem. Jednak rzeczywistość od snu różniło wiele szczegółów. Moje sny pozbawione były kolorów. Tylko czerń i biel, tak bardzo kontrastujące ze sobą, i szarość, która próbowała je pogodzić. Doskonale znałam też tą scenerię, mogłam tylko czekać, aż pojawi się postać bez twarzy. Wielkim zaskoczeniem dla mnie było, kiedy zamiast niej podeszła do mnie mała, roześmiana dziewczynka, która była pełna koloru. Przybliżyła się do mnie, cały czas się uśmiechając. Podała mi rękę. Nie wiedziałam co mam robić, to nie ja wymyślam scenariusze tych snów, więc ja też podałam jej swoją. Spojrzała mi głęboko w oczy.

— Nie bój się nas, my chcemy ci tylko pomóc. — Uśmiechnęła się szeroko.

— Mi nie trzeba pomagać. — Odparłam chłodno. Za chłodno.

— Dołącz do rodziny. — Wyszeptała, spuszczając wzrok.

Zdziwiona, patrzyłam na nią z góry. Jakiej rodziny? Pomyślałam i poczułam, że puszcza moją dłoń. Zaczęła kroczyć ku ciemności, jednak zanim zostawiła mnie samą, odwróciła się do mnie i powiedziała "Do zobaczenia, Weroniko." Pomachała mi, po czym całkowicie zniknęła z mojego pola widzenia. Ogarnęła mnie czarna samotność. Skuliłam się w tej mrocznej przestrzeni i przytuliłam się mocno do swoich nóg. Zastanawiało mnie, czy kiedykolwiek się obudzę. Czułam, że łzy znowu marzą o wędrówce po moich policzkach.

Nie mam pojęcia, jak długo tkwiłam w tym stanie, zanim zaczęłam się przebudzać. Otworzyłam oczy. Od razu zaatakowała mnie ciemność, to było jedyne co widziałam. Ciemność, zaczynałam jej nienawidzić. Zawsze najgorsze rzeczy dzieją się w ciemności, dlatego jej się bałam. To najbardziej tajemnicza rzecz jaką znam.
Nie można jej się pozbyć, ona zawsze nastanie, pozwalając na działanie światu mroku. Zawsze przykryje ten spokojny świat i pozwoli, by działy się najgorsze rzeczy, jakie tylko możemy sobie wyobrazić. Nie chciałam dołączyć do tego złego świata, jednak byłam do tego zmuszana. Nie wiem, jak długo potrwa, zanim się całkowicie poddam i ciemność pochłonie mnie bezpowrotnie. Tyle bym dała, aby znów zobaczyć światło.

Moje prośby zostały spełnione, gdy wraz ze głośnym skrzypieniem otwieranych drzwi, do pokoju, w którym leżałam, została wpuszczona struga światła.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Where stories live. Discover now