INTERLUDIUM: TO, CO NAJCENNIEJSZE

6.2K 508 30
                                    

Ron był zmartwiony. Bardzo zmartwiony. Sytuacja nie była typowa, ponieważ ostatni raz w ten sposób czuł się, gdy jeszcze żył Voldemort. Teraz, biorąc pod uwagę, że przedmiot jego niepokoju w pewnym sensie pozostał ten sam, wszystko wydawało się prawie żartem. Prawie. Ponieważ przez ostatnie dni nic, co dotyczyło Harry'ego, nie było zabawne. Odkąd Malfoy odszedł, Harry nie był sobą. Oczywiście próbował zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie zmieniło, ale Rona nie potrafił oszukać. Nie, skoro spędzili razem siedem lat, ucząc się w tych samych klasach, śpiąc w tym samym dormitorium, dzieląc te same lęki i wątpliwości. Absolutnie nie. Ron mógłby powiedzieć, że Harry zanika. Jak zapomniany płomień, który powoli gaśnie, gotowy, aby zniknąć całkowicie, bez względu na to, jaką ilość alkoholu Złoty Chłopiec wypijał, spędzając bezsenne noce w klubach lub siedząc na kanapie w swoim mieszkaniu i gapiąc się bezmyślnie na ściany. Weasley chętnie podzieliłby się swoimi podejrzeniami z Hermioną, ale ona i tak torturowała już sama siebie poczuciem winy za niezliczone pomyłki, jakie popełniła, więc nie chciał martwić jej jeszcze bardziej. Jedyne, co mu pozostało, to próbować łagodzić jakoś stres swojej dziewczyny i dbać, aby Harry nie zrobił nic, czego potem mógłby żałować. Czego wszyscy mogliby żałować. Codziennie po południu aportował się do mieszkania Pottera i zmuszał go, aby coś zjadł, a potem siadał z nim na kanapie i prowadził jednostronną rozmowę o niczym. Po dwóch godzinach wychodził. Jednak to był zaledwie początek. Jeżeli Harry zdecydował się pozostać w domu, Ron przeważnie siadał na schodkach przed drzwiami, a w tym czasie jego przyjaciel upijał się, dopóki nie stracił przytomności, albo płakał rozpaczliwie, aż nie usnął. Wtedy wchodził do środka, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, oczywiście na ile mogło być w porządku, biorąc pod uwagę życie Harry'ego, i dopiero po tym wracał do siebie. Gdy Potter decydował się opuścić mieszkanie, Ron szedł za nim, trzymał z daleka od kłopotów i pomagał wrócić do domu, kiedy przyjaciel nie był w stanie zrobić tego sam. Dzisiaj Harry zamierzał wyjść. Weasley zmarszczył brwi w rosnącym zainteresowaniu, zapiął guziki płaszcza i podążył śladem Harry'ego. Ron westchnął i zajął miejsce w zacisznym kącie pubu. Harry siedział przy barze, zaabsorbowany oglądaniem własnego odbicia, załamującego się na szkle rzędu butelek i wiszącego za nimi lustra. Sączył powoli tonik, wykrzywiając usta pod wpływem smaku, który tak doskonale komponował się z jego gorzkimi myślami.
- Pan Weasley? - usłyszał nagle. Zamrugał z zaskoczenia i podniósł wzrok, napotykając miękkie rysy twarzy młodego mężczyzny. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, czy widział tego człowieka już wcześniej.
- Nie pamiętasz mnie, prawda? - kontynuował nieznajomy z niewielkim uśmiechem, gdyż poprawnie odczytał zakłopotanie na twarzy rudzielca.
- Jestem Mark. Mark Boyland. Spotkaliśmy się raz czy dwa, kiedy mieszkałem z Harrym - wyjaśnił. Ron kiwnął powoli głową, a jego oczy nieświadomie powędrowały do ciągle samotnie siedzącego przy barze przyjaciela.
- Co się z nim stało?
- Proszę? - zapytał Ron podejrzliwie, zaskoczony bezpośredniością pytania.
- Co się z nim stało? - powtórzył Mark.
- Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. - Weasley zmarszczył brwi, zastanawiając się, czego ten człowiek mógł tak naprawdę chcieć.
- Pewnie ciekawi cię, co mnie to obchodzi - Mark przerwał jego myśli.
- Skąd... - zaczął Ron, ale mężczyzna zignorował go.
- Mam tylko jedno pytanie. Powinienem się martwić? - zapytał łagodnie.
- Jeżeli dobrze pamiętam - zaczął Weasley, przechylając głowę na bok - Harry nie dał ci żadnego powodu, abyś darzył go przyjaznymi uczuciami. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie - dokończył. Poczuł się nieznacznie rozczarowany, kiedy mężczyzna nie zareagował na zaczepkę.
- Cóż mogę powiedzieć? Nic na to nie poradzę. Jeśli chcesz, nazwij to trudnym do zwalczenia przyzwyczajeniem. Rozumiem twoją nieufność, zapewne powinienem pójść i zapytać go sam - skończył i wzruszył ramionami.
- Zapytać go?
- Co się z nim dzieje.
- To bardzo długa historia, która swoje korzenie ma w specjalnym talencie Harry'ego do czynienia siebie nieszczęśliwym - parsknął Ron.
Mark potrząsnął głową z uśmiechem.
- W takim razie powinienem usiąść.
- Jeśli chcesz - powiedział Weasley, wzruszając ramionami i biorąc kolejny łyk toniku. Mężczyzna czekał, wbijając w niego łagodne, brązowe spojrzenie. Uczciwe spojrzenie, które przekonało Rona.
- Dobrze. W zasadzie chodzi o to, że Harry pozwolił mu odejść... - zaczął.

*

- Harry?
Potter przymknął oczy i westchnął, obracając powoli głowę, nie ufając swoim ruchom po trzech Martini na praktycznie pusty żołądek.
- Witaj, Mark - szepnął, rozpoznając patrzącego na niego z dziwnym błyskiem w oczach mężczyznę.
- Co tu robisz?
Harry parsknął i lekko potrząsnął głową.
- A jak ci się wydaje? - zapytał sarkastycznie.
- Mmm... tracisz czas? - odpowiedział mężczyzna niewinnie.
- Mam sporo czasu do tracenia - odciął się Potter i jednym łykiem opróżnił swój kieliszek.
- Nie sądzę - powiedział Mark łagodnie, ale stanowczo.
- Nie sądzisz? - warknął Harry i posłał mu lodowate spojrzenie, które, co przyjął z rozczarowaniem, w żaden sposób nie zakłóciło spokoju jego byłego chłopaka.
- Dokładnie. Nie sądzę. Ponieważ wcześniej usłyszałem pewną opowieść. Bardzo dziwną. I pomyślałem, że ty, jako uznany pisarz, mógłbyś dopowiedzieć mi jej zakończenie. Autor zawsze wie, jak kończą się jego historie.
- Dobrze, Mark, ale to nie jest moja historia - wymamrotał, czując, że drugi mężczyzna nie zamierza tak łatwo rezygnować.
- Skoro tak twierdzisz - zakpił Mark.
- Ale mimo to mogę opowiedzieć ci jej zakończenie. Główny bohater, Harry Potter - zaczął, nie zwracając uwagi, że jego rozmówca wzdrygnął się - zaraz wyjdzie z tego pubu i pobiegnie do domu, żeby spakować kilka rzeczy, które będą mu potrzebne w ciągu najbliższych kilku dni. Potem uda się na lotnisko, żeby zdążyć na najbliższy lot do... - mężczyzna przez chwilę zdawał się rozważać swoje następne słowa - ...powiedzmy, do Nowego Jorku. Kiedy przybędzie na miejsce, nasz bohater zacznie szukać pewnej osoby. Rozpaczliwie i z desperacją. Ale w końcu ją znajdzie. Będzie z nią rozmawiał. Być może odkryje, że ta osoba czekała, aż się pojawi. Ja bym czekał, wiesz? - dodał miękko, a potem westchnął i zanim zaczął kontynuować, posłał Harry'emu nieczytelne spojrzenie. - Lub, być może, ta osoba każe naszemu bohaterowi iść do diabła. To też prawdopodobne. Każde wyjście jest możliwe. Ale tak czy inaczej, Harry Potter, którego znam, zrobiłby wszystko, co w jego mocy, aby dostać to, czego chce, jeżeli naprawdę tego pragnie. - Harry zmrużył oczy podrażnione przyćmionym światłem tego miejsca. Patrzył na uśmiechającego się teraz łagodnie Marka, jak gdyby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Ale dobrze, to tylko życzenia pokornego czytelnika - powiedział mężczyzna smutno. - Teraz wszystko zależy od wielkiego pisarza, który sam zdecyduje, jak napisać następny rozdział. Ostatni rozdział. Harry jeszcze raz zmrużył oczy, czując, jak wypite Martini nagle wyparowuje z jego żołądka.
- Ja... Muszę iść... - szepnął, wstając.
- Tak, musisz. Powodzenia, Harry - dodał Mark miękko, więc Potter jeszcze na chwilę sięzatrzymał.
- Zadzwonię do ciebie. Kiedy wrócę - powiedział szybko. - Kiedy wrócimy - poprawił się, wywołując tym uśmiech na twarzy mężczyzny.
- Wiem - odpowiedział Mark. - Mamy umowę, pamiętasz? - dodał. Harry kiwnął głową na potwierdzenie i wyszedł.

*

- Gdzie, do diabła...
- Uspokój się, Ron - powiedział Mark spokojnie. - Mogę tak cię nazywać?
- Gdzie on jest? - powtórzył rudzielec gorączkowo, ignorując pytanie mężczyzny.
- Jest tam, gdzie powinien. I nie ma żadnego powodu, żebyś za nim biegł. Nie złapiesz go, ponieważ on ma teraz cel. I nikt nie może go zatrzymać - wyjaśnił Mark.
- Ty...?
- Tak.
- Mmm...
- Tak?
- Myślisz, że to zrobi? - zapytał Ron z niepokojem.
Mężczyzna przez chwilę rozważał pytanie, a potem posłał Weasleyowi psotny uśmiech.
- W końcu to Harry Potter, prawda?
Ron westchnął i potrząsnął głową.
- Harry Pieprzony Potter - zacytował ponuro i skończył swój tonik. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie przez chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.

Dlaczego własnie Ty ? DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz