ROZDZIAŁ 13 : BEZ POWROTU

9.6K 653 235
                                    

Hermiona skończyła swoją opowieść o trzeciej nad ranem. Mówiła cicho, ale Ron nie uronił ani jednego słowa, słuchając w skupieniu, nie śmiejąc ruszyć się z miejsca i nie odrywając od przyjaciółki oczu ani raz.
Teraz milczeli oboje, pogrążeni w myślach, być może na zupełnie inne tematy. Ron analizował nagły potok informacji, starając zmusić się do ich przetrawienia. Hermiona, dla odmiany, nie mogła się zdecydować, czy wyjawienie wszystkiego przyjacielowi przyniosło ulgę czy strach z powodu niemożliwości przewidzenia jego reakcji. W końcu Ron westchnął głęboko i usiadł obok niej na łóżku.
- Herm, mamy poważny problem. - W odpowiedzi dziewczyna tylko kiwnęła głową. - Ale jakoś powinniśmy go rozwiązać. Myślę, że jedyną rzeczą, jaką moglibyśmy zrobić, to porozmawiać z nimi - zasugerował, uśmiechając się łagodnie.
-Kiedy to zrobimy?
- Jutro z samego rana - odparł. Hermiona jeszcze raz kiwnęła głową, ale nie wydawała się naprawdę przekonana. Ron objął ją delikatnie, na co drgnęła, zaskoczona, ale kiedy przyjaciel zaczął powoli głaskać jej włosy, niespodziewanie odprężyła się.
- Nie martw się, Herm. Będę z tobą - szepnął, a ona odwzajemniła uścisk, uspokojona jego obecnością. Siedzieli tak przez dłuższy czas, dopóki Hermiona nie odezwała się znowu, głosem stłumionym z powodu wtulonej w jego szyję twarzy.
- Ron?
- Tak?
- Mogę tutaj spać?
- Oczywiście.
Odsunęli się od siebie, ale tylko odrobinę. Hermiona podniosła wzrok, a na jej wargach gościł trochę nieśmiały uśmiech. A potem powoli, kiedy Ron obserwował ją ze zmieszaniem i zaskoczeniem, oparła się o niego i delikatnie dotknęła jego ust swoimi. Chłopak zamknął oczy,
czując, jak przez jego ciało przepływa fala dreszczy. Ponownie się od siebie odsunęli i dziewczyna spojrzała na niego ze strachem, ale też potrzebą
poznania jego reakcji. Nie musiała czekać długo, ponieważ już po chwili Ron odwzajemnił jej gest, nieśmiało muskając skórę i nieświadomie prosząc o coś więcej. I Hermiona dała mu więcej, rozchylając nieznacznie wargi i pozwalając jego językowi wsunąć się do środka, słodko i z czcią. Przez bardzo długi okres czasu byli przyjaciółmi. To, co się zdarzyło podczas ostatnich kilku chwil, stanowiło coś ponad to łagodne uczucie. Ponad rozumowanie i pojmowanie. Było niczym przekroczenie niszczejącego mostu i dotarcie do miejsca, z którego nie ma już odwrotu. Pocałunek okazał się skazą w tamie. Był niczym w l porównaniu z barierą, którą zniszczył. Był niczym w porównaniu z latami wiernej przyjaźni. Ale jednocześnie wystarczył, Ŝeby zapora runęła natychmiast.
Był iskrą, która sprawiła, że ogień wybuchnął.
- Ron?
- Tak?
- Mogę spać z tobą?
- Oczywiście.

*

Malfoy cofał się powoli, nie odrywając oczu od Harry'ego nawet na sekundę. Potter obserwował
go ze złowrogim uśmiechem i Draco mógł zrozumieć jego wesołość. Mówiła o tym, o czym obaj
dobrze wiedzieli: przekroczyli granicę. I teraz znaleźli się w miejscu, z którego nie ma powrotu.
- Boisz się, Draco? - Chłopak zastanowił się dłuŜej nad odpowiedzią. Widział, jak uśmiech
Pottera staje się szerszy.
- A powinieneś - dodał Harry, pokonując powstałą między nimi
odległość.
Był teraz bardzo blisko. Draco mógł wyczuć emanującą od niego wściekłość, nienawiść i groźbę.
Miał zaledwie tyle czasu, żeby uświadomić sobie, iż otworzył bramy piekieł, kiedy wszystko się zaczęło.
Potter uderzył go prosto w żołądek tak, że całe powietrze uszło z jego płuc. Zgiął się wpół i złapał za brzuch, a oczy rozwarły się szeroko z zaskoczenia. Usilnie starał się oddychać, ale nie był w stanie tego robić. Zacisnął powieki i już miał upaść na podłogę, kiedy ręce Harry'ego złapały go i podtrzymały.
Draco nie powiedział ani słowa. Ciągle walczył o oddech i w chwili, kiedy zrozumiał, że już się dusi, poczuł, jak Potter pochyla się nad nim i całuje wściekle. Czuł, jak kręci mu się w głowie, a ciało zaczyna drętwieć z braku tlenu. Harry nadal atakował jego usta, ale nie mógł zrobić niczego.
Brunet pocałował go jeszcze kilka razy, gryząc dolną wargę i otwierając świeżą ranę, smakując jego krew z poczuciem zwycięstwa.
Właśnie wtedy Potter zauważył, że szare oczy Malfoya zaczynają uciekać w głąb czaszki.
Odsunął się od niego i uśmiechnął.
- Co się dzieje, Draco? Mdlejesz? Tak szybko? Przecież dopiero zaczęliśmy. Chcesz przegapić najlepszą zabawę?
Potter złapał go za kołnierz koszuli, przytrzymał i spoliczkował. Mocno. Raz. Drugi raz. Trzeci.
W końcu Draco odpowiedział na atak ostrym wciągnięciem powietrza. Zamrugał, odzyskując przytomność, oddychając ciężko i coraz wyraźniej uświadamiając sobie ból brzucha i twarzy.
Harry puścił go i Malfoy osunął się na podłogę. Obserwował całą scenę z lekkim rozbawieniem.
- Wstawaj, Draco.
Kiedy nie nastąpiła żadna reakcja, Potter potrząsnął głową i niespodziewanie kopnął leżącego
mężczyznę. Jego but uderzył mocno w żebra i kiedy ból przeszył całe ciało, Draco musiał z całych sił powstrzymać krzyk.
„Wstań!"
Powoli zaczął podnosić się na drżących nogach, łapiąc się za klatkę piersiową, gdzie mógł wyczuć kilka złamanych żeber. Potter położył mu delikatnie rękę na ramieniu.
- Następnym razem postaraj się, żebym nie musiał powtarzać - powiedział łagodnie, a jego palce
zaciskały się coraz mocniej i mocniej. - Rozumiesz? - zapytał.
Draco zamrugał kilka razy, zanim podniósł wzrok i jego własne spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem drugich oczu, zielonych i pozbawionych kontroli. Kiwnął głową.
- Grzeczny chłopiec - powiedział Harry i pochylił się, aby zlizać krew z wargi Draco. - Mmm... smakujesz dobrze - stwierdził, kiedy jego wargi przesuwały się po skórze, aż dotarły do szyi.
Zaczął całować i ssać wrażliwe miejsca, na co Draco odpowiedział zupełnie nieświadomym jękiem. Wtedy Potter ugryzł go. Tak mocno, że pociekła krew. Uśmiechnął się, gdy miedziany smak napełnił jego usta, a potem pocałował swoją ofiarę ponownie, tym razem dużo gwałtowniej i mocniej.
Draco czuł, że od smaku swojej własnej krwi robi mu się niedobrze. Szarpnął się w próbie uwolnienia, ale Harry'emu nie spodobał się ten słaby pokaz buntu, więc uderzył go jeszcze raz, w żołądek, potem w klatkę piersiową, i znowu, i znowu, aż wydał się tym zmęczony i odepchnął go
mocno od siebie. Draco zrobił krok do tyłu, ale stracił równowagę i potoczył się na ścianę, uderzając głową w wiszący na niej obraz. Szkło rozprysło się i opadło na podłogę, a półprzytomny mężczyzna poszedł jego śladem, zostawiając po sobie smugę krwi wypływającej z
rozciętej głowy.
- Zobacz, co zrobiłeś - westchnął Potter.
Draco nie odpowiedział, z całych sił starając się zachować przytomność i skupiając się na łomoczącym bólu pod czaszką.
Harry obserwował leżącego u jego stóp mężczyznę. Malfoy, zgarbiony teraz, pół oparty o ścianę, przypominał złamaną lalkę. Wyglądał całkowicie żałośnie, z tą swoją piękną twarzą, opuszczoną na pierś, posiniaczoną i splamioną krwią. Jego zwykle platynowe włosy, ciągle jeszcze wilgotne od deszczu, z powodu przeciętej przez rozbite szkło skóry na głowie, przybrały teraz kolor
głębokiej czerwieni i brązu.
Harry podszedł do niego i usiadł obok na podłodze. Ujął w dłoń podbródek Draco i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
- Masz dość? - zapytał. Malfoy przymknął powieki i rozważył pytanie.
- Nie, Harry. Postaraj się bardziej. Jestem pewien, że stać cię na więcej - odpowiedział zachrypniętym głosem.
Potter z wściekłości zmrużył oczy. A potem, prawie leniwie, wziął do ręki kawałek szkła. Bawił się nim przez chwilę, oceniając jego ostrość. W końcu uśmiechnął się i dotknął odłamkiem policzka Draco, przyciskając go tak mocno, jak to tylko możliwe bez rozcinania skóry. Studiował srebrne spojrzenie i nie zauważył w nim śladu wahania. Nawet przez sekundę. W końcu
westchnął i przesunął szkłem po szyi Malfoya, dotarł do kołnierzyka koszuli i użył ostrza, aby naciąć tkaninę, którą potem rozdarł rękami, odsłaniając bladą, posiniaczoną klatkę piersiową.
Oczy Draco śledziły jego poczynania i Harry dobrze o tym wiedział. Robiąc to, co robił, czuł się naprawdę świetnie. Smak krwi w ustach oszałamiał. Uśmiechnął się łagodnie i powoli przycisnął szklany odłamek do gładkiej skóry, tym razem przecinając ją. Pojawiła się krew, której
towarzyszył konwulsyjny oddech.
Obserwował, jak szkarłatny płyn ścieka po białej powierzchni. Kontrast był zdumiewający.
Patrząc na bladą cerę Malfoya, można by przypuścić, że w jego żyłach płynie mleko. Ale to była niewątpliwie krew. Język Harry'ego nie mógłby go okłamać, kiedy powolutku badał nim nową ranę, zostawiając za sobą smugę czerwieni i śliny.
W końcu spojrzał na Draco, który zdawał się obserwować go z zupełną obojętnością. Harry uśmiechnął się i nachylił nad nim, składając na wargach delikatny pocałunek. Draco jęknął, najpierw z przyjemności, jaką wywołał język Harry'ego w jego ustach, a potem z bólu, gdyż szkoło w ręce Pottera zaczęło raz po raz przesuwać się po skórze jego piersi i ramion, zostawiając za sobą ślady cięć, jedne głębsze, inne płytsze.
- Mmm... cieszę się, że ci się podoba - powiedział Harry, przerywając pocałunek.
Malfoy wykrzywił wargi w grymasie pełnym obrzydzenia.
- Tylko podporządkowuję się twojemu szaleństwu.
Harry przymknął oczy i nagle złapał Draco za gardło, ściskając je niebezpiecznie. Podniósł szkło
i przysunął je do oczu Malfoya.
- Uważaj na to, co mówisz - wysyczał jadowicie. - Czuję, że teraz mógłbym cię zabić.
Draco nie odpowiedział. Nie mógł odpowiedzieć, bo w jego płucach znowu brakowało powietrza,
ale odrzucając na bok wszelką ostrożność, poruszył wargami, wypowiadając nieme słowa: zrób to.
Harry zmrużył oczy, potrząsnął głową i roześmiał się.
- Zawsze pewny siebie, co? To świetnie. Gdybyś poddał się zbyt łatwo, nie byłoby takiej zabawy.
Poza tym, przed nami mnóstwo czasu - powiedział i odsunął rękę.
Draco praktycznie nie mógł oddychać, ale zanim miał szansę zrobić z tym cokolwiek, poczuł, jak Potter zaczyna wlec go w kierunku sypialni.
- Idziemy, Draco. I przestań zachowywać się jak jakieś pierdolone zwłoki - powiedział i puścił go,
przez co Malfoy upadł na podłogę sypialni z głuchym odgłosem.
- Bardzo dobrze - dodał, biorąc
do ręki różdżkę i obracając nią leniwie między palcami.
- Wiesz, że cierpienie do ciebie pasuje? Wyglądasz tak dobrze, kiedy jesteś pokaleczony i posiniaczony.
- Skierował na Draco różdżkę i
wyszeptał kilka słów.
- Ale w tej chwili wyglądasz jeszcze lepiej - stwierdził i uśmiechnął się na widok Malfoya, który leżał teraz na łóżku, mocno przywiązany do jego kolumienek. Nie doczekawszy się odpowiedzi, Harry westchnął.
- Draco, Draco. Dlaczego milczysz? Chciałeś, abym sprawił, że zaczniesz wrzeszczeć, prawda? - Potter wszedł na łóżko i usiadł na nogach
swojej ofiary, przyglądając jej się pytająco.
- Chciałeś, abym sprawił, że będziesz krwawił. Chciałeś, żebym cię zranił. Jestem zmęczony próbami spełnienia twoich oczekiwań. Co jeszcze chcesz, abym zrobił? - zapytał miękko, ale jego zielone oczy błyszczały niebezpiecznie, kiedy zastanawiał się nad odpowiedzią. Draco nie odezwał się, ale widział, jak senny uśmieszek wpełza na twarz Pottera. Kolejne słowa wcale go nie zaskoczyły.
- Och tak. Ciągle muszę cię złamać.

*

Osoba, która zrywała z niego ubranie, nie była człowiekiem, tylko wściekłym zwierzęciem. Głodną bestią, delektującą się poranioną i pokrwawioną skórą, którą z rozkoszą ssała i lizała. Pod wpływem ataku Draco zadrżał, ale nie mógłby powiedzieć, czy to ze strachu, czy z jakiegoś innego powodu. Był całkowicie oszołomiony, widząc, jak jego ciało nieznacznie reaguje na
poczynania Pottera, i z ledwością słysząc, jak jego umysł wrzeszczy z przeraženia. Udało mu się pozostać przytomnym, ale wszystko postrzegał w zupełnie oderwany od rzeczywistości sposób, jak gdyby to nie on leżał tu zraniony, związany i nagi. Chłodno obserwował, jak Harry zdejmuje spodnie i pochyla się nad nim, z nieznikającym, drapieżnym uśmiechem na wargach.
Patrzył na całą scenę z oddali, dopóki ostry, palący ból nie przeszył jego ciała, które mimowolnie
wygięło się w łuk. Oddychał głęboko, starając się odprężyć i zaakceptować wtargnięcie, próbując nie myśleć o bólu, upokorzeniu i czymś ciepłym, co zaczęło spływać pomiędzy jego nogami.
Harry wchodził w niego mocno, głęboko wbijając się raz za razem w to ciasne ciepło aż do momentu, kiedy Draco nie był w stanie się powstrzymać i krzyknął z udręki. Dopiero wtedy wstał i spojrzał z góry na wykrzywioną twarz drugiego mężczyzny.
- Draco - powiedział łagodnie. Malfoy otworzył powoli oczy i skupił wzrok na pochylonej nad nim sylwetce. Harry zauważył nieskażoną, głęboką rozpacz w srebrnych oczach. Ale teraz się tym nie przejmował.
- To boli? - zapytał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Draco zamrugał
zdezorientowany, starając się złapać oddech, pomimo przygniatającego jego pierś ciężaru ciała Pottera.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego to boli tak bardzo? - zapytał Harry, odgarniając delikatnie jasne kosmyki ze spoconego czoła.
- Ponieważ to nie ma nic wspólnego z miłością. Dla ciebie ona nie istnieje. Więc odwal swoją robotę, bądź małą, grzeczną dziwką i pozwól mi cię pieprzyć - skończył z uśmiechem.
Draco wpatrywał się w niego zaszokowany, dopóki Harry nie wszedł w niego ponownie i nie
zaczął wykorzystywać umęczonego ciała dla własnej przyjemności. Zamknął oczy, ponownie tracąc kontakt z rzeczywistością. I mimo że Harry gwałcił go, nie mógł myśleć o niczym innym niż słowach, które przed chwilą usłyszał. Ciało krzyczało z bólu, ale nie czuł tego. Ponieważ jedyne, co w tym momencie miało znaczenie, było cierpieniem w sercu, które groziło jego wybuchem z powodu rozpaczy i desperacji. Żadnej miłości. Wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się w tym pokoju, nie miało z nią nic wspólnego. Podobnie, jak nie miało z nią nic wspólnego cokolwiek, co zdarzyło się w jakimkolwiek pokoju w każdym innym dniu jego życia. Teraz to sobie uświadomił.
Harry zmarszczył brwi, widząc, że Malfoy stał się cichy i nieruchomy, a jego głowa obróciła się na bok.
- Draco? - żadnej odpowiedzi.
- Draco, patrz na mnie, kiedy cię pieprzę - warknął ze złością. Przedłużająca się cisza sprawiła, że stracił resztki cierpliwości. Uderzył Malfoya w twarz tak, że odwrócił jego głowę w swoją stronę. I właśnie wtedy to zobaczył. Błyszczące ślady na bladej skórze. Ciche łzy, które powiedziały mu więcej niż jakiekolwiek słowa.
To było jak nagły wgląd prosto w duszę Draco. To było jak dotknięcie jego bólu i jego pustki. I Harry zrozumiał, że to właśnie on jest tego przyczyną. Po raz pierwszy uświadomił sobie, co tak naprawdę zrobił. Potem wszystko wydarzyło się szybko. Poderwał się gwałtownie na nogi, nie odrywając wzroku
od wilgotnych śladów na jego policzkach. Automatycznie wciągnął spodnie i otworzył usta, próbując coś powiedzieć, ale wszelkie słowa zostały zmyte przez łzy.
Jeszcze raz spojrzał na blady kształt przywiązany do łóżka. Zamknął oczy.
„Co zrobiłem?"
Odpowiedź na swoje pytanie miał tuż przed sobą, leżącą cicho i nieruchomo jak zepsuta lalka.
Tylko że to nie była lalka. To był Draco. Draco, który ciągle płakał bezgłośnie, a gorzkie, desperackie łzy wypływały z jego błędnych, srebrnych oczu.
Harry cofał się na ślepo, aż dotknął plecami ściany. Czuł się złapany w pułapkę. Chciał uciec, choć gdzieś głęboko wewnątrz siebie wiedział, że nie istnieje miejsce, w którym mógłby się ukryć. Nie mógł uciec od siebie. Ale tutaj także nie mógł pozostać.
W końcu podniósł różdżkę i aportował się.

Dlaczego własnie Ty ? DrarryWhere stories live. Discover now