Rozdział X

2K 179 115
                                    

Polecam piosenkę ♥

Kto ją zna?

*Pierre POV*

Był ktoś kiedyś na spacerze w Podziemiach?

Nie polecam.

Wszędzie gdzie nie ma pól kar, łąk asfodelowych, są gołe skały.

Pomińmy już Elizjum- do którego zabroniono mi wchodzić, Pałac w którym mieszkam i wszelkie bramki, za którymi ciągną się korowody dusz.

Podczas wędrówki, wciąż się przewracasz przez dziury, ale i tak najgorsze są Asfodele.

Masz wrażenie, że oplatają ci nogi i pną się po nich wyżej. Gdy docierają do szyi, zaciskają się, a ty masz coraz mniej powietrza. A kiedy już całkowicie ci go brak...

Budzisz się z transu, łapczywie łapiąc powietrze, uświadamiając sobie, że te najzwyklejsze w świecie rośliny wywołują u ciebie ataki paniki.

Podsumowując: tak dwa na dziesięć. Jeden na pięć, bo się skraca.

Jak już się pewnie każdy domyślił, szłam sobie jak ostatnia sierota- a przecież dopiero ,,odzyskałam" matkę- poprzez doły,równiny i doły.

Au! Wspominałam już o dołach?

Powiem szczerze, że Pola Kary niezbyt przypadły mi do gustu.

Wiecie; tortury i te sprawy, to nie są moje klimaty.

Obeszłam je szerokim łukiem i ruszyłam na łąki pod Elizjum.

Były tam może ze trzy dusze, z których dwie nie zwróciły na mnie większej uwagi.

No właśnie, dwie.

-Co tu robi taka piękna panienka? I to nawet nie do końca martwa?- spytał jakiś grecki Heros w zbroi.

-Nie do końca? Ja jestem Całkowicie żywa- zaśmiałam się.

-Muszę panienkę zmartwić, ale w połowie jest panienka martwa. Ale mi to nie przeszkadza. Jest  βασιλοπούλα* piękniejsza niżἙλένη Helén**.

-Jak to... W połowie martwa?

-Ja nie wiem. Jako duch po prostu czuję, jak βασιλοπούλα staje mi się coraz bliższa- zdawało mi się, że rozpoznałam w tym mężczyźnie kogoś.

-Przepraszam, ale kim Pan dokładnie jest?

-Nazywam się Achilles, ale osobiście wolę moje greckie imię:  Ἀχιλλεύς. Na pewno słyszałaś o moich wyczynach na polu Troi- wstał, wymachując mieczem.

-Oczywiście. To Pana zabiła strzała wbita w piętę.

-Nie czepiajmy się szczegółów- westchnął- Przepraszam za to moje poprzednie zachowanie, ale już dawno nie widziałem tak pięknej i tak żywej osoby

-Dziękuję... Mieszka Pan w Elizjum?- skoro i tak nie mam co robić, to dlaczego nie mogę chwilę porozmawiać z jedną z największych legend mitów?

-Mieszkaniem tego nazwać nie można, ale owszem.

-Nie chciał się Pan odrodzić?

-Po co? Znów przeżywać wszystkie te cierpienia? Wojny, miłości, śmierć... Przeżyłem tyle ile mi dano, po co brać nadwyżkę? Jestem uważany za wielkiego bohatera, z jakiego powodu mam się decydować na stratę tego tytułu?

-To prawda... Pewnie widuje się Pan czasami z innymi wielkimi herosami?

-Oczywiście! Dziś miałem partyjkę szachów z Jazonem! Niesamowity to wynalazek, ta gra. Tyle strategi w czymś tak małym...- wyjął z kieszeni figurkę konia i zaczął przyglądać się jej z bliska.

-Zna Pan wszystkich z Elizjum?

-Oczywiście. I mów mi proszę po imieniu.

-Tak więc Pa... Achillesie, z pewnością znasz także Luke'a Castellan'a- no co, chciałam dowiedzieć się czegoś o wielkim herosie XXI wieku.

-Luke? Tak, oczywiście... Chociaż dałbym sobie piętę uciąć, że jego nazwisko brzmiało Skywalker...

[Macie mnie! Oto ja: fanka Star Wars'ów... Chewbacca! Zostaw moje włosy!]

-Na pewno nie Castellan? Dwudziesto trzy letni blondyn ze szramą na policzku? Na pewno go Pan zna...

-Drogie dziecko, ja znam tu wszystkich, w końcu miałem wystarczająco czasu by to się zintegrować. Ale Luke'a Castellan'a ze stu procentową pewnością tu nie znajdziesz.

-Możliwe, że się odrodził...

-By się odrodzić, trzeba najpierw trafić do Elizjum. To ja zajmuję się ,,młodymi''. A jego na pewno tu nie spotkałem. Może jestem martwy, ale pamięć jeszcze mi nie szwankuje.

-Z pewnością... Dziękuję za rozmowę, ale muszę się już zbierać- uśmiechnęłam się do niego.

-Mam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz.

-Z pewnością. Do widzenia- oddaliłam się.

-Do zobaczenia!- usłyszałam jeszcze za plecami.

Niemożliwe, że go tu nie było. Chejron powiedział mi wszystko, ponad to, rozmawiałam z Clarisse i ona także twierdziła, że jest w Elizjum, lub się odrodził.

Więc jakim cudem...? Może Achilles kłamał? Ale jaki miałby w tym cel...

Znów się potknęłam! Cholerne doły!

Ale minutka. Nie żeby coś, ale jestem metr od ogromnej, czarnej dziury.

Wspominałam, że jak się zamyślę, to nie jestem całkowicie świadoma tego co robię?

Do tego stopnia, że potrafię znaleźć się przy wejściu do Tartaru...

Lecę. Czuję to.

Nie ma mnie kto złapać.

Lecę. Frunę, czy spadam?

Czy to ma znaczenie?

Ważne, że nic nie czuję...

Jednak nie.

Czyjaś dłoń splata się z moją i boleśnie podciąga mnie w górę.

Biorę oddech, płytki, ale dostarcza mi wystarczającą ilość powietrza.

-Spokojnie, spokojnie...- wtulam się w czyjąś klatkę piersiową i płaczę jak dziecko.

Gdy już jestem w miarę spokojna, spoglądam w górę i widzę twarz.

Twarz młodego mężczyzny, którego szpeci blizna.

Twarz Luke'a Castelln'a.

Następnego, zaginionego herosa.

~*~

Tak szczerze, to mi się nawet podobało :P

Długo mnie nie było, wiem, ale przecież zawiesiłam to opo, nie? XD

Więc:

*księżniczka

**Helena Trojańska

...Dlaczego?Where stories live. Discover now