"Pogładziłem wierzch jego dłoni, nie ukrywając zawadiackiego uśmiechu. Uwielbiałem patrzeć, jak nerwowo przegryza wargę. Na ten widok, za każdym razem wracałem do chwili, gdy przegryzł ją do krwi, a ja, superbohater Harry Edward Styles, uratowałem go pocałunkiem przed, ekhm, wykrwawieniem. Wolną ręką przeczesałem włosy, walcząc z irytującym wiatrem, który bawił się nimi, jak chciał. Rozwiewał je na każde możliwe strony. Gdyby wiatr był człowiekiem- powybijałbym mu wszystkie zęby i zszył usta.

-Tak?- zmrużyłem powieki, starając się nie roześmiać, widząc jego frustrację. Wyglądał tak piekielnie uroczo z tymi rumieńcami. Wyglądał trochę, jak zawstydzone postacie z anime.

Starałem się odnaleźć jego oczy. Chciałem, aby nasze spojrzenia się spotkały. Chciałem poczuć ten dreszcz, przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. Wciągnąłem głośno powietrze i palcem sprowokowałem go do odwrócenia głowy w moją stronę. Przez chwilę badałem jego twarz. Duże szaro-niebieskie oczy; wachlarz gęstych rzęs; zgrabny nosek; wyraźne kości policzkowe; wąskie, acz zmysłowe wargi, które aż się prosiły o pocałunek.

-O co chodzi, Lou?- dodałem prowokująco i przybliżyłem się do niego, wzmacniając uścisk naszych dłoni. Od zetknięcia warg dzieliły nas milimetry, które ledwo zdołałem zachować- Powiedz mi, bo inaczej nici z...- oblizałem znacząco dolną wargę. Mógł odebrać to dwuznacznie, ale w sumie, to kogo to wtedy obchodziło? Nie musiałem czytać w myślach, by poznać, jak bardzo chce tego zbliżenia. Podobał mi się ten widok. Bardzo. Może za bardzo, bo w moich spodniach zrobiło się nieco ciaśniej. -Ugh, chrzanić to- mruknąłem pod nosem i wpiłem się w jego wargi. Nie przeszkadzało mi to, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym i to na ławce, nieopodal placu zabaw. Jak dla mnie, każde miejsce było odpowiednie by okazać Tomlinsonowi moje uczucia. Był moim wszystkim. Był wszystkim, o co chciałem dbać. Był tym, którego chciałem kochać.

Od autora: Dziękuję Ci za okrągłe cztery miesiące pisania! All the love, H."

Czytam kilka razy wiadomość i sprawdzam, czy nie ma w niej błędów. Odkąd zacząłem pisać ten wątek, siedziałem, jak na szpilkach każdego dnia, oczekując na odpowiedź od autora. Lubiłem go, choć znałem jedynie postać, którą kreował. Zdecydowaliśmy się na zwykłą obyczajówkę, bez szczególnych udziwnień. W trakcie pisania, Louis- pozwólcie, że będę po prostu mówił na niego Louis, bo nie znam imienia autora- zaoferował, żeby jakoś połączyć nasze postacie i tak od miesiąca wdrążyliśmy gejowski dodatek. Na początku było mi niezręcznie, ale teraz przychodzi lekką ręką. No może nie do końca, bo dbam o tą rozmowę. Staram się, żeby była doskonała i sam nie wiem dlaczego. Po prostu... lubię Louisa, kimkolwiek jest po drugiej stronie. Gdyby okazał się być dziewczyną, jak to często się dzieje na tej stronie, nie pogardziłbym i chętnie umówiłbym się z nim (nią?). Problem jest taki, że nic nie wiem o osobie, która prowadzi konto Louisa. Być może mieszka w ogóle innym stanie albo, broń Boże, w Anglii, co utrudniłoby spotkanie, ale czuję, że nie podarowałbym sobie widzenia. Niestety nasze rozmowy autorskie ograniczają się do jakiś drobnostek, jak ustalenia, co do jakiś zmian w wątku albo "P.S." i nie wychodzimy poza to. A szkoda, w sumie.

Ostatni raz biorę wiadomość pod lupę i naciskam na "wyślij". Jestem jeszcze przez chwilę lekko zestresowany, gdy sprawdzam czy jest online. Niestety nie ma go. Wzdycham i zamykam komputer, odkładając go na bok. Przecieram twarz i odchylam głowę do tyłu, napotykając ścianę, za którą siedzi Luke, no chyba, że dalej zmaga się z wydostaniem kubka. Kretyn.

Dzwonek i wibracje telefonu rozlegają się po pokoju. Zdezorientowany odbieram i ospale chrypię:
-Halo?
-Ashton, gdzie Ty jesteś?- Calum niemal krzyczy do słuchawki.
-Boże, która godzina?- krzywię się, gdy moje oczy napotykają ostatnie promienie zachodzącego słońca.
-Zaraz osiemnasta- warczy.
Uderzam się otwartą dłonią w czoło i jęczę, że zaraz do nich dołączę. Rozłączam się, jak najszybciej mogę, żeby uniknąć tematu, dlaczego nie ma mnie jeszcze u Mike'a, który urządza dzisiaj imprezę. Zresztą, robi to co tydzień w piątek, ale mniejsza.

Niemal wypadam spod prysznica wraz z drzwiczkami. Wycieram się, jak najszybciej. Obwiązuję ręcznik wokół bioder i staję przy zlewie. Przejeżdżam dłonią po twarzy. Zarosłem, jak dziad. Bez namysłu chwytam za maszynkę i golę kilkudniowy zarost.
Chłopaki skopią mi dupę, jak nic.

W biegu perfumuję szyję i wciskam telefon, kluczyki i portfel do tylnych kieszeni czarnych spodni. Wybiegam z pokoju, a później z domu. Wsiadam do auta, opróżniam kieszenie. Telefon i portfel rzucam na miejsce pasażera, a kluczyki umieszczam w stacyjce. Kochana klimatyzacja automatycznie schładza moje ciało. Nienawidzę Los Angeles za tą wieczną pogodę.

✖️✖️✖️
Wiem, że Lukey jest wyższy, ale skoro Ash jest top to muszę to jakoś zaznaczyć, hahaha. Xx

roommates  「hemwin」Where stories live. Discover now