jeden

2.5K 227 76
                                    

     Unoszę wzrok na, ustawioną do mnie tyłem, sylwetkę Luka. Opiera się biodrami o blat kuchenny i usiłuje dosięgnąć szafki. Przeklina pod nosem i znów wspina na palce. Już mam ochotę zaoferować mu pomoc, ale powstrzymuję się i zaciskam wąsko wargi, by nie wybuchnąć śmiechem.
     -Zaraz Ci zedrę ten cholerny uśmieszek z mordy, Irwin- warczy, a ja automatycznie sztywnieję. Nawet na mnie nie spojrzał, a mimo to wszystko widzi. Pingwin Jasnowidz.
     -Czekam na to- wywracam oczami i zrezygnowany podnoszę się z krzesła.

Zabieram pusty półmisek ze stołu, mijam stół i wkładam naczynie do zmywarki. W między czasie wpadam na genialny pomysł i odchrząkuję, by zwrócić na siebie uwagę Luka. Z godnie z planem rzuca mi pytające spojrzenie.
-Przesuń się, Hemmings- tłumię rozbawienie, które rozsadza mnie od środka. Wiem, jak boleśnie podkreślić naszą różnicę wzrostu, która, nie oszukujmy się, uwiera go niemiłosiernie.
-Po c-c...- urywa, a jego głos staje się pełny nadziei, gdy bez trudu podnoszę mleczną pokrywę i wydostaję z niej JEGO ULUBIONY kubek w roześmiane pingwiny. Jego obsesja jest przerażająca. Z powrotem zatrzaskuję szafkę, a chłopak wyciąga ku mnie dłonie.
-Chyba nie myślałeś, że przybyłem Ci z pomocą- wybucham głośnym śmiechem- To nie te czasy, księżniczko- mrugam do niego i wymijam, niechcący trącając go barkiem.
Słyszę jego wściekle przyśpieszony oddech.
-Skurwiel i złodziej kubków- rzuca pod nosem i krzywi się, gdy wlewam do niego sok pomarańczowy.
Unoszę naczynie na znak toastu i upijam łyk.
-Twoje nie zdrowie, stary- zlizuję z warg kropelki napoju.

Poprawiam laptopa na kolanach. Jego wyświetlacz obija się w moich oczach i mrugam kilkukrotnie, by je do tego przyzwyczaić. Odpalam przeglądarkę i szybko wystukuję adres url mojej ulubionej strony. Loguję się. Serce podchodzi mi do gardła, gdy widzę cztery nowe wiadomości.
Błagam, niech jedno będzie od Louis'a.
Najeżdżam touchpadem na kopertkę i wchodzę do wiadomości.
Odpisał.
Jezu.
Jezu.
Jezu.

"Przegryzłem wargę, usiłując opanować drżenie rąk. Popiół z papierosa spadał na moje uda, ale nie zbyt teraz mnie to obchodziło. Bardziej skupiałem się na Harrym i jego ciemnych, niemal hebanowych lokach. Nie śmiałem spojrzeć mu w oczy, bo zaraz utonąłbym w ich zieleni. Przysięgam, na wszystko w co wierzę, że był to odcień perydotytu, który ciągnął mnie na samo dno tego bezkresu.

Czując, jak jego dłoń spotyka moją roztrzęsioną, zamarłem. Serce jakby przestało mi bić, a myśli skupiły się na tym, aby zapamiętać jego dotyk. Zapewne cała moja twarz nabrała koloru purpury, bo policzki paliły mnie niemiłosiernie. -Harry?- wydukałem, choć starałem się jak mogłem, aby zabrzmieć w miarę przyzwoicie i opanowanie. Miałem ochotę go pocałować. Chciałem ponownie posmakować tych pełnych, zaróżowionych warg, ale najzwyczajniej w świecie nie starczyło mi odwagi. Zawsze to on robił ten pierwszy krok i zawsze wiedział, jak powinien się zachować. Zastanawiałem się, jak to robi. Najwyraźniej z tym trzeba się urodzić... mam na myśli tą pewność siebie, którą emanował i onieśmielał.

Błądziłem wzrokiem po twarzy mojego towarzysza. Analizowałem każdą, nawet najmniejszą zmarszczkę i każdą rysę, aż w końcu moje oczy odnalazły jego wargi. Przełknąłem głośno ślinę i zapłakałem w duchu. ,,Opamiętaj się, Lou"- skrytykowałem się w myślach i ponownie wbiłem spojrzenie w tlącego się papierosa, którego, cóż... niewiele zostało, a wprawdzie nawet nie wziąłem go do ust. Harry wiedział, jak zaskarbić sobie moją uwagę i myślę, że wiedział, że potrzebuję jego warg na swoich."

Z każdym przeczytanym słowem mój uśmiech zdaje się poszerzać. Śledzę wyraz po wyrazie, linijkę po linijce. Czytam, analizuję, głupio cieszę gębę. Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią, aż w końcu wywalam z siebie potok kreatywności.

roommates  「hemwin」Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz