27.Ty jesteś nienormalny, Winchester.

100 12 15
                                    

Dobra, przesadziłem. Nie powinienem tak się wydzierać na Case ale chyba zrozumiała, że byłem zdenerwowany tym, że jakiś zboczeniec i nauczyciel Ash w jednej osobie, chciał "ulżyć" sobie jak i swoim chorym fantazjom. I to na mojej siostrze! Czasem, jak to w rodzeństwie, kłócimy się, wyzywamy i śmiejemy z siebie ale, do cholery, jednak to nadal moja młodsza siostra! Mam obowiązek dbać o nią i chronić, zapewnić jej bezpieczeństwo i nie pozwolić nigdy w życiu, żeby stała jej się krzywda! Dlatego za kompletnie normalne i konieczne uznałem to co właśnie zrobiłem.

Pchnąłem drzwi wyjściowe bloku i ruszyłem chodnikiem w stronę mojego domu. To znaczy, nie tylko mojego bo był też Cassie i Nate'a, i nie domu bo to tylko mieszkanie na czwartym piętrze. Nie było tak daleko. Jak się okazało, z pomocą Martina, ten psychol i zboczeniec mieszkał w bloku obok Ash... I jak widziałem dokładnie, widok z jego okna był idealny na sypialnię Ashley! Zignorowałem moje brudne ręce, które wcisnąłem zdenerwowany w kieszenie kurtki, też brudnej jak i spodnie, i szedłem dalej.

-Dean? - usłyszałem z odległości może kilku metrów przed sobą. Podniosłem głowę i spojrzałem na... Davida?

-Cześć. - mruknąłem niemrawo roztrzęsionym nadal od adrenaliny głosem jak i od zdenerwowania.

-Wiesz może co z Case? Dzwoniłem do niej bo miałem przyjść na korki ale nie odbiera. Albo raczej powiem prawdę, że odrzuca. - wyrównał ze mną krok bo gdy on mówił ja się nadal nie zatrzymałem. Był wieczór w środku stycznia, ciemno gdzie nie spojrzysz poza miejscami oświetlającymi przez latarnie a ludzi tylko kilku na ulicach. Przecież chyba o dwudziestej w piątek jest co robić na mieście, nie? A przynajmniej nastolatki i ci trochę starsi. Na imię mojej dziewczyny zacisnąłem w kieszeniach pięści. Powinienem ją przeprosić za to, że się na nią wydarłem... Ale ona natomiast powinna powiedzieć mi wcześniej o tym, co powiedziała dopiero kilka godzin temu!

-David, nie wiem. - warknąłem w jego stronę ledwo, ponownie, nad sobą panując -Może się odezwie ale będzie za późno. - mruknąłem ciszej. Może byłem złośliwy ale miałem powód.

-Co? - nie zrozumiał nastolatek. Przystanąłem nagle. Zaczął mnie wnerwiać, jak wszystko od kilku godzin. Złapałem go za brzegi kurtki i przycisnąłem go do muru za nim. Byliśmy w jakiejś bocznej uliczce skąd było jak rzut beretem do naszego mieszkania. Widziałem w jego oczach zdziwienie i strach. Znowu ponownie tego wieczora.

-Słuchaj. Nie obchodzi mnie, że nie Case nie odbiera. Nie obchodzi mnie nawet to, że będę miał przesrane dość niedługo. A ty spadaj i odpieprz się, okej?! - warknąłem groźnie na niego. Prawie od razu oprzytomniałem i puściłem go cofając się do tyłu oddychając głęboko -Przepraszam, David. - mruknąłem i pospiesznie odszedłem.

Cholera! Nie mogę się wyżywać na niewinnych! Najpierw Case... która winna po części jest bo nie powiedziała mi wcześniej, najlepiej od razu gdy się o tym dowiedziała sama. Potem David, Bogu ducha winien chłopak. I co to była w ogóle za akcja z tą taśmą i "ściemnieniem"?! Przecież jakby Nate czy Camille, czy nawet ktokolwiek inny wszedł do mieszkania, uznałby to za scenę jak w horrorze. Mnie i Jamesa jako ofiary a Case i Aidana jako te czarne charaktery. Brakowało tylko zakrwawionych noży na stole albo w ich rękach...

Nawet nie wiem jak doszedłem do starej bazy Danielsa. Rozejrzałem się na boki. Nie było nikogo w promieniu stu metrów. Już wcale nie myśląc trzeźwo przekroczyłem próg budynku. Od razu przy wejściu po prawej leżał przewrócony na bok stół. Pamiętam go. Podszedłem bliżej do blatu i ukucnąłem przy nim. Nadal były tam ślady kul. Ba, nawet kilka nadal w nim tkwiło. Dotknąłem tych miejsc palcami. Szorstka powierzchnia przypomniała mi tamten wieczór. Zaczęty wygranym wyścigiem, przechodzącym przez wybuch na torze, Aidana, akcję ratunkową, szpital a kończący się wyjazdem szatynki.

FractiousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz